Ten albatros czarnobrewy jest bowiem jedynym przedstawicielem swojego gatunku na północnej półkuli. Wszystkie potencjalne kandydatki żyją tysiące kilometrów od niego.

Według ornitologów z Królewskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków ponad 50-letni ptak kilkadziesiąt lat temu został zwiany z kursu w strefie okołorównikowej i zamiast wrócić do tradycyjnych lęgowisk na wyspach południowych oceanów Atlantyckiego, Spokojnego i Indyjskiego, skierował się na północ. Od tamtej pory odwiedza kolonie podobnych do siebie z wyglądu głuptaków i bez powodzenia zaleca się do samic. Widywany jest regularnie na szkockich wysepkach Bass Rock i Sula Sgeir oraz na półwyspie Hermaness na szetlandzkiej wyspie Unst, gdzie mieszkał przez ponad 20 lat i stał się atrakcją turystyczną.

Albert zdołał dotrzeć aż na wody Szkocji, bo tak jak jego pobratymcy jest długodystansowym lotnikiem – mistrzem szybowania. Albatrosy przez kilkadziesiąt lat życia pokonują nawet kilka milionów kilometrów. Wędrują głównie po to, by zdobyć pokarm dla młodych. Łączą się w pary na całe życie. Najstarsza samica albatrosa doczekała się już 30 piskląt, z czego część z partnerem, który towarzyszy jej od ponad 10 lat. Jednak ostatnio coraz częściej trafiają im się „rozwody”.

Choć czarnobrewe są najpopularniejsze w rodzinie, tak jak i pozostali jej przedstawiciele uznane zostały za gatunek zagrożony wyginięciem. Ptaki próbują podkradać ryby odławiane przez człowieka, w efekcie często giną w rybackich sieciach lub na hakach z przynętą przywiązanych do długich lin ciągniętych przez kutry.

W 1971 roku australijska formacja Jigsaw nagrała piosenkę pt. "Albert the Albatross". Choć nie wiemy, czy muzycy świadomie nawiązali do historii nieszczęsnego włóczęgi z wysp szkockich, to jednak dzięki ich hitowi Albert wszedł także do popkultury.