Bitwa pod Sommą rozpoczęła się 1 lipca 1916 roku. Wcześniej przez osiem dni Brytyjczycy bombardowali niemieckie pozycje. Po długim ostrzale artyleryjskim przyszedł czas na atak piechoty. Miały go zapoczątkować potężne eksplozje – starannie przygotowane wybuchy min, umieszczonych pod najlepiej bronionymi fragmentami niemieckiej linii obrony. 

Jedno z takich miejsc znajdowało się na zachód od wioski Beamount Hamel położonej nad Sommą. Była to tzw. reduta Hawthorn Ridge, zbudowana jeszcze w 1914 r. Ufortyfikowane niemieckie okopy mogły stanowić twardy orzech do zgryzienia. Postanowiono wpierw je wysadzić.  

18 ton materiałów wybuchowych  

Redutę dzieliło od brytyjskich wojsk 900 metrów. Na takiej długości górnicy i saperzy wykopali podziemny chodnik prowadzący w stronę niemieckich punków obrony. Znajdował się na głębokości 18 m. Przeniesiono nim nieco ponad 18 ton materiałów wybuchowych, które zostały złożone pod redutą. Była to jedna z 19 min-pułapek rozmieszczonych pod niemieckimi pozycjami. 

Detonacja pod Hawthorn Ridge miała nastąpić dokładnie o godzinie 7:30 rano. Jednak dowodzący na tym odcinku siłami brytyjskimi generał porucznik Aylmer Gould Hunter-Weston zdecydował o przyspieszeniu eksplozji o dziesięć minut. Uważał, że tyle potrzeba, by ziemia po wybuchu osiadła i nie zagroziła jego szturmującym żołnierzom.

Wybuch nastąpił więc o 7:20. Do dziś możemy zobaczyć, jak wyglądał, ponieważ został nagrany przez Geoffreya Malinsa, oficjalnego dokumentalistę Brytyjczyków, i włączony do niemego filmu „Bitwa pod Sommą”. 

Dwa kratery 

Wydawałoby się, że dziesięć minut nie stanowi wielkiej różnicy. Jednak w przypadku Hawthorn Ridge zmieniły one historię ataku na wioskę Beamount Hamel. Później decyzję Hunter-Westona określono jako „kolosalny błąd”.

Niemcy dostali czas, by zająć krater – kiedy Brytyjczycy przebiegli przez ziemię niczyją, okazało się, że czekają już na nich obrońcy. Niemcy skutecznie obronili redutę Hawthorn Ridge, co przyczyniło się do klęski całego atakującego na tym odcinku VIII Korpusu. 

Bitwa pod Sommą trwała aż do połowy listopada 1916 r. Po obu stronach zginęło w niej milion żołnierzy, a siły alianckie przesunęły linię frontu zaledwie o 12 km. Tunel pod Hawthorn Ridge został ponownie wykorzystany pod sam koniec tego starcia.

Pod redutą znów umieszczono minę, którą wysadzono 13 listopada. Tym razem Hawthorn Ridge szturmowała szkocka piechota, mając wsparcie czołgów. Wioska Beamount Hamel została zdobyta, a do niewoli brytyjskiej dostało się 2 tys. niemieckich żołnierzy. 

Badania krateru 

Pozostały po obu wybuchach krater przez sto lat znajdował się na terenie prywatnym. Zmieniło się to w 2018 r., co pozwoliło przeprowadzić badania naukowe Hawthorn Ridge. Ich wyniki zostały właśnie opublikowane w czasopiśmie „Journal of Conflict Archaeology”

Naukowcom udało się wskazać epicentra obu detonacji – zarówno tej z 1 lipca, jak i z 13 listopada. Znaleźli niewybuch – brytyjski pocisk artyleryjski z nienaruszonym zapalnikiem oraz pustą skrzynkę po amunicji do karabinu maszynowego Vickers. A także liczne dowody wskazujące na to, że po pierwszym wybuchu i odparciu ataku Niemcy skutecznie włączyli zapadlisko w swoją linię obrony. 

Krater obronny 

Jakie to dowody? Archeolodzy natrafili na niemiecki drut kolczasty i na resztki kabla komunikacyjnego. Znaleźli też pozostałości po płytkim tunelu, który prawdopodobnie ciągnął się z krateru w stronę przeciwnika, by zapewnić Niemcom przewagę na ziemi niczyjej. 

Niemcy szybko opanowali sztukę przechwytywania kraterów i wykorzystali to na swoją korzyść – podsumowuje prof. Peter Doyle z University of London, jeden ze współautorów badań. − Chociaż w pierwszym wybuchu stracili wielu ludzi, krater stał się częścią linii frontu niemieckiego. Oznaczało to, że szansa na przełamanie tej linii została w tym miejscu stracona – dodaje badacz. 

Źródło: Phys.orgJournal of Conflict Archaeology