Z roślinami, które nazywamy chwastami, postępujemy wyjątkowo okrutnie. Opryskujemy je, wyrywamy, wycinamy, wykopujemy i palimy. A to wszystko z bardzo prozaicznego powodu. – Dany gatunek jest chwastem wtedy, gdy rośnie w złym – z punktu widzenia rolnika czy leśnika – miejscu – tłumaczy prof. UW dr hab. Marcin Zych, dyrektor Ogrodu Botanicznego UW. – Status chwastu zależy więc od kontekstu. Rosnąc gdzie indziej może być już uważany za roślinę przydatną.

Rośliny niepożądane – jak przyrodnicy wolą nazywać chwasty – na swoją złą sławę ciężko zapracowały. Zabierając miejsce, światło i składniki pokarmowe, obniżają plony roślin uprawnych i utrudniają ich zbiory. Wpływają też negatywnie na ich jakość. Np. nasiona tobołków nadają mące gorzki smak, a zjedzone przez krowy piołuny zmieniają zapach ich mleka. Niektóre rośliny – np. barszcz Sosnowskiego czy lulek czarny – są trujące. Inne są żywicielami groźnych dla roślin uprawnych chorób i szkodników.

Chwasty istnieją jednak wyłącznie z punktu widzenia człowieka. W naturalnym środowisku te same rośliny pełnią kluczowe funkcje w ekosystemach. Gwarantują m.in. dogodne warunki środowiskowe dla innych roślin oraz zwierząt.

Chwasty pozytywnie wpływają na jakość gleby

Chwasty są dowodem na to, że przyroda walczy o naturalną sukcesję roślin. Kiedy usuwamy rodzimą roślinność i zakładamy roczne plony, powstrzymujemy tę sukcesję – pisze Preston Sullivan w „Principles of sustainable weed management for croplands”.

Takie działania mogą nieść negatywne skutki. M.in. dlatego, że wiele roślin powszechnie uważanych za chwasty pozytywnie wpływa na życie biologiczne gleby. Na przykład szczawie i osty sprzyjają akumulacji substancji pokarmowych, które są warunkiem przetrwania mikroorganizmów glebowych. Co więcej, po śmierci naziemnej części rośliny, jej korzeń staje się dodatkowym pokarmem mikroorganizmów. W wyniku następującego później rozkładu rośliny gleba uzupełnia zasoby próchnicy.

W końcu, gdyby nie chwasty, ludzkość mogłaby cierpieć z powodu globalnego głodu. Dlaczego? W regionach, gdzie często pada, wieje albo jest pochyły krajobraz, erozja gleby jest poważnym problemem. W jej wyniku cenna, wierzchnia, nadająca się pod uprawy warstwa gleby zmywa się z każdym ulewnym deszczem. Chwasty ten proces powstrzymują.

Mechanizm ten działa nawet w naszych ogrodach. Jako ogrodnik nie lubię perzu, ale jest to roślina, która doskonale stabilizuje podłoże. Tego typu roślin jest więcej. Dzięki elastycznym i mocnym kłączom tworzą podziemną sieć, która sprawia, że pochyłe i piaszczyste podłoża czy skarpy są bardziej zwarte i odporne na erozję – mówi prof. Zych.

W czasie upałów chwasty działają też jak klimatyzacja. Utrzymują niższą temperaturę gleby i zatrzymują wilgoć. Chronią tym samym jej pożytecznych mieszkańców, czyli np. bakterie i grzyby.

Chwasty mogą służyć jako wskaźnik stanu gleby

Dziko rosnące rośliny mogą być przekaźnikami wielu praktycznych informacji dotyczących zdrowia i rodzaju gleby. Ich gatunek i rozmiar wskazują na panujące w danym miejscu pH. Pomagają też zidentyfikować niedobory minerałów. Na przykład paluszniki mogą wskazywać, że gleba jest sucha i zagęszczona. Bujne drzewostany jasnoty różowej mogą oznaczać, że gleby są mocno zasadowe. Duże skupiska szarłatu spożywczego mogą wskazywać na niską zawartość wody w glebie.

O rozmieszczeniu w ziemi składników odżywczych świadczy też system korzeniowy rosnących w danym miejscu roślin. Jeśli mają one korzenie płytkie, to oznacza to, że większość składników odżywczych i wody znajduje się przy wierzchniej warstwie gleby. Jeśli zaś korzenie przypominają odwróconą do góry nogami choinkę to znaczy, że składniki odżywcze ukryte są głęboko. Mogą być to wskazówki dla hodowców, którzy na ich podstawie mogą zdecydować, jakie warzywa i rośliny warto w danym miejscu sadzić.

Chwasty to źródło cennej biomasy, np. na kompost

Zazwyczaj chwastami nazywa się gatunki roślin, które mogą być szkodnikami, takie jak szarłat, lebioda czy palusznik. Ale np. producenci herbicydów zaliczają do nich też koniczyny, rajgras czy wykę kosmatą. Czyli gatunki, które wielu rolników ceni jako rośliny pastewne czy okrywowe.

Wiele z nich nadaje się również na wartościowy zielony nawóz. Ze względu na złożone systemy korzeniowe są bowiem skuteczne w wydobywaniu z gleby i akumulowaniu wartościowych minerałów w szerokim zakresie poziomów pH. Jest jednak jeden warunek. Zebrana i przetworzona biomasa musi być pozbawiona nasion. Inaczej kompost może stać się rozsadnikiem kolejnych roślin.

Wszelkiego rodzaju rośliny niepożądane nadają się też do tworzenia pewnej odmiany podniesionych grządek, tzw. hugelkultur. Wały tworzone z warstw kłód, gałęzi i dużej ilości materii organicznej (chwasty, liście, nawóz) na sam koniec pokrywane są ziemią. Taka podwyższona grządka szybciej się nagrzewa, przez co ułatwia roślinom wiosenny start. Spróchniałe drewno chłonie też bardzo duże ilości wody, która może być przez rośliny pobierana w bardziej suchych okresach.

Chwasty zapewniają schronienie i pożywienie dla owadów

Nie tylko gleba, również owady potrzebują „niepotrzebnych” roślin. Zostawiając zachwaszczone tereny, zapewniamy źródło pożywienia i schronienie zapylaczom, z których wiele należy do gatunków zagrożonych.

Jeśli w ogrodzie czy sadzie chce się mieć motyle, to trzeba mieć np. pokrzywy. Dla rusałki admirała czy rusałki pokrzywnika jest to roślina pokarmowa. Bez niej gąsienice motyli nie przetrwają – mówi prof. Zych. Obecność kwitnących chwastów dwuliściennych sprzyja rozwojowi łańcucha pokarmowego i wpływa dodatnio na liczebność i różnorodność owadów w okolicy.

– Pamiętajmy, że trzy czwarte upraw na świecie wymaga zapylaczy. Zboże jest wiatropylne, więc żadna pszczoła czy muchówka się nim nie pożywi. Rośliny niepożądane są tak naprawdę sprzymierzeńcami rolników. Jeśli ci mają sady i hodują warzywa, to potrzebują zapylaczy, a te potrzebują pożywienia – tłumaczy prof. Zych. – Dlatego tak ważne są okrajki i miedze. Rosnące na nich rośliny są naturalnymi rezerwuarami pokarmu w czasie, kiedy sady nie kwitną.

Miguel Altieri w książce „Agroecology: The science of sustainable agriculture” wskazuje też, że wyeliminowanie wszystkich chwastów z ekosystemu uprawy może zniszczyć wartościowe siedliska naturalnych wrogów owadzich szkodników. A tym samym zwiększyć koszt ich zwalczania.

Po wyeliminowaniu tych roślin pozostaje już tylko stosowanie pestycydów, które nie sprzyjają środowisku naturalnemu. Badania pokazują, że ich stosowanie wpływa negatywnie na kondycję populacji zapylaczy, które w wyniku kontaktu ze środkami chemicznymi są coraz mniejsze i coraz mniej płodne.

Chwasty mogą być jadalne, mają też właściwości lecznicze

Tak zwane chwasty są często przysmakami zwierząt hodowlanych. Kozy uwielbiają ostrężnice, winorośle i wszelkie trawy. Świnie słyną ze zjadania nawet ich korzeni.

Wśród roślin, które tak namiętnie tępimy, można znaleźć też szeroki wybór tych, które sami możemy jeść. Często są to rośliny, które były dawniej hodowane, ale na przestrzeni lat zostały zapomniane. Mniszek lekarski, gwiazdnica pospolita, dzikie jagody, sumak, krwawnik, dziewanna, pokrzywy, szczaw – to tylko część nadających się do przetwarzania i spożywania gatunków. Z ich pędów, liści, nasion i kwiatów można przygotowywać bogate – szczególnie w żelazo i witaminę K – dania.

Zbieractwo chwastów, tzw. wildcrafting, należy jednak uprawiać odpowiedzialnie, podpierając się wiedzą na temat poszczególnych gatunków. – Coś, co dla jednych jest chwastem, dla innych może być wartościową rośliną uprawną. Osobiście bardzo lubię komosę i kwaśno-pieprzową portulakę, a do omletu dodaję młode liście pokrzywy – mówi prof. Zych.

Wiele z tak zwanych chwastów ma też właściwości lecznicze i prozdrowotne. Wśród nich jest na przykład chaber bławatek, z którego napary wspomagają m.in. leczenie chorób układu moczowego i stanów zapalnych skóry, a także nawrot polny. W Wielkiej Brytanii planuje się go hodować na skalę przemysłową w celu pozyskiwania kwasów tłuszczowych omega-3.

Chwasty pomagają w stworzeniu zrównoważonych upraw rolnych

Intensyfikacja rolnictwa, rozwój technik wielkopowierzchniowej uprawy i chemicznego zwalczania roślin konkurujących z roślinami uprawnymi doprowadziły do tego, że wiele „mniej przydatnych roślin” znalazło się na krawędzi zaniku. Uprawy monokulturowe zdominowały dzisiejsze rolnictwo, ale istnieje dla nich wiele alternatyw.

Permakultura to system produkcji żywności, który ma na celu naśladowanie naturalnych zbiorowisk roślinnych i procesów ekologicznych. Polega m.in. na utrzymywaniu mniej użytecznej roślinności, aby pozostawić minimalną przestrzeń dla uciążliwych chwastów. Podobnie działają uprawy okrywowe, sadzenie roślin o dużej gęstości i tzw. międzyplony.

Duża ilość roślin nie tylko zabiera przestrzeń bardziej kłopotliwym chwastom, ale jest też gwarantem zróżnicowanego gatunkowo. A przez to także zdrowego ekosystemu. – Jeżeli mamy stabilną fitocenozę, czyli zbiorowisko roślinne, to mamy też grzyby mikoryzowe. A dzięki nim rośliny rosną lepiej – twierdzi prof. Zych.

Chwasty są częścią rolniczych tradycji w różnych regionach świata

W ramach tradycyjnych systemów ogrodnictwa rośliny towarzyszące cieszą się większym poważaniem niż w nowoczesnych. Meksykańscy rolnicy z ludu Tarahumara opracowali system zarządzania uprawami, w ramach którego pozwalają na rozwój nieszkodliwych roślin niepożądanych, przy jednoczesnym usuwaniu tych bardziej inwazyjnych.

Na ich polach można znaleźć nawet do 75 gatunków roślin, wśród których są i te, które w innych częściach świata zalicza się do chwastów. Meksykanie uprawiają je w wielopoziomowych zbiorowiskach drzew, krzewów, traw, warzyw i ziół, co zapewnia szeroki wybór żywności, paszy i leków i pozostawia niewiele miejsca na rozwój szkodliwych chwastów. Tarahumara polegają też na jadalnych chwastach w czasie, gdy ich plony jeszcze nie są dojrzałe i gotowe do zbioru.

Zdarza się, że systemowe pozbywanie się chwastów przynosi negatywne skutki dla całych społeczności. W krajach rozwijających się zbyt silna kontrola nad chwastami i zastąpienie tradycyjnych polikulturowych upraw monouprawami zachwiało bezpieczeństwem żywnościowym. Praktyki te ograniczyły bowiem lokalną produkcję żywności i wyeliminowały pożywne chwasty, takie jak szarłat czy portulaka. Pozbawiło to społeczności o niskich dochodach ważnego i smacznego źródła witamin i składników mineralnych.

Rolnictwo, w ramach którego nie eliminuje się wszystkich nieprzydatnych roślin, jest warunkiem utrzymania rezerwuaru biologicznego i się nam po prostu opłaca – tłumaczy prof. Zych. – Wierzę, że jest ono możliwe, ale musimy spełnić pewne warunki. Trzeba postawić na długofalową strategię myślenia i odejść od rabunkowego podchodzenia do świata.