Wielka literatura nie opiewa orek. Wprawdzie ich szlachetne, opływowe kształty, ubarwienie biało-czarne jak u pandy i „zębów pełen pysk” nadają im wygląd istot nie z tej ziemi, ale to nie wystarczyło, by orka stała się bohaterem jakiejś znanej powieści. Nie ma wśród orek żadnego Moby Dicka.

Niemniej jednak większość z nas ma przed oczami obraz tych zwierząt wzięty z telewizji i filmów przedstawiających orki w oceanariach, jak popisują się skokami w trakcie cyrkowych pokazów albo pływają bez ustanku w kółko w ciasnych, surowych basenach. Wiele osób uważa, że trzymane w niewoli cierpią psychiczne tortury, bo pozbawione są bogactwa bodźców, jakich dostarcza życie na wolności.

Smuci to każdego, kto wie, jakie te ssaki są na swobodzie – przebojowe i rozumne, radosne i sprytne, jak kochają ocean, polowanie, życie.

Pewnego zimnego styczniowego dnia otaczają mnie setki czarno-białych orek pomykających watahami po wodach norweskiego Andfjorden, 320 km na północ od koła podbiegunowego.

Orcinus orca, jak brzmi naukowa nazwa gatunku, to największy przedstawiciel delfinów. Grzbiety i sterczące płetwy połyskują w arktycznym zmierzchu, gdy orki, na przemian nurkując i wynurzając się, naganiają, spędzają w zbity kłąb, a potem pożerają srebrzyste śledzie.

Czasem któraś orka plaśnie ogonem o powierzchnię wody. Potrafią też machnąć nim pod wodą; dla śledzi takie uderzenie to „dzwon pogrzebowy”, jak to ujęła Tiu Similä, zoolożka, która opisała polowania orek metodą zwaną „żerowaniem karuzelowym”. Uderzenie ogonem nie tyle zabija ryby, ile je ogłusza, przez co stają się łatwym łupem.

– To, co widać na powierzchni, to drobny fragment tego, co się dzieje pod wodą – wyjaśnia uczona. – Każda orka ma swoje zadanie. Tu obowiązuje ścisła choreografia, jak w balecie. Zwierzęta koordynują działania, porozumiewają się ze sobą, podejmują decyzje w zależności od zmian sytuacji.

Mimo że śledzie są liczne, wcale nie należą do zdobyczy łatwych. Pływają szybciej niż orki i umieją tworzyć zwarte obronne formacje, które sforsować równie trudno jak mury fortecy. Orki nie mogą się na nie rzucić i połykać wraz z wodą, jak to czynią walenie fiszbinowce. Ale nauczyły się zaganiać śledzie niczym psy pasterskie owce, tworząc z nich zwarte grupy, nad którymi są w stanie zapanować.

– Muszą uniemożliwić rybom schronienie się w głębinach. Aby utrzymać je tuż pod powierzchnią zbite w kulę, pływają wokół nich po okręgach.

Członkowie stada na zmianę nurkują pod ławicę śledzi i opływają ją, tworząc karuzelę, a równocześnie płoszą ryby, wypuszczając bańki powietrza, wydając dźwięki i przewracając się na wznak, by straszyć je białymi brzuchami. Ryby zbijają się coraz ściślej. Gdy karuzela rozkręci się na dobre, śledzie zaczynają wyskakiwać z wody, rozpaczliwie próbując uciec.

– To wygląda tak, jakby morze się zagotowało – mówi Tiu Similä. Gdy orki mają już śledzie pod kontrolą, jedna z nich uderza w skraj ławicy ogonem i w ten sposób ogłasza, że obiad podano.

Ssaki, które teraz obserwowaliśmy, nie tworzyły klasycznej karuzeli. Pływały to tu, to tam w masie ryb, ale nie dookoła pod ławicą. Chociaż tym razem powierzchnia morza nie gotowała się od wyskakujących ryb, orki i tak miały ucztowanie. Świadczyły o tym uderzenia ogonami i wypływające co rusz ogłuszone czy martwe śledzie oraz luźne łuski unoszące się na powierzchni niczym srebrne monety.

Żerowanie karuzelowe orek to jedna z ich kilkunastu metod polowania. Niektórzy naukowcy, w tym Tiu Similä, uważają, że są one przejawem odrębnych „kultur” tworzonych przez populacje orek. Na te kultury składają się rozmaite strategie myśliwskie stosowane przy postępowaniu z różnymi typami zdobyczy.

W Argentynie na przykład orki wyskakują na brzeg, by chwytać niczego nie podejrzewające młode uchatki. W wodach Antarktyki stadka orek wspólnymi siłami wywołują duże fale, które zmywają foki z kry. Młode orki uczą się tych myśliwskich forteli od osobników dorosłych.

Nigdy nie zaobserwowano, by orki współpracowały przy polowaniu z innymi gatunkami waleni.

Zdarza im się za to polować na przedstawicieli takich gatunków waleni jak kaszaloty, pływacze, finwale, humbaki i innych; dlatego wielorybnicy nazywają orki „zabójcami wielorybów”.

I dlatego też Tiu Similä jest zdziwiona tym, co teraz widzimy. Zazwyczaj tutejsze stada orek polowały na ryby same, tymczasem dzisiaj pływają wśród orek humbaki i finwale, zajadając się wspólnie śledziami. Orki się uwijają, zaganiając śledzie, a humbaki wyskakują do góry, rozdziawiają paszcze i łykają ryby, zanim orki się do nich dobiorą. Finwale natomiast pokazują swoje zakrzywione płetwy grzbietowe tylko na krótkie chwile, nabierają powietrza i znikają pod wodą, by ucztować w głębi.

– Nigdy czegoś takiego nie widziałam – przyznaje badaczka. – Czyżby różne gatunki współpracowały przy łapaniu ryb?

Virginia Morell, 2015

Poniższy artykuł jest trzecim i ostatnim w cyklu "Zrozumieć delfiny". Przeczytaj też dwa poprzednie: "Pora porozmawiać" i "Uwolnić delfina".