Plaga myszy szczególnie dała się we znaki mieszkańcom Nowej Południowej Walii oraz Queensland. Wzmożona aktywność gryzoni jest najprawdopodobniej wynikiem ostatnich zbiorów zboża. Po kilku latach suszy zeszłoroczne plony są wyjątkowo bogate, co teoretycznie powinno cieszyć rolników. Nikt nie spodziewał się jednak, że doprowadzi to do przybycia tysięcy myszy. Zwierzęta biegają po ulicach, przedostają się do domów, samochodów, a nawet firm. Miejscowi są już zmęczeni sprzątaniem szkód oraz rozstawianiem kolejnych pułapek, w które nie zawsze udaje się złapać szkodniki.

 

 

Mysia plaga w Australii

Mieszkanka miasta Toowoomba w stanie Queensland znalazło gniazdo myszy we własnym fotelu. Kobieta rozpruła materiał, kiedy poczuła nieprzyjemny zapach. Jedna z rodzin dotkniętych plagą donosi z kolei, że jednej nocy udało im się złapać 183 gryzonie. Choć liczba robi wrażenie, nie jest to rekord. Pracownicy jednego z supermarketów wyłapali 500 szkodników. Żeby sklep mógł funkcjonować, sprzątanie szkód rozpoczęto na kilka godzin przed zjawieniem się pierwszych klientów. Myszy zjadły część produktów, pogryzły kable i zostawiły po sobie odchody.

Plaga myszy jest problemem nie tylko ze względu na niszczenie gospodarstw i miejsc pracy. Gryzonie mogą bezpośrednio przenosić choroby, takie jak leptospiroza, salmonelloza, tularemia czy dżuma. Znajdujące się na nich kleszcze mogą dodatkowo sprzyjać zakażeniom boreliozą. Jak na razie do szpitala trafiły trzy osoby ugryzione przez myszy.

 

 

Trwa polowanie na myszy

Inwazja szkodników zaczęła się kilka miesięcy temu, jednak w ostatnich tygodniach jest jeszcze bardziej odczuwalna. Mieszkańcy i służby porządkowe regularnie podejmują próby wytępienia gryzoni, ale trutki i pułapki nie dają rady tysiącom nieproszonych gości. Skalę problemu pokazują nagrania udostępniane przez Australijczyków w mediach społecznościowych. Widać na nich, że zwierzęta nie boją się ludzi i nie zawsze uciekają na ich widok.

W miniony weekend wschodnie wybrzeże Australii doświadczyło obfitych opadów deszczu, a w efekcie ogromnych powodzi, które zmusiły tysiące ludzi do ewakuacji. Mieszkańcy stanów Nowa Południowa Walia i Queensland mają nadzieję, że prognozowane na najbliższe dni ulewy pomogą im na dobre uporać się z plagą myszy.

 

Pająki i węże w poszukiwaniu schronienia

Intensywne opady deszczu niosą ze sobą ryzyko nie tylko podtopień. Rekordowe powodzie w południowowschodniej części Australii doprowadziły do tego, że wiele zwierząt musiało szukać nowych schronień. Część węży i pająków wybrała domy zamieszkałe przez ludzi. To naturalna kolej rzeczy – organizmy lądowe instynktownie szukają suchych miejsc. 

Niektórzy Australijczycy ewakuują się z domów nie z powodu powodzi, a nowych lokatorów. Do tego grona nie zalicza się jednak Matt Lovenfosse. W rozmowie z CNN mężczyzna opowiedział o swoim dzieciństwie spędzonym na wsi. Sytuacja, w której węże i pająki uciekają do domu, żeby schronić się przed wodą, nie jest dla niego niczym nowym.

– Moja rodzina mieszka w tym miejscu od zawsze. Czujemy się tu bezpiecznie – wyjaśnił.