Doba rywalizował z dziewiątką innych podróżników, sportowców i działaczy społecznych z różnych krajów. Był pierwszym w historii plebiscytu Polakiem, który trafił do finałowej dziesiątki nominowanych. Ten fakt z pewnością skłonił rodaków mieszkających w różnych zakątkach świata do oddawania na niego głosów. Piotr Chmieliński, także kajakarz, który jako pierwszy w historii spłynął Amazonką od źródeł do ujścia, wskazuje jeszcze inne aspekty: – Swoją samotną wyprawą przez Atlantyk Olek niewątpliwie zaimponował podróżnikom i eksploratorom, ale też zainspirował osoby, które widzą w nim jednego ze swoich: emeryta, turystę realizującego swoje marzenia.


 

Czekając na start

Dla Doby tytuł Podróżnika Roku niczego w życiu nie zmienia, może poza tym, że ma jeszcze więcej spotkań, prelekcji i wywiadów. – Kiedy mąż był na Drugiej Wyprawie Transatlantyckiej, w każdej chwili mogłam zobaczyć jego położenie na oceanie poprzez satelitę. Gdy wrócił, nadal nie ma go w domu, ale już nie mam możliwości sprawdzenia, gdzie jest – żartowała Gabriela Doba, żona kajakarza, kiedy pojawili się razem w redakcji Travelera. Olek Doba – z Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski wpiętym w klapę garnituru przez prezydenta Komorowskiego.

Podróżnik ma jednak zdrowe podejście do tego, co się wokół niego dzieje. – Nadal witam się ze wszystkimi znajomymi – żartuje. – Nie płynąłem przecież przez Atlantyk po to, żeby zdobyć tytuł, nie wiedziałem o jego istnieniu – dodaje. Chmieliński widzi to tak: – Wyprawa Olka nie była desperacką, jednorazową mobilizacją mającą udowodnić, że „Polak potrafi”. Z własnego doświadczenia wiem, że musi w tym być życiowa pasja i osobista potrzeba realizowania siebie i swoich marzeń, a także wiele włożonej pracy.

Pasją Doby od dawna jest kajakarstwo. Bakcyla połknął, kiedy miał 34 lata. Wcześniej też był aktywny, taką ciekawość życia i świata zaszczepili w nim rodzice. Jego wolny czas wypełniały rower, góry, skoki spadochronowe i szybowce. – Nic nie zastąpi latania – mówi z przekonaniem. Co więc skłoniło go, żeby skrzydła zamienił na wiosła? Po ukończeniu studiów na Politechnice Poznańskiej znalazł pracę w Policach pod Szczecinem, gdzie mieszka do dziś. Tam warunki do uprawiania szybownictwa nie były już tak dobre jak w Poznaniu. Docierała morska bryza, poza tym z racji bliskości granicy przestrzeń powietrzna często była zajęta przez samoloty wojskowe. – Więcej czasu spędzałem na lotnisku, czekając na pozwolenie na start, niż w powietrzu – wspomina Doba. – Zrezygnowałem z latania, ale zaraziłem się kajakarstwem.
 

Głodny przygód

Na spływ namówili go znajomi z zakładowego klubu. Pierwszą rzeką była Drawa: piękna, z szybkim nurtem i mnóstwem zwalonych drzew. Do dziś jest jego ulubioną. W wolnych chwilach, których ostatnio jednak za wiele nie ma, pływają po niej z żoną, synami Czesławem i Bartłomiejem oraz wnuczkami. Gabriela Doba uważa, że oglądanie świata od strony wody jest bardzo przyjemne, nigdy jednak nie miała aspiracji do pływania po górskich rzekach czy morzu.

Jej mąż szybko przeszedł od kajakarstwa rekreacyjnego do ekstremalnego. Zafascynowany nową aktywnością, przepłynął większość polskich rzek, w tym Odrę od źródeł do ujścia. Kiedy Polska zrobiła się zbyt ciasna, okrążył Bałtyk, dotarł za koło podbiegunowe – do Narwiku w Norwegii, wreszcie opłynął jezioro Bajkał. Później Paweł Napierała z Zielonej Góry poddał pomysł przepłynięcia Atlantyku: z miasta Thema w Ghanie do wybrzeży Brazylii. Ich wspólna wyprawa zakończyła się po kilku dniach.

– Nie byłem zaskoczony – stwierdza Doba. Przy takich przedsięwzięciach potrzebne jest doskonałe przygotowanie, a im po krótkim czasie woda zaczęła się wdzierać do kajaków, zamokła część prowiantu, nie mogli też „odkleić się” od lądu. Doba jednak nie zrezygnował i po kilku latach, tym razem już samotnie, przepłynął ocean w najwęższym miejscu. – Mężowi trudno znaleźć partnera równie jak on mocnego – mówi Gabriela Doba. – Nie chodzi tylko o tężyznę fizyczną, ale też o psychikę. Olek na przykład doskonale znosi głód.
W 2011 r. spływał Amazonką. I to podczas tej wyprawy po raz pierwszy obawiał się o swoje życie. Nie z powodu żywiołu, lecz bandytów, którzy dwukrotnie napadli go z bronią w ręku.
 

Zawsze z prądem

Jeszcze zanim National Geographic ogłosił wyniki konkursu na Podróżnika Roku, Aleksander Doba zapowiedział kolejną wyprawę. W maju 2016 r. wybiera się na północny Atlantyk, o którym zawsze marzył, z zamiarem przepłynięcia go w przeciwnym kierunku, czyli z zachodu na wschód. Formuła jest taka jak poprzednio: od kontynentu do kontynentu, samotnie, bez wsparcia i bez zawijania do portów. – Wyprawa z Nowego Jorku do Europy będzie się odbywała w znacznie chłodniejszym klimacie, w obszarze z o wiele częstszymi sztormami. Poza tym Olkowi przybędzie następnych parę lat – mówi Piotr Chmieliński.

Ekspedycja jest trudniejsza niż poprzednia. Trasa wiedzie północną częścią oceanu, gdzie płyną Golfsztrom i Prąd Północnoatlantycki. – Zawsze dobieram trasę tak, by wiatry i prądy morskie mi sprzyjały. Kajak jest zbyt małą jednostką, bym mógł im się sprzeciwiać – tłumaczy Doba. Teraz znajdzie się jednak na szlaku wielkich statków handlowych. – Będę musiał uważać, żeby mnie nie rozjechały – żartuje podróżnik. Zbliżając się do Europy, kajakarz będzie miał na południu Azory i w razie sytuacji awaryjnej może na tych wyspach zakończyć wyprawę. Sama meta jest jednak trudna do przewidzenia. Silny prąd płynący wzdłuż wybrzeży Portugalii może uniemożliwić lądowanie na kontynencie europejskim i znieść go aż do Afryki. To utrudniłoby logistykę powrotu do Polski i oczywiście podniosło koszty.

Chmieliński wierzy jednak w umiejętności kajakarza. – Olek potrafi wytrwale i metodycznie przekuwać marzenia w działania. Jest też odrobinę szczęściarzem, który na tę wyprawę umie pozyskać zrozumienie żony Gabi i całej rodziny oraz zaangażowanie wielu osób z różnych środowisk.
Gabriela Doba nie ukrywa, że długich wypraw swego męża nie aprobuje. Ale wie, że ludzie jego pokroju to nie domatorzy. – Jesteśmy już starym dobrym małżeństwem, dlatego po prostu nie zajmuję stanowiska w sprawie wielu jego pomysłów – wyjaśnia.
 

Nie dla domatorów

Doba popłynie tym samym kajakiem co wcześniej. – Tyle że Olo zostanie ulepszony – zaznacza podróżnik. Podczas poprzednich transatlantyckich wypraw miał wystarczająco dużo czasu, żeby przetestować jednostkę i wskazać, co należy w niej poprawić dla zwiększenia komfortu użytkowania. – Przekazałem Andrzejowi Armińskiemu, właścicielowi kajaka, całą listę zalecanych zmian, i to razem z gotowymi rozwiązaniami – śmieje się kajakarz, który jest z zawodu inżynierem.

Wszystkie te poprawki są jednak kosztowne, a Doba przeszedł już na emeryturę. Dojdą jeszcze wydatki między innymi na prowiant i wyposażenie kajaka. Podczas poprzedniej ekspedycji obciął budżet do minimum i zrezygnował na przykład z krótkofalówki, która bardzo by się przydała do komunikowania się z przepływającymi w pobliżu statkami. Teraz chce ją mieć na pokładzie. Poza tym musi dokładniej przestudiować różne procedury, by uniknąć sytuacji z poprzedniego rejsu, kiedy to telefon satelitarny, mimo że całkowicie sprawny, pozostawał głuchy przez półtora miesiąca. Po prostu trzeba go było doładować kartą pre-paid, na co wpadł Piotr Chmieliński, który niczym dobry duch czuwał nad Aleksandrem Dobą. Nie wszystko da się jednak przewidzieć. Jak choćby przymusowego lądowania na Bermudach, jakie miało miejsce podczas zeszłorocznej wyprawy. W którymś z kolei sztormie urwał się ster i można go było naprawić tylko na lądzie. – Jedyne, czego tak naprawdę mogę się obawiać na oceanie, to poważniejszej choroby – mówi Doba. Poprzednio cierpiał na zapalenie spojówek i rany spowodowane ciągłym kontaktem ze słoną wodą. Wszystko to były jednak drobne dolegliwości.

W tym roku podróżnik kończy 69 lat, ale trudno znaleźć drugą osobę, która byłaby tak młoda duchem jak on. Ten pełen energii optymista nie usiedzi długo w miejscu. – Ta wyprawa jest w zasięgu moich możliwości – mówi  Doba. – Czuję się na siłach, szkoda mi z niej rezygnować. Jeszcze za wcześnie, żeby odkładać wiosła. N
 
Aleksander Doba
bio
Rocznik 1946. Podróżnik, kajakarz, inżynier. Obecnie jest na emeryturze.
 
wyprawy
■ 2013/2014 – „Druga Transatlantycka Wyprawa Kajakowa”. 6710 mil morskich, czyli
12 427 km w 167 dób.Doba schudł 10 kg.
■ 2010/11
– „Transatlantic kayak expedition”, samotny rejs z Afryki do Ameryki Południowej – 99 dób, kajakarz schudł 14 kg.
■ 2009 – „Samotnie dookoła Bajkału”, opłynął najgłębsze jezioro świata
w 41 dni.
■ 2000 – „Kajakiem
za koło podbiegunowe północne z Polic
do Narwiku”.
Samotna wyprawa trwała 101 dni.