W chłodny majowy poniedziałek 2010 r. Karen wykorzystała nieuwagę opiekunów i opuściła swój pokój na oddziale zamkniętym szpitala psychiatrycznego w Birmingham. Pobiegła wprost na wiadukt nad autostradą. Przeszedłszy przez barierkę, szykowała się do skoku wprost pod koła pędzących aut. Miała dość dręczących ją wspomnień. – Moim jedynym celem było odebrać sobie życie. Nie chciałam żyć – wspomina dziś.

Depresja Karen zaczęła się kilka miesięcy wcześniej, gdy u jej męża zdiagnozowano ciężką chorobę. Musiała zająć się nim i trójką dzieci. W końcu mąż wyzdrowiał i wrócił do pracy, jednak sama Karen zaczęła mieć coraz większe problemy psychiczne. Zaczęła izolować się od przyjaciół, miała stany lękowe, a w końcu przestała jeść. Kiedy utrata wagi stała się niebezpieczna dla jej zdrowia, poszła do psychiatry, a ten skierował ją do szpitala.

Wszystkim wydawało się, że głównym powodem jej złego stanu był stres związany z chorobą męża, lecz jej choroba była o wiele bardziej poważna. – Wróciły do mnie sprawy, które zakopałam głęboko w pamięci. W końcu nie mogłam ich dłużej przed sobą ukrywać.

Podczas wizyty u psychiatry Karen zaczęła po raz pierwszy opowiadać o traumatycznych wydarzeniach z dzieciństwa. Wyznała lekarzowi, że w wieku 14 lat została zgwałcona przez nieznajomego mężczyznę, gdy samotnie wracała do domu od przyjaciółki. – Nikomu się wówczas nie przyznałam i sama sobie wmówiłam, że to się nigdy nie wydarzyło. Był to sposób samoobrony – wyjaśnia Karen.

Kiedy po latach zdradziła tajemnicę lekarzowi, zaczęły ją dręczyć straszne wspomnienia. – To były niekończące się powroty do tamtej chwili. Do tego, co wówczas czułam, widziałam i słyszałam – mówi Karen. Dlatego ledwie w tydzień po wizycie u psychiatry stała już jedną nogą na metalowej barierce wiaduktu, gotowa skoczyć w dół. Na szczęście powstrzymali ją jadący drogą kierowcy, a policja odwiozła kobietę do szpitala.

Zastosowanie terapii elektrowstrząsowej 

W ciągu kilku ostatnich lat tylko do brytyjskich szpitali trafiło z depresją ponad 18 tys. pacjentów. Wielu z nich z lekooporną postacią choroby, na którą nie pomagały ani antydepresanty, ani psychoterapia. Wobec najtrudniejszych przypadków niektórzy psychiatrzy zdecydowali się sięgnąć po metodę uznawaną za kontrowersyjną i brutalną: po terapię elektrowstrząsową, inaczej EW.

W latach 2016–2017 zastosowano ją w Anglii, Irlandii, Walii i północnej Irlandii u 1,7 tys. osób. Podczas EW przez mózg pacjenta przepuszczany jest prąd elektryczny wywołujący napad drgawek. Zwolennicy metody uważają, że to najszybszy i najbardziej efektywny sposób leczenia ciężkich postaci depresji. Jednak zła sława tej metody sprawia, że pacjentom nie zaleca się jej zbyt często. A to właśnie elektrowstrząsy pomogły Karen wyjść z choroby, kiedy okazało się, że inne metody zawiodły.

– Elektrowstrząsy przeprowadza się w znieczuleniu ogólnym i po podaniu środka zwiotczającego mięśnie – mówi prof. George Kirov, psychiatra w Wyższej Szkole Medycznej przy Uniwersytecie w Cardiff. Pielęgniarka nakłada na elektrody żel przewodzący prąd i przykłada je do skroni pacjenta. Lekarz ustawia poziom napięcia i natężenia prądu. Impuls powoduje u pacjenta trwający od 15 do 40 sekund napad drgawek.

Prof. Rupert McShane, konsultant psychiatryczny przy Oxford Health NHS Foundation Trust wyjaśnia, że środki zwiotczające mięśnie sprawiają, że drgawki te mają niewielkie nasilenie. Pacjent ma ledwo widoczne skurcze mięśni, które czasem zdradzają dopiero wskazania elektroencefalografu (EEG – urządzenia do monitorowania aktywności mózgu).

Zabieg trwa krótko, po kilku minutach pacjent budzi się i jest zabierany do pokoju, by dojść do siebie. Kiedy już może się ruszać, dostaje coś do picia i do jedzenia. Procedura jest powtarzana dwa razy w tygodniu, przez sześć tygodni.

– Po pierwszym seansie obudziłam się z wielkim bólem głowy – Karen wspomina swoją sesję z 2010 r. Inni pacjenci doświadczali utraty pamięci – po zabiegach czuli się zagubieni i potrzebowali czasu, żeby przypomnieć sobie, gdzie są. U większości jednak pamięć wracała w ciągu kilku miesięcy po terapii.

Po czwartej sesji Karen wróciła na oddział i poprosiła o coś do picia. Była to spora odmiana w jej zachowaniu, ponieważ wcześniej tygodniami odmawiała jedzenia i uparcie milczała. Teraz sama poprosiła o picie i to zwracając się osobiście do personelu. Z każdą sesją czuła się coraz lepiej, aż w końcu zaczęła z własnej woli przyjmować posiłki. – Czułam, że w końcu coś przestało mi ciążyć wyjaśnia. W sumie odbyła dziewięć sesji elektrowstrząsów, po ostatniej została wypisana do domu.

Skuteczność terapii elektrowstrząsowej

Co wydarzyło się w mózgu Karen, że tak szybko poczuła się lepiej? Dokładnie nie wiadomo. Kluczowe są skurcze. Im większe, co widać na wskazaniach encefalografu, tym lepszy skutek sesji. Badacze wskazują na kilka potencjalnych mechanizmów leczniczego działania indukowanych napadów drgawkowych. Przykład Karen nie jest odosobniony.

W 2004 r. w akademickim czasopiśmie „Journal of Clinical Psychiatry” opublikowano wyniki największego jak dotąd badania skuteczności EW. Przeanalizowano w nim wyniki zastosowania tej metody leczenia u 253 pacjentów z ciężką depresją. U trzech czwartych przyniosła postęp. Pacjenci, z którymi nie było dotąd kontaktu, zaczynali mówić, katatonicy poruszali kończynami. U innych słabły myśli samobójcze i mogli podjąć inne formy długoterminowej terapii.

Prof. McShane podkreśla, że w przypadkach ciężkiej postaci depresji odsetek osób, u których poprawił się stan zdrowia, jest znacznie wyższy niż po antydepresantach. Mimo to elektrowstrząsy nie przestają budzić kontrowersji.

Psycholog kliniczny dr John Read z Uniwersytetu Wschodniolondyńskiego wskazuje, że od 1985 r. nie przeprowadzono żadnego badania efektu EW z zastosowaniem efektu placebo. A zarówno jakość, jak i metodologia analiz sprzed czterech dekad pozostawiają wiele do życzenia. – Bez wiarygodnych badań z wykorzystaniem efektu placebo nie można stwierdzić prawdziwej skuteczności terapii elektrowstrząsami – dowodzi. Przeciwnego zdania jest prof. McShane. Jego zdaniem, skoro skuteczność zabiegów potwierdzono już przed rokiem 1985, badania z zastosowaniem placebo na pacjentach z ciężką depresją byłyby nieetyczne.

Dr Read twierdzi również, że efekty terapii elektrowstrząsowej nie są długotrwałe i nigdy nie przeprowadzono badania, które wykazałoby, iż w dłuższej perspektywie jest ona skuteczniejsza niż placebo. Prof. Kirov i inni brytyjscy lekarze potwierdzają, że blisko połowa pacjentów leczona EW ma po roku nawrót symptomów choroby. I to nawet przy jednoczesnym stosowaniu antydepresantów, psychoterapii i „elektrowstrząsów podtrzymujących”, czyli stosowanych z mniejszą częstotliwością. Sam prof. Kirow uważa nawroty choroby po zastosowaniu EW za największy mankament zabiegów. Kolejnym są skutki uboczne. Opisała je w autobiograficznej książce „Shockaholic” aktorka Carrie Fisher.

„Terapia elektrowstrząsowa jest niesamowicie żarłoczna, a najlepiej smakuje jej twoja pamięć” – pisała. EW wpływa zarówno na zdolność do zapamiętywania nowych doświadczeń, jak i na wspomnienia z przeszłości. Pierwszy problem zwykle rozwiązuje się sam w ciągu kilku miesięcy od ukończenia zabiegów. Jednak utrata pamięci autobiograficznej okazała się u części pacjentów trwała.

– Dla niektórych utrata wspomnień jest tak dokuczliwa, że nie decydują się na kontynuowanie zabiegów – mówi dr Kirov. Karen również jej doświadczyła. – Frustrowało mnie, że nie mogłam przypomnieć sobie, co robiliśmy w wakacje. Ale byłam gotowa poświęcić tę część wspomnień, by nie czuć się już tak źle jak przed terapią – mówi. Na szczęście część wspomnień wróciła.

Kontrowersje związane z terapią elektrowstrząsową

Terapia elektrowstrząsowa okryła się złą sławą już po pierwszych próbach jej stosowania. W czasach, gdy nie podawano środków zwiotczających mięśnie, u pacjenta następowały tak gwałtowne napady drgawek, że niekiedy powodowały złamania kości. Na kiepską reputację metody miała wpływ także książka Kena Keseya „Lot nad kukułczym gniazdem” z 1962 r.

Oparty na niej słynny film Miloša Formana z 1975 r. przedstawia terapię elektrowstrząsową jako metodę kontroli nad pacjentami i kreśli dość ponury portret szpitali psychiatrycznych w Ameryce lat 50. Z kolei w latach 80. stosowano EW jako metodę „leczenia” z homoseksualizmu. Nie praktykowano tego długo, ale i tak wpłynęło to na negatywny wizerunek zabiegów w oczach opinii publicznej.

– Sposób, w jaki została przedstawiona w kulturze masowej, do dziś kształtuje jej postrzeganie. Kojarzy się jednoznacznie źle, choć jej stosowanie wygląda dziś zupełnie inaczej niż kiedyś – mówi prof. McShane. Jego zdaniem znikoma wiedza społeczeństwa na temat przebiegu ciężkich przypadków depresji powoduje, że ludzie nie rozumieją ewentualnych korzyści z zabiegów. – Dyskusja na temat stosowania EW często pomija powagę samej choroby.

Metoda ta ma skutki uboczne, ale występują one przecież również np. przy chemioterapii – zaznacza. Podkreśla, że gdyby ludzie wiedzieli, jak poważnym schorzeniem jest ciężka depresja, być może bardziej by docenili EW. Jednak pacjenci rzadko opowiadają o swoich doświadczeniach. 

Zła reputacja sprawia, że terapię elektrowstrząsową negują również sami lekarze. Lecz według prof. Kirova większość krytycznie nastawionych medyków nigdy nie widziała jej w użyciu. By zapobiec dezinformacji, profesor zachęca studentów do udziału w zabiegach EW w charakterze obserwatora. Nie jest jednak pewien, jak przekonać opinię publiczną.

– Trudno zmienić nastawienie ludzi. Usłyszeli zbyt wiele złego – mówi uczony. Co gorsza, terapia elektrowstrząsowa stała się również elementem szerszej debaty na temat tego, czy depresja to problem medyczny, czy społeczny. Dr Read, krytyk EW, uważa ją za zjawisko społeczne, zaś elektrowstrząsy – za przykład nadmiernej „medykalizacji” ludzkiego cierpienia. Sam stawiałby raczej na zapewnienie ludziom lepszego dostępu do terapii psychologicznej oraz pomocy społecznej.

Jego przeciwnik w debacie prof. McShane argumentuje jednak, że pacjenci z ciężką depresją albo są w zbyt złym stanie, by nadawali się do psychoterapii. Albo w ich przypadku po prostu się nie sprawdziła.

Czy nadal stosuje się elektrowstrząsy?

Karen pomogło połączenie EW z psychoterapią. Jej powrót do zdrowia był trudny. Po kilku miesiącach od pierwszej serii EW ponownie popadła w ciężką depresję. – Znów wracałam pamięcią do gwałtu z dzieciństwa. Słyszałam głos swojego oprawcy i wydawało mi się, że czuję, jak mnie dotyka – wspomina.

Po kolejnej próbie samobójczej w 2012 r. wróciła na oddział psychiatryczny. Po półtora roku leczenia różnymi medykamentami skierowano ją w sierpniu 2013 r. na kolejną sesję EW. Karen była zbyt chora, by w świadomy sposób się na nią zgodzić, więc decyzję podjęła za nią rodzina.

Po trzech sesjach uspokoiła się. Przydzielono jej nowego psychoterapeutę. Stopniowo zmniejszano jej częstotliwość zabiegów elektrowstrząsowych, do jednej sesji raz na trzy tygodnie. We wrześniu 2014 r. opuściła szpital. W 2015 r. zakończyła zabiegi EW. – Doszłam do takiego momentu, że podczas psychoterapii mogłam przeanalizować wszystko to, co mi się przytrafiło – wyjaśnia.

Po trzech latach leczenia zdecydowała się je zakończyć. Nie chodzi już do psychiatry. Twierdzi, że wróciła do normalnego życia. Czy potoczyłoby się ono tak samo, gdyby nie elektrowstrząsy? – Pewnie już by mnie tu nie było – uważa Karen. Zwraca jednocześnie uwagę, że choć EW nie jest dla wszystkich, zdelegalizowanie tej formy leczenia byłoby dla wielu jak odcięcie liny ratunkowej.

Jak działają elektrowstrząsy? 

Naukowcy wiedzą, że w mózgu zachodzą po elektrowstrząsach (w skrócie: EW) zmiany, ale nie są zgodni, co dokładnie je powoduje. Oto trzy najbardziej prawdopodobne teorie.

1. Neuroprzekaźniki i hormony 

EW zwiększają poziom neuroprzekaźników (związków chemicznych przenoszących sygnały między neuronami przez synapsy) oraz hormonów w mózgu. Serotonina i dopamina to dwa neuroprzekaźniki, których po EW przybywa. Pierwsza reguluje poziom pobudzenia i redukuje depresję, a druga wpływa na nastrój i motywację.

Antydepresanty mają taki sam wpływ na mózg, ale terapia EW działa szybciej i bardziej efektywnie. Eksperci podejrzewają jednak, że za skuteczność EW odpowiadają nie tylko zmiany w poziomie neuroprzekaźników, lecz także inne nieznane dotąd czynniki.

2. Powiększenie obszarów mózgu odpowiadających za emocje

Ostatnie badania wykazały, że EW zwiększają ilość substancji szarej w hipokampie i ciele migdałowatym. Hipokamp ma wpływ na proces uczenia się, pamięć i emocje. Z kolei ciało migdałowate odgrywa rolę w generowaniu emocji. Ponieważ jednak zależność między wzrostem ilości substancji szarej a zauważalnymi zmianami w nastroju pacjentów nie została jeszcze zbadana i potwierdzona naukowo, trzeba czasu, by uznać, że to właśnie ten mechanizm przyczynia się do skuteczności EW.

3. Zmiany w połączeniach mózgowych 

Jedno z badań wykazało, że pacjenci z ciężką depresją mają więcej połączeń nerwowych w pewnych obszarach mózgu (np. w korze przedczołowej) niż pacjenci w grupie kontrolnej. Uważa się, że właśnie ich większa liczba może odpowiadać za obsesyjne myśli i nadpobudliwość, które charakteryzują niektóre formy depresji. Być może pacjentowi z depresją służy zmniejszenie ilości tych połączeń? Jednakże inne badania dowodzą, że zabiegi elektrowstrząsowe generują nowe połączenia w innych częściach mózgu, dlatego teza ta wymaga weryfikacji.