Seksualne ekstrawagancje budzą wiele kontrowersji. W ich trakcie członkowie sekt unikali jednak zapłodnienia kobiet, ponieważ poczynanie dzieci byłoby mnożeniem złej materii. Dlatego podczas zbiorowego seksu zbierali nasienie do rąk. Wychodzili na zewnątrz i patrząc w niebo, modlili się słowami: „Przynosimy ci ten dar, ciało Chrystusa”. Po czym – jak pisze Epifanios – „zjadają to, uczestnicząc w swej własnej hańbie.  
 
Mówią przy tym: „Jest to ciało Chrystusa i jest to baranek ofiarny, dla którego cierpią nasze ciała i wyznawać muszą cierpienie Chrystusa". Tak samo postępują z tym, co odchodzi od kobiety, gdy ma miesiączkę. Zbierają odeszłą od niej krew nieczystości, wspólnie to zjadają i mówią „Oto krew Chrystusa". Płodzenia dzieci unikają. Jeśli już dojdzie do ciąż, to gwałtem usuwają powstające dziecko i pochłaniają je, posiekane i przyrządzone”.  
 
Na tym nie koniec. Wedle Epifaniosa gnostycy wyobrażali sobie świat jako rzeczywistość podporządkowaną 365 „władcom”, co odpowiada liczbie dni w roku. Ci źli władcy niewolą świat i nie pozwalają wyzwolić się człowiekowi spod ich kontroli.

Jak zostać „Chrystusem"?

Aby stać się wolnym i nie podlegać władzy złych kosmicznych mocy, każdy wyznawca dążył do odbycia dwa razy po 365 stosunków seksualnych. Dwa razy, jakby przechodząc drogę raz do przodu przez 365 dni, raz na powrót do punktu wyjścia. Do tego punktu dociera już jednak zupełnie odmieniony człowiek, wyzwolony spod jarzma złych władców świata fizycznego. Dopiero – mając za sobą 730 stosunków seksualnych – wierny „stawał się Chrystusem”! 
 
Współcześnie badacze nie dowierzają Epifaniosowi. Uważa się, że jego opowieści o zjadaniu ludzkich płodów to oszczercze fantazje albo też rezultat jakiegoś nieporozumienia. Podobne opisy perwersyjnych praktyk seksualnych kładziono na karb tego, że – jak pisze jeden z wielkich badaczy gnozy Kurt Rudolph – Epifanios „folguje własnej lubieżności”.  
 
Nawet jednak, gdyby Epifanios tu i tam nieco zmyślał, istnienie ugrupowań religijnych uprawiających w imię Chrystusa perwersyjny seks jest dość dobrze poświadczone i trudno temu zaprzeczyć. Piszą o tym autorzy daleko bardziej wiarygodni od ponurego i ewidentnie dość skomplikowanego psychicznie łowcy herezji, jakim był Epifanios.

„Komunizm”, czyli dzielenie się kobietami

Żyjący na przełomie II i III w. Klemens Aleksandryjski opisał z kolei gnostycką sektę założoną przez Karpokratesa. Jego stronnicy mieli się za chrześcijan. Mało tego, za takich uznawali ich poganie i rzymskie władze. W ugrupowaniu Karpokratesa panował specyficzny „komunizm”. Założyciel nie czynił („Kobierce”, przekł. J. Niemirska-Pliszczyńska) „żadnej różnicy między bogatymi a biednymi, ludem a władcami, głupimi a mądrymi, kobietami a mężczyznami, wolnymi a niewolnikami”. Uważał, że „Bóg wszystko bez wyjątku stworzył dla człowieka do wspólnego użytku”.  
 
Wspólne były więc też kobiety, to znaczy – każdy mógł obcować z każdą z nich. Urządzano specjalne uczy, podczas których pito dużo wina i jedzono obficie, następnie gaszono lampy i uprawiano zbiorowy seks, co nazywano ucztą miłości. Ponieważ powszechnie nie odróżniano chrześcijan od karpokracjan, Klemens narzeka, że „oni to ponoszą winę za najcięższe oszczerstwo, jakie spadło na chrześcijan”. 
 
O podobnych praktykach donosił chrześcijański autor Minucjusz Feliks w dialogu „Oktawiusz” (przełom II i III w.). Przytacza on zarzuty, jakie wyznawcom Chrystusa stawia pewien poganin Cecyliusz Natalis (przekł. M. Szarmach): „W dni świąteczne gromadzą się oni razem na uczcie wraz z dziećmi, siostrami, matkami, słowem wszyscy mężczyźni jak i kobiety, niezależnie od wieku”.  
 
„Gdy spożyli już wiele potraw i są dostatecznie podchmieleni, a pijaństwo rozpala bezwstydne chuci, wówczas wabią uwiązanego na lince do świecznika psa. Szarpie się i wyrywa na widok rzucanych mu kąsków. Świecznik się wywraca i światło będące w zmowie gaśnie. W ułatwiających bezwstyd ciemnościach może teraz kotłować się na oślep całe to ogarnięte występną żądzą kłębowisko. I choć nie wszyscy popełniają kazirodztwo, to jednak wszyscy zezwalają na nie w sumieniu. Każdy pragnie tego, co udaje się niektórym”. Wyraźnie więc uczty karpokracjan opinia publiczna odnosiła do wszystkich wyznawców Chrystusa.