National Geographic 6/21

Najlepsi cieszyli się sławą

Byli idolami, symbolami seksu. Często dochodzili też do znacznych majątków. Ci, którzy byli niewolnikami, dzięki osiągnięciom na arenie mogli zyskać wolność. Niektórzy obywatele Rzymu gladiatorami zostawali jednak z własnej woli, uciekając w ten sposób przed długami lub chcąc zyskać popularność. Wszystko, co musieli zrobić, to zapewnić krwawą rozrywkę ze śmiercią w tle.

Każde wyjście na arenę mogło być bowiem tym ostatnim. Kciuk opuszczony w dół oznaczał wyrok wykonywany natychmiast. Do takiego scenariusza przyzwyczaiły nas filmowe megaprodukcje, w których życie zawodników zależało od sympatii widzów. Ostatnie ustalenia historyków i archeologów, o których piszemy w tym wydaniu National Geographic, rzucają jednak nowe światło na świat gladiatorów.

Każdy, komu zależało na władzy w Rzymie, aby zyskać poparcie poddanych lub świętować np. sukces militarny, organizował walki gladiatorów.  I wydawał na to fortunę, bo rozmachem widowiska trzeba było przyćmić konkurenta. Na największych arenach mogło się wówczas gromadzić nawet 50 tys. osób. W całym imperium powstało kilkaset amfiteatrów zapewniających warunki do potyczek gladiatorom. Trenowano ich w specjalnych szkołach, a był to proces długi i kosztowny. Widowiska wymagały sprawności, ale też umiejętności aktorskich i kaskaderskich. Były to bowiem wyreżyserowane spektakle mające przede wszystkim oszołomić i zachwycić. Dlatego śmierć na arenie, choć oczywiście zdarzała się często, a zawodnicy zwykle nie dożywali 30. roku życia, była jednak ostatecznością, wynikiem często nie egzekucji na żądanie publiczności, tylko odniesionych ran, przypadku lub scenariusza.

Skąd się wzięły walki gladiatorów? Prawdopodobnie ich „wynalazcami” byli Etruskowie. Na ich pogrzebach sposobem na oddanie czci zmarłym, zamiast składania ofiar ludzkich, były starcia gladiatorów. Rzym poznał je po raz pierwszy w roku 264 p.n.e. podczas pogrzebu senatora Brutusa Pery, kiedy to do walki stanęło sześciu gladiatorów. Po tym wydarzeniu ich zmagania szybko stały się jedną z najpopularniejszych rozrywek w imperium. I wciąż rozpalają naszą wyobraźnię, o czym świadczy liczba poświęconych im badań, publikacji, filmów czy seriali.

Dziękuję, że jesteście z nami i czytacie National Geographic.