Mysz Goulda od ponad 150 lat uchodziła za gatunek, który wyginął. Uchodziła, bo jak się okazuje, osobniki przez cały czas ukrywały się między innymi w australijskiej Zatoce Rekina.

Mysz Goulda jednak nie wyginęła

Według publikacji na łamach „Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of Americaa”, mysz Goulda przez cały czas od rzekomego wyginięcia żyje na kilku wyspach w Australii Zachodniej. W badaniu przeprowadzonym przez naukowców z Australian National University wykorzystano liczące 184 lata okazy muzealne, a następnie zbadano 42 ich żyjących krewnych.

–„Porównaliśmy DNA myszy Goulda, uważanej za wymarłą, ze wszystkimi żyjącymi gatunkami rodzimych gryzoni. Odkryliśmy, że jest genetycznie nie do odróżnienia od innych myszy żyjących w Zatoce Rekina” – mówi Emily Roycroft, główna autorka badania i stażystka na Australian National University. – „Początkowo myśleliśmy, że mysz Goulda żyła tylko w Nowej Południowej Walii i Wiktorii, ale po wynikach naszych badań jasne jest, że kiedyś wędrowała po kontynentalnej części Australii” – dodaje.

Ze wszystkich miejsc na świecie to Australia ma najwyższy odnotowany wskaźnik wymierania ssaków. Od rozpoczęcia europejskiej kolonizacji w 1788 r. z kraju zniknęły 34 gatunki ssaków.

Australijskie ekosystemy kontra Europejczycy

„Kiedy rozpoczęliśmy badania, postanowiliśmy zbadać relacje między wymarłymi australijskimi gryzoniami a żywymi gatunkami, aby określić poziom różnorodności genetycznej przed ich wyginięciem” – tłumaczy Roycroft.

W tym celu biolodzy wyizolowali DNA z 87 okazów muzealnych i zmapowali genomy ssaków. Poznanie różnorodności genetycznej ówczesnej populacji zwierząt może pomóc ekologom określić to, w jakim stopniu przybycie Europejczyków przyczyniło się do ich wyginięcia. Według jednej z hipotez niezależnie od kolonizacji australijskie gryzonie i tak borykały się już ze spadkiem populacji, czego powodem miała być utrata różnorodności genetycznej.

Ekolodzy zaobserwowali tę zależność podczas sekwencjonowania genomów dwóch innych zwierząt pochodzących z Australii: zagrożonego wyginięciem diabła tasmańskiego oraz wymarłego wilka workowatego, nazywanego także wilkiem tasmańskim. Jeszcze przed przyjazdem kolonizatorów z Europy te dwa gatunki doświadczały gwałtownego spadku różnorodności genetycznej, co wskazuje na to, że ich liczebność już malała, czyniąc je tym samym bardziej podatnymi na zagrożenie ze strony ludzi. Europejczycy nie spowodowali więc ich wyginięcia, tylko je przyspieszyli.

Badania dowodzą jednak, że podobnej tezy nie można zastosować w przypadku wymarłych gryzoni. Pod koniec XVIII wieku ich populacje były duże i dobrze prosperujące. Nagły spadek liczebności po przybyciu Europejczyków sugeruje zatem, że różnorodność genetyczna niekoniecznie chroni gatunki przed niespodziewanym wyginięciem.

– „To pokazuje, jak poważne były skutki europejskiej kolonizacji, w tym introdukcja nowych drapieżników i oczyszczanie terenu, w wyniku czego gatunki, które były stosunkowo powszechne, wyginęły w ciągu mniej niż 200 lat” – komentuje Roycroft.

Gwałtowne znikanie australijskich gryzoni może mieć fatalny wpływ na prawie wszystkie ekosystemy w Ausralii. Ich obecność jest istotna zarówno na pustyniach, jak i na terenach podmokłych.

– „Rodzime gryzonie są ważnymi inżynierami ekosystemów i odgrywają integralną rolę jako konsumenci roślin, grzybów i bezkręgowców oraz jako pożywienie dla innych występujących lokalnie gatunków” – tłumaczy główna autorka badania.

Chociaż jest to raczej mało prawdopodobne, przyszłe projekty naukowe związane z sekwencjonowaniem genomów zwierząt mogą wyjawić, że inne gatunki, które uważa się za wymarłe, również żyją.