Jakie są zagrożenia dla sępów? 

W pewien słoneczny marcowy dzień Ogada wraz ze współpracownikiem Munirem Viranim objeżdża region Masai Mara w Kenii. Virani tym razem nie przyjechał tu badać ptaków, co jest jego ulubionym zajęciem, ale rozmawiać z pasterzami o krowach. Hodowla bydła ma – jak się okazało – zasadniczy wpływ na przyszłe losy sępów. 

Nasza ciężarówka lawiruje wśród stad owiec i kóz. Virani tymczasem wyjaśnia mi, że Masajowie swoje ziemie w otulinie Narodowego Rezerwatu Masai Mara wydzierżawili niedawno organizacjom na rzecz ochrony przyrody i zgodzili się wyrugować z tych obszarów gospodarkę pasterską. Niektórzy Masajowie twierdzą jednak, że obszary chronione zwabiają na ich ziemie lwy i inne drapieżniki (obszary chronione przylegają do pastwisk i nie są otaczane ogrodzeniem). 

Tymczasem stada gnu i innych miejscowych kopytnych w ekosystemie Mara stoją w obliczu zagrożeń związanych z kłusownictwem, długotrwałą suszą i zajmowaniem sawanny pod gospodarkę rolna i zabudowę. Już to byłoby złą wieścią dla sępów; są jednak gorsze.

Virani każdemu napotkanemu Masajowi zadaje pytanie: „Czy miałeś ostatnio jakieś straty w bydle z powodu ataków drapieżników?”. Odpowiedz niezmiennie brzmi: „Tak. I moich sąsiadów też to spotkało”. Lwy atakują na ogół nocą, gdy bydło jest spędzone do zagród boma, chronionych płotem wykonanym z ciernistych krzewów. Lwy ryczą, przerażone bydło rzuca się do ucieczki, forsuje bramę bomy i rozbiega się po sawannie. Psy szczekają, właściciele się budzą, ale zwykle jest już za późno. Jedna zabita sztuka bydła to strata 30 tys. szylingów kenijskich (ok. 1150 zł), co jest znacznym ciosem dla ludzi, dla których bydło stanowi walutę (cena byka dochodzi do 100 tys. szylingów, ok. 3900 zł).

Zgodnie z naturalna koleją rzeczy konsekwencja jest zemsta: mężczyźni uwiązują psy, żeby nie zrobiły sobie krzywdy, a resztki upolowanej przez lwy krowy spryskują trucizna, Karbofuranem – zakazanym pestycydem dostępnym łatwo, choć tylko pokątnie. Lwy wracają do pozostawionego pożywienia wraz z młodymi i cała lwia rodzina z głowy (według ocen naukowców w takich okolicznościach ginie w Kenii około stu lwów rocznie. A w kraju żyje zaledwie 1600 sztuk tych zwierząt). Nieuchronnymi, choć niezamierzonymi ofiarami są sępy, które odżywiają się zarówno resztkami zabitego bydła, jak i padłymi lwami. A że żerują w grupach liczących 100 i więcej osobników, giną masowo.

Trudno uwierzyć, że wystarczy parę granulek związku chemicznego, który wymyślono do tępienia nicieni i innych bezkręgowców, żeby uśmiercić sępa, którego soki żołądkowe są tak zjadliwe, ze unieszkodliwiają zarazki wścieklizny, cholery czy wąglika. Prawdę mówiąc, Karbofuranem Ogada się nie przejmowała, póki nie zaczęła w 2007 r. dostawać maili o zatrutych lwach. 

Sprzedawca z Durbanu w Południowej Afryce oferuje głowy sępów na sprzedaż jako muti - element tradycyjnej medycyny. Uważa się, że suszone i wędzone mózgi sępów wywołują wizje przyszłości. Przyszłość samych ptaków jest ponura, sześć z ośmiu gatunków w kraju jest zagrożonych. / PHOTOGRAPHS BY CHARLIE HAMILTON JAMES

– Sprawa wywoływała zdziwienie – mówi. Turystyka przyrodnicza jest w Kenii drugim co do wartości źródłem dochodów, a główna atrakcja kraju są lwy. W 2008 r. naukowcy i przedstawiciele władz, a także organizacji ochrony przyrody, zebrali się w Nairobi, żeby dyskutować na temat tych zatruć oraz wypracować plan zaradczy.

– Szczęki nam opadły. Okazało się, że problem jest znacznie poważniejszy, niż sądziliśmy – wspomina Ogada. Szczegółowe badania pozwoliły stwierdzić, że zatrucia pestycydami odpowiadają w Afryce za 61 proc. zgonów sępów.

Zagrożenia wzmagane są przez specyfikę biologii rozrodczej tych ptaków: osiągają one dojrzałość płciowa dopiero w wieku 5–7 lat, mają jedno pisklę na rok lub raz na dwa lata, a 90 proc. młodych ginie w ciągu pierwszego roku życia. Według prognoz w ciągu następnego półwiecza liczebność sępów na kontynencie spadnie o 70–97 proc. 

Co stanie się, gdy sępy w Indiach wyginą? 

Chociaż sytuacja w Afryce wydaje się bardzo zła, w innych rejonach świata jest jeszcze gorsza. Liczebność tych drapieżników w Indiach (chodzi o trzy gatunki, sępa bengalskiego, sępa indyjskiego i sępa długodziobego) spadła o ponad 96 proc. w ciągu zaledwie jednej dekady. W 2003 r. naukowcy współpracujący z Fundacją Peregrine odkryli powiązanie między padłymi sępami a bydłem, któremu podawano lek przeciwzapalny o nazwie Diklofenak. Lek ten stosowano u ludzi na zapalenie stawów i inne dolegliwości, a jako specyfik weterynaryjny dopuszczono w roku 1993. U sępów Diklofenak powoduje niewydolność nerek, w sekcjach zwłok obserwowano narządy pokryte białymi kryształkami.

Wymieranie sępów w Indiach zwróciło uwagę, bo konsekwencje okazały się poważne. Indie mają największe na świecie pogłowie bydła, ale mieszkańcy tego kraju wołowiny nie jedzą. Gdy miliony sępów padło ofiarą zatrucia, zaczęły gromadzić się masy martwego bydła. W konsekwencji liczebność bezpańskich psów, które konkurowały z sępami o padlinę, skoczyła z 7 do 29 mln w ciągu 11 lat. Skutek? 38,5 mln przypadków pokąsania ludzi przez psy. I gwałtowny wzrost liczebności szczurów. 

Liczba przypadków wścieklizny wzrosła o 50 tys., co pociągnęło za sobą straty wynikające z przedwczesnych zgonów, kosztów leczenia i utraconych dochodów wynoszące, w przeliczeniu na złote, 132 mld. Parsowie, którzy zamieszkują głównie Bombaj i okolice, zaniepokoili się jeszcze jedną zmianą. Według ich obyczajów pogrzebowych ciała zmarłych pozostawia się na wyniesionych w górę platformach, gdzie powinny zostać pożarte przez sępy, aby dusza mogła się uwolnić. Drastyczny spadek liczebności sępów sprawił jednak, że zwłoki tkwią na platformach miesiącami.