Wierzbówkę białą wyhodowali około roku 1590 zakonnicy z mazowieckiego Czerwińska. Za sprawą królewskiego ogrodnika, który pochodził z tamtych stron, słodkie, zielonożółte jabłka trafiły do królewskiego jadłospisu Jana III Sobieskiego. Odmiana miała jednak istotną wadę – obradzała naprzemiennie co dwa lata. Jak głosi anegdota, podczas słabego roku zasmucony król krzyknąć miał “kosz tylko!”. Nieświadomie ochrzcił w ten sposób kosztelę.

Dziś w polskich sadach towarowych
produkuje się jabłka ok. 100 odmian, dodatkowo 40-50 w uprawie amatorskiej. – Jednak tych najważniejszych, które stanowią o wielkości produkcji, jest około 20. Są to m.in. idared, szampion, jonagold, ligol i gala – mówi dr Dorota Kruczyńska z Instytutu Ogrodnictwa. Ale obecność poszczególnych odmian na rynku ma charakter sezonowy. – Dotyczy to zwłaszcza tych letnich i wczesnojesiennych, u których trwałość owoców jest krótka. Można je przechowywać w chłodni przez kilka lub kilkanaście tygodni. Do długotrwałego przechowywania przeznaczane są odmiany późnojesienne i zimowe – tłumaczy pomolog (tak nazywa się specjalistę od owoców). Zerwane w optymalnym momencie jabłka mogą poczekać na konsumpcję nawet 10 miesięcy. Jest to możliwe dzięki obniżeniu w komorach przechowalniczych temperatury i zawartości tlenu, co spowalnia procesy dojrzewania. Gdy dodamy do tego rotację odmianami i import owoców z półkuli południowej, okaże się, że jabłka są dostępne w sklepach przez cały rok.

Polska jest zresztą największym ich producentem w Europie i trzecim na świecie. Sady zdominowały krajobraz mazowieckich powiatów: grójeckiego, piaseczyńskiego czy skierniewickiego, ale też województw łódzkiego i lubelskiego. Ponad połowa naszych owoców jest przetwarzana na zagęszczony sok. W 2012 roku wyprodukowaliśmy go 300 tys. ton. Dla Polaków jabłka wciąż są podstawowymi owocami. Każdy z nas zjada ich ponad 13 kg rocznie, choć z roku na rok coraz mniej.