Niszczycielska siła autorytetu

Ludzie w swojej większości nie są ani ekstremalnymi altruistami, ani psychopatami, i w normalnych warunkach nie popełniają aktów przemocy skierowanych przeciwko innym. Mimo to zdarzają się przypadki ludobójstwa – zorganizowanych masowych morderstw wymagających współudziału oraz bierności dużych grup ludzi. Od czasu do czasu pewne grupy osób zorganizowane w oparciu o swoją przynależność etniczną, narodową, rasową czy religijną brutalnie unicestwiają inne grupy. Naziści, Czerwoni Khmerzy, ekstremiści Hutu w Rwandzie, terroryści z Państwa Islamskiego... Praktycznie w każdej części świata doszło do jakiegoś straszliwego ludobójstwa.

Jak to się dzieje, że głos sumienia nie ma decydującego znaczenia dla szeregowych sprawców ludobójstwa? Częściowo pomagają to zrozumieć słynne eksperymenty przeprowadzone w latach 60. przez Stanleya Milgrama, psychologa z Uniwersytetu Yale. W ich ramach proszono badanych o rażenie prądem siedzącą w innym pokoju osobę, kiedy błędnie odpowiedziała na pytanie, przy czym badani mieli zwiększać napięcie po każdej nieprawidłowej odpowiedzi. Ponaglani przez odgrywającą rolę eksperymentatora osobę w fartuchu laboratoryjnym często zwiększali napięcie aż do niebezpiecznych poziomów. W rzeczywistości nikogo nie rażono prądem, a słyszane przez badanych okrzyki bólu zostały nagrane wcześniej. Eksperyment pokazał, jak określił to Milgram, „ekstremalną gotowość dorosłych osób do posunięcia się do niemal dowolnych czynów na rozkaz osoby mającej autorytet”.

Gregory Stanton, założyciel pozarządowej organizacji Genocide Watch stawiającej sobie za cel zapobieganie masowym morderstwom, zidentyfikował stadia mogące spowodować, iż ludzie w innych warunkach przyzwoici popełniają morderstwa. Zaczyna się od tego, że demagogiczni przywódcy definiują pewną grupę jako „innych” i głoszą, iż stanowi ona zagrożenie dla interesów ich zwolenników, grupa ta staje się celem. Następnie dochodzi do dyskryminacji i po niedługim czasie przywódcy charakteryzują osoby, przeciwko którym się zwracają, jako podludzi. Powoduje to stopniowy zanik empatii grupy ich zwolenników wobec owych „innych”. Następnie społeczeństwo staje się spolaryzowane.

– Ci, którzy planują ludobójstwo, mówią „albo jesteś z nami, albo przeciwko nam” – kwituje Stanton. Jeszcze później następuje faza przygotowań: architekci zagłady sporządzają listy śmierci, gromadzą broń i planują, jak ich szeregowi poplecznicy mają dokonywać morderstw. Członków grupy „innych” czasami zmusza się do przeniesienia się do gett bądź obozów koncentracyjnych. Wreszcie rozpoczynają się masakry. Wielu spośród sprawców ludobójstwa w zasadzie nie doznaje wyrzutów sumienia, lecz nie dlatego, żeby nie byli zdolni do ich odczuwania (w przeciwieństwie do psychopatów), tylko dlatego, że wynajdują sposoby na racjonalizację popełnianych przez siebie morderstw.

James Waller, badacz zjawiska zagłady z Keene State College w stanie New Hampshire, opowiada, iż do pewnego stopnia zaobserwował ową „niewiarygodną zdolność ludzkiego umysłu do doszukiwania się sensu w najgorszych czynach oraz ich usprawiedliwiania”, kiedy przeprowadzał wywiady z dziesiątkami mężczyzn Hutu skazanych za popełnianie zbrodni w czasie ludobójstwa w Rwandzie. Niektórzy z nich dosłownie rąbali na kawałki dzieci. Waller relacjonuje, iż sprawcy tłumaczyli to sobie w ten sposób: „Gdybym tego nie zrobił, te dzieci dorosłyby i zabiłyby mnie. To było konieczne dla przeżycia mojego ludu”.