Dla członków Alpine Club największym ciosem było moralne oburzenie na śmierć czterech członków klubu, podszyte sugestią, że w Alpach doszło do jakiejś zbrodni. Redakcja „Edinburgh Review” pytała swoich czytelników: „Czy człowiek ma prawo narażać życie swoje i innych dla zdobyczy pozbawionej realnej wartości dla niego samego i jego towarzyszy? Jeśli w pogoni za przygodą dochodzi do utraty życia, to czy wynikające z niego poczucie winy moralnej różni się od tego, które wywołuje samobójstwo lub morderstwo?”.

ZAKAZ ALPINIZMU?

Choć królowa Wiktoria dobrze wspominała swoją wizytę w Alpach w 1868 r., wyrażała jednocześnie żal z powodu bezsensownej w jej opinii śmierci powodowanej przez wspinaczkę. W 1882 r., pod wpływem kolejnych wypadków i tragedii, królowa postanowiła osobiście sprawdzić, czy alpinizmu nie dałoby się zakazać. Jej sekretarz, sir Henry Ponsonby, zapytał ówczesnego premiera Williama Gladstone’a, czy Jej Wysokość mogłaby wydać oświadczenie, aby „zaznaczyć swoją dezaprobatę dla niebezpiecznych alpejskich wycieczek, które w tym roku kosztowały życie tak wielu osób”.

Wierny swoim liberalnym poglądom Gladstone odparł, że nic w tej sprawie nie można zrobić,  a nawet dyskretnie wyraził swoje wsparcie dla alpinistów. „Jest sprawą sporną – odpowiedział sekretarzowi – czy w ujęciu ogólnym wspinaczka górska jest istotnie bardziej zgubna od innych zajęć podejmowanych dla rozrywki, które ponadto nie zasługują być może na szacunek, jakim obdarzyć można ekspedycję w góry”.

Gladstone nie wymienił żadnych konkretnych „innych zajęć rekreacyjnych”, ale najbardziej oczywistym porównaniem były wyścigi konne, które także niosły ze sobą ryzyko ciężkich obrażeń, a nawet śmierci.

Można pokusić się o stwierdzenie, że wypadek na Matterhornie, wbrew gniewnym opiniom prasy, nie tylko nie był wizerunkową katastrofą dla alpinizmu, ale wręcz przyczynił się do jeszcze większego szaleństwa na punkcie tego sportu. Arnold Lunn, popularyzator narciarstwa z okresu międzywojennego, uważał, że tragedia na Matterhornie „położyła wielkie zasługi dla upowszechnienia rozrywki”, a „odrobina gniewnej krytyki” przyniosła alpinizmowi wiele korzyści.

ZMIANA POGLĄDÓW

Gdy w 1924 r. George Mallory i Andrew Irvine zaginęli na Mount Evereście, wypadki śmiertelne wśród wspinaczy nie budziły już powszechnego oburzenia. Dziennikarz „Morning Post” posunął się wręcz do stwierdzenia, że „do ataku na szczyt Everestu [wspinaczy] popycha ten sam duch, dzięki któremu [...] powstało Imperium Brytyjskie”. Po katastrofie na Matterhornie liczba ofiar w szeregach alpinistów utrzymywała się na niewielkim poziomie – w latach 1868–1880 ginęło ok. 3 wspinaczy rocznie. W kolejnych dekadach góry zaczęły jednak zbierać większe żniwo i liczba ofiar wzrosła do ok. 15 rocznie.

„The Times” winę za to zrzucał na „lekkomyślną pogoń za przygodą, próżność, chęć naśladownictwa, niedoświadczenie, a nawet roztargnienie”. Dziś masyw Mont Blanc każdego lata odwiedzają dziesiątki tysięcy alpinistów.

Każdego roku na Matterhornie ginie 15 osób, głównie podczas zejścia. Wiele ofiar tej góry, w tym 3 uczestników pierwszego wejścia, jest pochowanych na cmentarzu w Zermatt.

Podsumowanie

  • Wypadek na Matterhornie był prawdziwym wstrząsem, niemającym precedensu w historii alpinizmu. Tragedię roztrząsano na forum publicznym, powołano również komisję, która przeprowadziła tajne dochodzenie, a pogłoski o umyślnym spowodowaniu śmierci czterech wspinaczy utrzymywały się przez dziesięciolecia.
  • Po tragedii w ogniu krytyki znalazł się kierujący wyprawą Edward Whymper Po zejściu do Zermatt zaszył się w hotelu, nie wyjaśniając nikomu, co zaszło. Kiedy doszedł do siebie, pomógł znieść z góry ciała swoich towarzyszy, w tym doświadczonego alpinisty Charlesa Hudsona.
  • Pomimo wypadku Matterhorn i całe Alpy przyciągały rzesze turystów. Gdy Whymper ponownie wszedł na Matterhorn w 1874 r., szczyt zdobyto już wówczas 75 razy, a na wysokości 3800 m n.p.m. stanął niewielki górski szałas. „Wkrótce nawet największy głupiec będzie mógł tam wejść” – narzekał Whymper w swoim dzienniku. Wydarzenia z lipca 1865 prześladowały go do końca życia. Po wypadku na Matterhornie unikał trudniejszych szczytów.

 

Rozdział pochodzi z książki „Zdobywcy. Ludzie, szczyty, wyprawy” wydanej nakładem Burda Książki.