Winna Styria

Sauvignon Blanc to nasz okręt flagowy, doskonale tu wychodzi. Podobnie jak Chardonnay, które nazywamy w Styrii Morillon – Ewald Tscheppe nalewa wino cienką strugą do kieliszków. Trunek zaczerpnął szklaną rurką wprost z dębowej beczki.

Jestem w Południowej Styrii, w biodynamicznej winnicy Werlitsch, którą Ewald prowadzi wraz z żoną. Kilkadziesiąt minut wcześniej spacerowaliśmy pomiędzy krzewami winorośli, z których owoców powstało to wino. Jest zima – winogrona dawno już więc zostały zebrane i zamienione w alkoholowy napój – ale przechadzka pomiędzy przysypanymi warstewką śniegu krzewami pozwoliła nam dostrzec zupełnie inne oblicze winnicy.

Południowostyryjska winnica zimą. Fot. TV Südsteiermark, Lupi Spuma

Winiarze najintensywniej pracują pod koniec lata i na początku jesieni, gdy trzeba doglądać owoców, a później je zbierać i tłoczyć. Zimą mamy więcej czasu i wtedy możemy zająć się gośćmi – mówi Ewald. To jeden z najlepszych momentów na odwiedziny. Zwiedzanie winnic nie jest wówczas naznaczone pośpiechem, a właściciele chętnie prowadzą turystów przez swoje włości, pokazując wszelkie zakamarki i z cierpliwością odpowiadając na wszelkie pytania. A na koniec podsuwając wino do degustacji. Zazwyczaj nalewane nie z butelki, lecz wprost z drewnianych beczek, w których trunek dojrzewa przez miesiące, a bywa, że i lata. To okazja by spróbować wina, które wciąż jeszcze podlega przeobrażeniom. I porównać smak i bukiet trunków z różnych szczepów i beczek.

- Wino najlepiej smakuje w miejscu swojego powstania – tłumaczy Tscheppe. – Dlatego warto wybrać się do winnicy, a nie tylko kupować butelki w sklepie.

Styryjskie specjały

Ta stara winiarska prawda nie opiera się na jakichś magicznych przesłankach, lecz na fakcie, że wino jest częścią przestrzeni, w której powstaje. Zrodziło się na tej ziemi, ale też w naturalny sposób przynależne jest miejscowym smakom. Jego właściwości najłatwiej docenić, zestawiając je z lokalnymi przysmakami. Winiarze o tym wiedzą - styryjskie winnice często mają gastronomiczne zaplecze lub współpracują z tawernami leżącymi na Południowostyryjskim Szlaku Wina, ciągnącym się od Ehrenhausen do Platsch i Berghausen. Można w nich spróbować drobnych przekąsek – deski serów czy wędlin – ale też bardziej treściwych dań.

O wyjątkowości wielu z nich decyduje dodatek „styryjskiego złota”, czyli oleju dyniowego. Piaszczysta gleba oraz wyjątkowy klimat Południowej Styrii są wprost stworzone dla dyń. Dynia oleista uprawiana jest w Południowej Styrii od końca XIX wieku, dziś stała się jednym z głównych produktów rolniczych regionu. By wytłoczyć litr oleju, potrzeba około trzech kilogramów prażonych nasion – a na te z kolei około 30-40 dyń – nie dziwi więc, że wczesną jesienią styryjskie pola zamieniają się w prawdziwy dyniowy wszechświat.

Będąc w Południowej Styrii, nie można nie spróbować zupy dyniowej. Fot. TV Südsteiermark, Nadine Geuter Photography

Olej stał się tu tak ważny, że z myślą o turystach wyznaczono nawet „szlak dyniowy”, skupiający 9 tłoczni, 23 tawerny i 25 plantacji rolniczych. Podążając nim, o „styryjskim złocie” można dowiedzieć się absolutnie wszystkiego.

Typowym dla Południowej Styrii smakiem jest też pieczony kurczak podawany na sałacie skropionej… a jakże, olejem dyniowym. Aufg'setzte Henn, jak zwie się to danie, przyrządzany jest z kurczaka rasy sulmtaler – lokalnej odmiany, która jeszcze kilkadziesiąt lat temu była bliska wyginięcia. Ptaki te hoduje się tradycyjnymi metodami: przebywają na otwartym powietrzu, mają swobodę ruchów i same wynajdują sobie w ściółce jedzenie. W żaden sposób nie przyspiesza się też ich wzrostu, pozwalając im rozwijać się w naturalny sposób.

Smak Świąt

Nieco prostsze smaki – co nie znaczy, że gorsze – królują na bożonarodzeniowych jarmarkach, organizowanych w adwencie w całej Styrii. Ja wybieram się do Grazu, skuszony unoszącym się w powietrzu zapachem pieczonych kasztanów, gorących gofrów i grzanego wina. Podróż po kiermaszach okazuje się kojącą zmysły wędrówką przez uliczki rozświetlone tysiącami lampek, pomiędzy stoiskami z rękodziełem, bożonarodzeniowymi stroikami i całym morzem przysmaków. Gdy policzki i palce zmarzną w chłodnym grudniowym powietrzu, wystarczy zamówić kubek ciepłego trunku, skubnąć trochę opiekanego nad palnikiem sera lub przystanąć przed adwentowym kominkiem, pozwalając ciepłu przeniknąć ciało.

Jarmark bożonarodzeniowy w Frohnleiten w regionie Graz. Fot. Region Graz, Tom Lamm

Czternaście organizowanych w mieście kiermaszów świątecznych rozsianych jest w takiej odległości, by dało się do nich szybko dojść pieszo. Przemieszczając się, wystarczy podążać za niosącymi się w powietrzu melodiami kolęd i świątecznych pieśni – uliczne koncerty są stałym punktem adwentowego programu – lub kierować się ku światłu lampek spowijającym stoiska. To przyjemny spacer, który najlepiej odbyć bez pośpiechu, chłonąc wyjątkową grudniową atmosferę.

Jarmark bożonarodzeniowy na głównym placu w Grazu. Fot. Graz Tourismus, Harry Schiffer

Trasa prowadzi mnie w końcu do głównego placu Grazu – centrum świątecznych uciech. Stoi tu największa w mieście choinka, otoczona drewnianymi chatkami z wszystkim, czego dusza zapragnie. Na fasadzie ratusza i daszkach stoisk tańczą bożonarodzeniowe światła rzucane z projektora. Niedaleko choinki kręci się drewniana karuzela, przystaję więc i popijając grzane wino patrzę na rozmyte w ruchu sylwetki rozradowanych dzieci myśląc o tym, że tak właśnie powinien wyglądać przedświąteczny czas.