– A może szuka pan też starych cmentarzy? Tam jest jeden, obok kościoła, zarośnięty – opuścił palec i nie czekając na jakąkolwiek moją reakcję, ruszył powoli swoim czterokołowcem. Okolica przywitała mnie elementami typowymi dla osadnictwa olęderskiego. Gdzieniegdzie sztuczne nasadzenia rzędów wierzb, zbiorniki wodne oraz rowy melioracyjne. Wszystko to mówiło, że kiedyś toczyło się tu życie. Koloniści z terenów ówczesnej Fryzji jak mało kto znali się na osuszaniu terenów zalewowych i życiu w zgodzie z przyrodą. Kościół – a właściwie dawny zbór ewangelicki – stał jakiś kilometr od głównej szosy biegnącej wzdłuż wału wiślanego. Zbudowany w 1935 roku, po wojnie przejęty przez katolików, od lat 90. stoi pusty i niszczeje. Wejścia do świątyni bronią jedynie dwie cegły ustawione tuż przy drzwiach. Dwa lata temu odprawiono tu mszę ekumeniczną, a tydzień wcześniej – zorganizowano warsztaty dla uczniów, w czasie których wnętrze zboru zostało uprzątnięte. To by tłumaczyło względnie dobry stan świątyni, nie licząc sypiącego się na głowę dachu. Małe drewniane podwójne drzwiczki oddzielają ołtarz od części dla wiernych. Za nimi po prawej stronie jest zakrystia. W środku na ścianach wiszą dwa obrazy: mniejszy przedstawiający Jezusa oraz większy – odklejający się od ramy – z podobizną Maryi. W kącie stoi oparty o ścianę krzyż – żeliwny, ażurowy i wysoki na 1,8 metra niemy świadek wydarzeń oraz strażnik obu malowideł. Przy skrzyżowaniu głównej drogi płytowej z boczną dochodzącą do zboru – z krzaków coś się wychyla, jakby nie widziało człowieka od co najmniej kilku miesięcy. To ukryty w chaszczach nagrobek, jeden z kilkunastu zachowanych na tym zapomnianym cmentarzu. Na niektórych widoczne są jeszcze niemieckie inskrypcje – Hier ruht Gustav Krieger, zmarły 27 JUL 1933, niedaleko ruht Samuel Rinas, zmarły 2 JUN 1933. Ruhe sanft. Spoczywajcie w pokoju.
Tekst: Piotr Żabowski