Jako prawdziwy kawowy świr (czas spojrzeć prawdzie w oczy), powinienem od pierwszego do ostatniego zdania tego tekstu przekonywać was, że kawa rozpuszczalna to zło, którego powinno się zakazać. A jednak  – powstrzymam się. Dziennikarska uczciwość wymaga ode mnie, że w miarę obiektywny sposób przedstawić wam zalety i wady tego rozwiązania, a ostateczny osąd pozostawić wam. 

Od przybytku głowa może rozboleć

Gdy rozmawiam z nowo poznanymi ludźmi o kawie, bardzo lubię zadawać im pytanie o stosunek do kawy rozpuszczalnej. Nie po to, by po chwili wytknąć im błędy i wykpić brak wiedzy (kto chciałby wtedy ze mną rozmawiać?), a po to, by sprawdzić co naprawdę myślą o tym kawowym wynalazku.

Najczęściej spotykam się z odpowiedzią, że kawa rozpuszczalna ma swoje wady i nie jest najsmaczniejsza, ale pierwiastek szybkości przygotowania przechyla szalę na jej korzyść. Co ciekawe, często słyszę też argument, że „przecież kawa rozpuszczalna powstała, by ułatwić codzienne jej przygotowanie". W rzeczywistości było jednak nieco inaczej. Idea kawy rozpuszczalnej produkowanej na większą skalę pojawiła się po raz pierwszy na początku XX wieku w Brazylii i była rozwiązaniem problemu nadmiarowych zbiorów. Plantatorzy tylko część swoich zbiorów dawali radę sprzedać jako kawę w ziarnach, a duża część ziaren zostawała i marniała. To właśnie wtedy pojawił się pomysł, żeby poddać ziarna obróbce i stworzyć ekstrakt odporny na działanie pleśni i bakterii.

Prawdziwy szczyt swojej popularności, jak zaskakująco wiele wynalazków w naszej historii, kawa rozpuszczalna zawdzięcza wojnie. Wynalazek, który wymagał tylko zalania gorącą wodą, stał się jednym z ulubionych elementów wyposażenia amerykańskich żołnierzy w czasie II wojny światowej. Trudno się dziwić, że przyzwyczajeni do smaku kawy rozpuszczalnej żołnierze, po powrocie do domu nie mieli ochoty z niej zrezygnować. Doprowadziło to do sytuacji, w której prawie połowa sprowadzanej do USA kawy była importowana właśnie w formie rozpuszczalnego napoju. Współcześnie udziały kawy rozpuszczalnej maleją na krajowych rynkach, jednak wciąż są regiony (np. Wielka Brytania), w których „rozpuszczalka" stanowi większą część kawowego rynku. 

Kawa rozpuszczalna – jak powstaje?

Wokół kawy rozpuszczalnej powstała masa mitów. Jedni twierdzą, że uzależnia bardziej niż ziarna parzone innymi metodami, drudzy upierają się, że do produkcji wykorzystuje się szkodliwe sztucznej opady, a jeszcze inni są zdania, że wywołuje cukrzycę. 

W rzeczywistości prawda jest mniej „ekscytująca". Kawa rozpuszczalna to w znakomitej większości po prostu kawowe ziarna poddane specjalnej obróbce. Metod jej uzyskiwania jest kilka, ale różnią się one między sobą niewiele i wszystkie opierają się na tych samych zasadach. Podstawą jest wypalenie, rozdrobnienie i zaparzenie ziaren. Brzmi podobnie do klasycznych metod kawowych, prawda? Różnica polega na stężeniu. Proces parzenia odbywa się w ogromnych ekstraktorach, które przez kilka godzin poddają zmielone ziarna wpływowi wody w różnych temperaturach i pod różnym ciśnieniem. Efektem jest napar o bardzo wysokim stężeniu kawy, który sam w sobie nie nadaje się do picia. 

Następnie ekstrakt zostaje zredukowany poprzez działanie gorącym powietrzem pod ciśnieniem, co pozwala uzyskać znane wszystkim brązowej granulki. Drugą najpopularniejsza metodą jest liofilizacja, którą możecie kojarzyć z suszonymi owocami. Polega ona na zamrożeniu ekstraktu, a następnie odparowaniu wody bezpośrednio w stan gazowy. Na koniec procesu powstałą bryłę kawową dzieli się na malutkie granulki. 

Brzmi nieźle. O co tyle zamieszania?

Skoro wiemy już, że do produkcji kawy rozpuszczalnej wykorzystuje się tylko kawowe ziarna, wodę i powietrze, to skąd tyle negatywnych konotacji z nią? Po pierwsze należy pamiętać, że ziarna ziarnom nierówne. Jeśli nie kupujemy produktu w jego pierwotnej formie, w tym wypadku ziaren, zawsze powinniśmy mieć świadomość, że nie mamy pewności jakie składniki znajdują się w opakowaniu. „Kawa" jest pojęciem bardzo szerokim, w którym mieszczą się zarówno starannie przygotowane i zebrane ziarna najwyższej jakości, jak i kawowe odpady niższego sortu. Sytuacja wygląda podobnie z masłem orzechowym sprzedawanym w gotowej formie, a powstałym najczęściej z ziaren, których nikt wcześniej nie chciał kupić.

Jeśli koniecznie chcielibyśmy znaleźć szkodliwe substancje w kawie rozpuszczalnej, których jednocześnie nie ma w kawie ziarnistej, uwagę zwraca stężenie akrylamidu (C3H5NO). Ten szkodliwy dla naszego organizmy związek chemiczny występuje w kawie rozpuszczalnej w wartościach niemal dwukrotnie wyższych niż w kawie parzonej tradycyjnymi metodami, a przyjmowany w dużych ilościach może potęgować ryzyko zachorowania na miażdżycę i choroby wieńcowe serca. 

Największym „szkodnikiem" dla naszego organizmu nie są jednak klasyczne kawy rozpuszczalne, a gotowe mieszanki zawierajace mleko w proszku i ogromne ilości substancji słodzących. Kawy rozpuszczalne typu „3 w 1" potrafią zawierać zaledwie kilkanaście procent kawy, a większość ich składu stanowią cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, barwniki i tłuszcze trans. 

Życie ze stoperem. Warto?

W ramach podsumowania wróćmy jeszcze na chwilę do aspektu szybkości przygotowania naparu. Nie jestem bardzo doświadczonym smakoszem tego kawowego napoju, ale wydaje mi się, że cały proces jego przygotowania składa się z trzech elementów. Wsypania kawy do kubka, zalania gorącą wodą i wymieszania łyżeczką. Ile trwa całość? W zależności od czajnika pewnie od 2 do 4 minut. Porównując to z jedną z najprostszych przelewowych metod Aeropressem, którego zaparzenie zajmuje mniej więcej 4 lub 5 minut (zagotowanie wody, wsypanie kawy do urządzenia, zalanie wodą, odczekanie 90 sek, przeciśniecie 30 sek), okazuje się, że przygotowując „rozpuszczalkę" oszczędzamy maksymalnie 3 minuty. 

Zapewniam was, że przygotowana rano pyszna kawa dobrej jakości jest warta dużo więcej niż 180 sekund.