Pierwsza o sytuacji doniosła libańska armia. Serwisy społecznościowe szybko wypełniły się nagraniami słupa czarnego dymu spowijającego powoli miasto, na którym nadal doskonale widoczne są blizny po olbrzymiej eksplozji sprzed nieco ponad miesiąca.

 

 

W komunikacie zapewniono, że do walki z ogniem rzucono wszystkie możliwe siły łącznie z wojskowymi śmigłowcami. Nikt nie chce powtórzenia się tragedii w której zginęło ponad 170 osób a 6 tys. zostało rannych.

 

 

Nikt nie chce powtórki tragedii, w której zginęło ponad 170 osób a 6 tys. zostało rannych.

 

 

Żołnierze pośpiesznie ewakuowali mieszkających w pobliżu portu. Wiele osób, przynajmniej według nieoficjalnych doniesień, wpadło w panikę i ucieka prywatnymi samochodami z miasta.

 

W pierwszych informacjach o pożarze brak wzmianki o jego przyczynie. Wstępnie sądzi się, że ogniem zajęły się opony. Według Michela El-Murr, szefa oddziałów ratunkowych straży pożarnej, ogień pojawił się w miejscu gdzie używano pił do cięcia metalu. W porcie cały czas trwa operacja sprzątania gruzu po sierpniowej eksplozji. 

- Nadal nie wiemy, co właściwie jest w magazynie który zajął się ogniem. nie możemy wykluczyć, że materiały wybuchowe. Raczej nie, ale to możliwe. Mamy tam 100 ludzi, w tym strażaków, obronę cywilną i żołnierzy. Wszyscy walczą z ogniem - powiedział dziennikowi "The Independent".

Ostatnią tragedię wywołał zapłon ogni sztucznych trzymanych w bezpośrednim sąsiedztwie łatwopalnych nawozów sztucznych zarekwirowanych kilka lat wcześniej i trzymanych w magazynie portowym bez właściwego zabezpieczenia.