Ale żeby zrozumieć, skąd wzięła się światowa dusza Bergen, trzeba zajrzeć do Muzeum Hanzeatyckiego (70 koron). Mieści się w jednym z najstarszych budynków i pokazuje dawne życie kupców. Od garnków, pulpitów i arkuszy do rozliczania towarów, przez monety kute w dobie handlu morskiego (Bergen było jedną z głównych siedzib Hanzy), aż po ciasne prycze – tylko to pozwala sobie wyobrazić rozkwit miasta nawiedzanego przez przybyszów, nierzadko cwaniaków i biznesmenów.

Obrazu tamtego dynamicznego życia dopełnia Muzeum Bryggens. (Od czerwca do września w Bryggen w południe rusza spacer z anglojęzycznym przewodnikiem, cena: 120 koron, w tym bilety do muzeów).
Z Bryggen nogi same niosą wyżej, do uliczek pnących się na wzgórza. Wyłożone brukiem, przystrojone donicami tworzą najbardziej czarującą część miasta. XVIII-wieczne domy z drewna maluje się tu na biało. W oknach zazdrostki, dyndające ozdoby i medytujące koty. Na maleńkich podwórkach zadbane stoliki, rowery. Na rogach latarnie z kloszami jak strojne kapelusze. W zaułkach niewielkie place zabaw, w sam raz na troje dzieci i psa. Im wyżej, tym ciszej i jaśniej. W dole, w czerwieniejącym słońcu, lśnią łagodne wody portu, na placach kręcą się roje ludzi. Powyżej strzeliste drzewa i stacja kolejki Fløibanen, która w 6 min zabiera na szczyt góry Fløyen po jeszcze lepszy widok.

 

Trawnikowi traperzy

Vis-à-vis Bryggen, w porcie, stoi ciemny szklany prostokąt. To zawsze pełna ludzi informacja turystyczna, w której rano kupuję bilet na całodniową wyprawę po fiordach. Bergen jest ich stolicą, stąd najlepiej wyprawiać się na kursy obejmujące np. przejazd spektakularną górską koleją do Flåm i rejs potężnym Sognefjorden albo podróż do Voss i pływanie po rolniczym Hardangerfjorden. W tych podróżach nie da się uniknąć ani międzynarodowych tłumów, ani wysokich kosztów (wycieczki od 400 do 900 zł). Zamiast tego można wsiadać na tańsze, lokalne promy, którymi mieszkańcy okolicznych wysepek pływają do domów po pracy, albo spróbować wspinaczki i podziwiania wodnych ścieżek z wysokości. Na zadbanych trawnikach spotykam oszczędnych traperów – rozstawiają kuchenki gazowe, ściągają buty i siorbią gulasze.

Wizyta w Bergen będzie niepełna bez muzyki. Miejscowi mówią, że to nadmiar deszczu i nudy zrodził pod koniec XX w. tzw. bergeńską falę, czyli napływ młodych muzyków, jak Kings of Convenience, Röyksopp czy Aurora. Wieczory spędza się przy piwie w pubach i klubach, takich jak niezawodny Garage (Christies­gate 14), gdzie na miniaturowych scenach objawiają się talenty. Punktualnie o trzeciej nad ranem muzyka cichnie, zapala się światło. Ludzie wylegają na ulice.

Rano na schodkach przy Lille Lungegårdsvann mijam chłopaków, którzy salwami śmiechu odganiają zbliżający się ból głowy. Na tyłach dworca kolejowego czeka autobus do Stavanger. Przede mną kilka godzin jazdy
i przepraw promami między platformami wiertniczymi. Przekłuwam bańkę – żeby uwierzyć w baśniowe Bergen, będę musiała do niego wrócić. n Paulina Wilk

 

Warto wiedzieć

Wizz Air oferuje loty z Warszawy, Krakowa, Gdańska od ok. 300 zł. Droższa będzie podróż przez Oslo. Bilet na pociąg na trasie Oslo – Bergen kosztuje 500 zł (ze zniżką minipris na www.nsb.no). Za to otrzymujemy kilka godzin spektakularnych górskich widoków.

Bergen to miasto studentów, o niedrogie hotele i pokoje na wynajem bardzo łatwo, szczególnie latem. Ceny od 80 zł za noc.

Nawet niewyszukane jedzenie w Norwegii jest bardzo drogie, dlatego warto na weekend zaopatrzyć się w polski prowiant. Jeśli uda się zaoszczędzić, koniecznie trzeba spróbować tutejszej kawy i piwa.