Dla farmerów Keczua dzień zaczyna się o 4 nad ranem. Tak wcześnie, bo z wioski trzeba jeszcze wspiąć się na swoje topo, czyli poletko uprawianej ziemi. Tu, wysoko w Andach, mają one zwykle powierzchnię kilkunastu metrów kwadratowych.

Isabela ma ledwie parę takich spłachetków ziemi, na różnych wysokościach stromych zboczy, ale za to ziemniaków sadzi na nich kilkadziesiąt odmian. A kiedy rok jest dobry, zbiera po kilkanaście 70-kilogramowych worków z każdej z upraw. 10 z nich zostawia zawsze dla swojej rodziny. Resztę sprzeda na targu. Ziemniaki to świetny towar wymienny, dostanie za nie rosnące niżej quinoę i kukurydzę.

Ziemię uprawia tak jak rodzice i dziadkowie – motyką, nazywaną tu tacla. Zarówno sadzenie, jak i zbiory to w tutejszych społecznościach uświęcony rytuał. Keczua od stuleci okazują szacunek ziemi i nie zmienili tego ani hiszpańscy konkwistadorzy, ani późniejsze wpływy cywilizacji.

 
Dary ziemi

Isabela złożyła Matce Ziemi, zwanej tu Pachamama, ofiarę. Trzy rodzaje liści koki połączone tłuszczem lamy zakopała w miejscu, gdzie potem sadzone były ziemniaki. Ta ceremonia, nazywana quintu, ma zapewnić urodzaj. Teraz, kiedy przyszedł czas zbiorów, już widać, że Pachamama była zadowolona.

Żółte, czerwone i prawie czarne bulwy (w języku keczua – papa) leżą w kopczykach, gotowe do wyniesienia. Papa tomasa, papa huayro, papa amarilla, papa tarmeña, papa compis czy papa negra. Na terenie Peru można znaleźć ponad 3,8 tys. odmian ziemniaka.

Są dowody na to, że były one uprawiane w wysokich Andach w południowo-wschodnim Peru już 7 tys. lat temu Najstarsze znaleziska archeologiczne pochodzą z rejonów leżących nad jeziorem Titicaca, z okolicy Ayacucho w dolinie rzeki Chulca.

 

Ziemniak na wszystko

Isabela wybiera właśnie kilka bulw na obiad. Upiecze się je w ognisku rozpalanym pośród skał. Indianie znają prawie tak wiele zastosowań ziemniaków, jak wiele jest ich odmian. Zawierają one antyoksydanty, które usuwają z organizmu wolne rodniki. Są zarówno posiłkiem, jak i lekiem na najróżniejsze choroby. Indianie mówią, że znają i stosują bulwy na każdą przypadłość.

Z części zbiorów przygotowuje się chuńo. Przepis przekazywany jest z pokolenia na pokolenie od czasów inkaskich. Wybiera się te drobniejsze okazy i rozkłada na ziemi. Kiedy nocami przychodzą przymrozki, zamrażają bulwy, w dzień rozmraża je słońce i wtedy Indianie depczą je, wyciskając z nich wodę. Po kilku dniach takiej obróbki ziemniaki są gotowe do ułożenia w kopce i przysypania ziemią. Nie zgniją, nie zapleśnieją, można je tak przechowywać przez 10 lat. A potem wystarczy zalać wrzątkiem i jest gotowe pożywne purée.

 
Złoto Inków

Kiedy na początku XVI w. hiszpański konkwistador Francisco Pizzaro podbijał kraj Inków, dzisiejsze Peru, od króla Atahualpy zażądał złota. Tylko ono go interesowało. Inkaski władca miał ponoć zażartować, że Hiszpanie żywią się chyba drogocennym kruszcem. Dla niego dużo cenniejsze były ziemniaki.

W drugiej połowie XVI stulecia na pokładach karawel razem ze zrabowanym złotem trafiły do Europy. I wcale nie przyjęto ich od razu z entuzjazmem. Musiały minąć setki lat, by świat docenił ziemniaki.

Monika Berkowska