W swoim życiu widział dotychczas tylko Europę. W wieku 15 lat Witkacy zaczął spędzać wakacje u ciotki w Syłgudyszkach na Litwie. Zwiedzał z nią m.in. Petersburg. Wyjeżdżał też do Paryża, Londynu. Ale tropiki były mu zupełnie nieznane. Kiedy więc w pewien czerwcowy dzień 1914 r. schodzi na ląd w Kolombo na Cejlonie, jest rozczarowany. Może jego wyobrażenia z czasów dzieciństwa nie pokrywają się z tym, co widzi jako dorosły mężczyzna. Być może na percepcję rzeczywistości ma wpływ stan jego ducha – Witkacy myśli o samobójstwie.

 

Pan swego życia

Urodził się w 1885 r. w Warszawie, ale ze względu na słabe zdrowie jego ojca cała rodzina Witkiewiczów przeprowadziła się pięć lat później do Zakopanego. Dzieciństwo Witkacy spędził więc wśród szczytów Tatr. W latach młodości poznał wielu znanych ludzi, m.in. kompozytora Karola Szymanowskiego. Odegrał on zresztą w jego prywatnym życiu dużą rolę, bo wiele lat później spodobał się narzeczonej Witkacego, Jadwidze Janczewskiej, co wywołało niesłychaną zazdrość Witkacego.

Związek słynnego młodopolskiego twórcy z 24-letnią kobietą pełen był napięć i kłótni. Obserwatorzy ich relacji twierdzili, że Janczewska niezupełnie rozumiała otoczenie, w którym nagle się znalazła, wchodząc w związek z Witkacym. Ten z kolei wymagał od narzeczonej coraz większego podporządkowania i uległości. W lutym 1914 r. Janczewska popełniła samobójstwo, którego motywy nie są jasne. Badacze życia i twórczości Witkacego sugerują, że jej śmierć mogła mieć związek właśnie z Szymanowskim. W Zakopanem plotkowano nawet, że Jadwiga być może była w ciąży. I to nie z Witkacym. Mało prawdopodobne jednak, by ojcem dziecka był Szymanowski, o którym już wówczas wiedziano, że preferuje raczej tę samą płeć.

Witkacy uważał Janczewską za największą miłość swojego życia. Winił się, że nie zapobiegł jej śmierci. W liście do matki ukochanej, wysłanym już podczas pobytu na Cejlonie, napisał, że jej samobójstwo to dla niego straszna kara, za wielka na jego winy. Przestał widzieć sens dalszego życia. I postanowił się zabić, a o pomoc w popełnieniu samobójstwa poprosił Bronisława Malinowskiego, swojego przyjaciela. By w każdej chwili być panem swojego życia, próbował nakłonić antropologa do przekazania mu odrobiny cyjanku potasu.

Nie wiadomo, kiedy Bronisław Malinowski, słynny polski antropolog, i Stanisław Ignacy Witkiewicz spotkali się po raz pierwszy. Biografowie Witkacego przekonują, że rodziny obu młodzieńców musiały się znać. Świadczą o tym choćby wspólne fotografie.

Przypuszcza się, że Bronio i Staś, jak nazywają się wzajemnie, będąc już dorosłymi mężczyznami, poznali się w ostatnich latach XIX w. Witkacy, zafascynowany fotografią, najprawdopodobniej uczył Malinowskiego obsługi aparatu. Kiedy Malinowski otrzymał prośbę Witkacego o przekazanie mu trucizny, nie spełnił jej, zmartwiony depresją przyjaciela, lecz zaprosił go na wspólny wyjazd. Witkacy ma dokumentować fotografiami i ilustracjami badania prowadzone przez antropologa. Ostatecznym celem wyprawy jest Nowa Gwinea, a wcześniej Australia i kongres antropologiczny, w którym naukowiec zamierza wziąć udział. Po drodze podróżnicy zatrzymują się na Cejlonie.

 

Czarująca wyspa

28 czerwca 1914 r. statek RMS Orsova cumuje w porcie w Kolombo, stolicy Cejlonu. Dla Witkacego to pierwsza tak daleka podróż. Wiąże z wyjazdem spore nadzieje. Jego wyobrażenia o dalekich krajach są wizjami mocno romantycznymi. Po zejściu na ląd jest rozczarowany. Notuje: Pierwsze wrażenie nad wyraz przykre. Mimo wczesnego ranka żar wprost piekielny, spotęgowany przesyceniem powietrza wilgocią.

W podróży Witkacy posługuje się przewodnikiem napisanym przez Henry’ego Cave’a w 1908 r. Zbędnym wydaje się dziś opisywać położenie Cejlonu na mapie świata. Dzięki lepszej infrastrukturze podróżniczej dostęp do najodleglejszych zakątków imperium jest obecnie łatwiejszy, niż można było sobie wyobrazić jeszcze dwie dekady temu, a Cejlon, który był tylko niewyraźną wizją poetycką, romantyczną, stał się dostępny dla kupców, podróżników i studentów uczących się o starożytnych cywilizacjach i religii – pisze jej autor. Cave podaje też wiele informacji dotyczących kultury i historii Cejlonu. Ale to nie wystarcza, by przygotować polskich podróżników na szok, jaki ich czeka.

Witkacy spodziewa się zobaczyć odległe wulkany, wysokie góry osnute chmurami. Spotykają go natomiast piekące słońce, wysuszona ziemia i drgające od temperatury powietrze. To nie są tropiki z jego marzeń. To rozczarowanie podziela też Bronisław Malinowski. Antropolog notuje w swoim dzienniku: Pod przykrym wrażeniem znów jednej rozproszonej iluzji (…) wychodzę ze świątyni (…). Pierwsze zetknięcie z zupełnie nową kulturą, od której się człowiek bóg wie co spodziewał, pierwsze wrażenie zupełnie nieznanego kraju, religii, pejzażu są zawsze pełne takich rozczarowań. Podczas podróży w głąb lądu obaj zmieniają jednak zdanie. Wyspa swoim pięknem oczarowuje Witkacego.

W Kolombo pozostają zaledwie jeden dzień. Zdążą tylko na szybko zwiedzić miasto i wejść do kilku świątyń, po których oprowadza ich buddyjski mnich. W jednej z nich Witkacy zwraca uwagę na freski. Uznaje, że są niedbale namalowane i nawiązują do stylu europejskiego. Jego zdaniem to zupełnie niepotrzebne. O wiele bardziej fascynują Witkacego mieszkańcy Kolombo. Zwraca uwagę przede wszystkim na mężczyzn, uznając, że są oni z wyglądu posępni, smutni i przerażający. Rzadko widzi się twarz poczciwą albo szczerze wesołą, rzadko też wyraz siły i zawziętości. Na ogół wrażenie ponure i męczące – napisze po powrocie z wyprawy.
Następnego poranka podróżnicy wyruszają pociągiem w kierunku Kandy, duchowego centrum nie tylko Cejlonu sprzed stu lat, ale także dzisiejszej Sri Lanki. Tam właśnie znajduje się najważniejsza świątynia buddyjska na wyspie – Sri Dalada Maligawa, Świątynia Zęba.

 

List z wyjaśnieniem

Miasto robi na Witkacym zdecydowanie większe wrażenie niż Kolombo. Z Kandy 29 czerwca 1914 r. pisze do swego ojca list, który zaczyna słowami: Nie jestem w stanie opisać tych cudów, które tu widzę. Są to rzeczy wprost potworne od piękności. Artysta nie wie jeszcze, że już wkrótce dotrze do Dambulli, by zwiedzić świątynie znajdujące się w jaskiniach wydrążonych w zboczu potężnej góry. I że Dambulla oczaruje go do szaleństwa. Zanim opuszczą Kandy, zwiedzają jeszcze okolice miasta, w tym Matale i znajdującą się tam zabytkową świątynię. Tempo podróży jest wolne, przejechanie 25 km zajmuje wiele godzin.

Wkrótce po pobycie w Kandy Witkacego dopada pierwszy kryzys. Widzę, że podróż, zamiast poprawić mój stan, sprawia mi olbrzymi ból, ponieważ fakt, że dostrzegam tyle pięknych rzeczy, których Ona nigdy nie ujrzy, czyni mnie bardzo nieszczęśliwym. Jeszcze bardziej, niż byłem poprzednio – tłumaczy Witkacy władzom Cejlonu w liście zaadresowanym do lokalnej policji. To list niezwykły, bo artysta komunikuje w nim, że zamierza się zabić i że chce zrobić to z własnej woli. Nie chce, by Malinowski musiał składać jakiekolwiek wyjaśnienia w tej sprawie, bo mogłoby to opóźnić przebieg wyprawy naukowca i pokrzyżować jego plany. Dlatego Witkacy wyjaśnia w liście, skąd wziął się na Cejlonie, dokąd zmierza ekspedycja i dlaczego myśli o samobójstwie. Na końcu przeprasza za swój niezbyt poprawny angielski.

List Witkacy wkłada do koperty z nazwiskiem Malinowskiego na odwrocie. Dopisuje na niej: Otworzyć w razie śmierci. Witkacy nie informuje przyjaciela o liście, nie tłumaczy mu niczego. Tylko na marginesie robi dopisek ołówkiem, tym razem po polsku: Broniu Kochany. Pomyślisz, że to kabotyństwo. Nie życzę Ci, abyś kiedyś cząstkę tego przecierpiał co ja.

Na liście widnieje miejscowość Anuradhapura i data 2 lipca 1914 r. Ta miejscowość to kolejny przystanek w podróży Witkacego i Malinowskiego po Cejlonie. Podróż pociągiem zajmuje ponad pięć godzin, choć odległość między Kandy a Anuradhapurą to tylko 180 km. Nic dziwnego, że kiedy docierają do pierwszej, historycznej stolicy Cejlonu, są wyczerpani. Malinowski szybko zasypia. Nie zdaje sobie prawdopodobnie sprawy ze stanu psychicznego swojego przyjaciela, który myśli o odebraniu sobie życia. W nocy wyruszają w kierunku Dambulli.

 

Pożegnanie

Na początku XX w., aby dostać się do Dambulli, należało zrobić po drodze przerwę na nocleg. Większość podróżników zatrzymywała się w małej miejscowości o nazwie Nalanda. Zapomniały o niej dzisiejsze przewodniki. Pobyt w Nalandzie to punkt kulminacyjny podróży artysty po Cejlonie. Już wcześniej pisał Witkacy w liście do Jadwigi Zielińskiej: Jest mi strasznie źle i czuję, że koniec jest już niedługi. Dotąd wszystko było w moim życiu piękne. Teraz jest brzydotą. Tylko jedna śmierć to skończyć może.

Witkacy spędza w pensjonacie Rest House noc z pistoletem przy skroni. Wspomina o tym potem w liście do swojej matki. Nie wiadomo, dlaczego akurat tutaj chce popełnić samobójstwo. Nie starcza mu jednak odwagi na pociągnięcie za spust.

Do Dambulli Witkacy z Malinowskim docierają następnego dnia, by zwiedzić świątynie w jaskiniach na zboczu góry. Biorą udział w ceremonii religijnej, która całkowicie ich oczarowuje. Witkacy opisuje ją potem z niemal fotograficzną dokładnością w swojej najsłynniejszej powieści "Pożegnanie jesieni". Po pobycie w Dambulli zwiedzają jeszcze olbrzymią skałę położoną na równinie w centralnej części wyspy – Sigiriję, na której zachowały się ruiny starożytnego pałacu i malowidła.

11 lipca 1914 r., po niespełna dwóch tygodniach spędzonych na Cejlonie, Malinowski z Witkacym wchodzą na pokład statku SS Orontes i odpływają do Australii. Rejs zajmuje 10 dni. Wysiadają w porcie w Fremantle. Razem udają się na konferencję naukową w Adelajdzie, potem odwiedzają kilka australijskich miast, w tym Brisbane, Melbourne i Sydney. Stosunki między nimi są już w tym czasie mocno napięte. Ponadto dowiadują się o wybuchu I wojny światowej. W mieście Toowoomba Witkacy i Malinowski kłócą się ostatecznie. Malinowski po rozstaniu z przyjacielem nie zamierza rezygnować z dalszej części wyprawy. Bo przecież Cejlon i Australia miały być tylko przystankami w drodze do Nowej Gwinei, a badania terenowe nawet jeszcze się nie rozpoczęły.

Spekuluje się jednak, że nie tylko kwestie polityczne poróżniły artystę i naukowca. Podczas pobytu w Australii antropolog miał wykorzystać seksualnie Witkacego. Obaj milczą jednak o tym wydarzeniu. Jedyne świadectwo, jakie pozostało, które mogłoby sugerować, że na antypodach doszło do zajścia, po którym artysta czuł się bardzo upokorzony, to list Witkacego do Malinowskiego, w którym pisze on: Nigdy Ci tego nie wybaczę. Wątki homoerotyczne pojawiają się zresztą w późniejszej twórczości Witkacego niejednokrotnie.

To rozstanie wstrząsnęło też Malinowskim, który kilkakrotnie pisał o nim w swoich dziennikach. Mówił o wściekłości na Stasia, która przerodziła się w głęboki żal. A później notuje jeszcze: finis amicitiae. To znaczy: koniec przyjaźni. Nigdy się nie wyjaśniło, co zaszło między Witkiewiczem i Malinowskim w Australii. Mężczyźni wznowili kontakt jakiś czas po jego zerwaniu. Ale nigdy więcej się już nie spotkali.

1 września 1914 r. Malinowski odpływa w kierunku Nowej Gwinei, by kontynuować ekspedycję. Sam dokumentuje swoje badania, choć nie jest pasjonatem fotografii. O pomoc prosi poznanego po drodze Billa Hancocka, handlarza na Wyspach Trobrianda. Dzięki temu uda mu się przywieźć z podróży ponad tysiąc zdjęć. Oczywiście spoza Cejlonu, bo wiadomo, że nie zachowały się żadne z fotografii, jakie Witkacy wykonał podczas pobytu na wyspie.

Witkacy wraca do Europy, żeby po stronie carskiej walczyć z Niemcami. Wbrew woli ojca, lecz przy pomocy mieszkających tam krewnych Witkiewiczów wstępuje do armii rosyjskiej. Niewiele wiadomo na temat kilku następnych lat życia Witkacego. Artysta niechętnie o nich opowiadał. Nie zachowały się też żadne notatki z tego okresu.

Po powrocie z tropików Witkacy wielokrotnie wraca myślami do Cejlonu. Podczas pobytu na wyspie uważnie przyglądał się kulturze i sztuce, które teraz pobudzają jego twórczą wyobraźnię. O tropikach będzie przecież pisać aż w pięciu swoich dramatach, a sceny, jakie widział, i cejlońska sztuka zainspirują go do namalowania wielu obrazów. Pod koniec lat 30. w głowie Witkacego pojawiają się jednak nie tylko wizje tropików, ale i – na nowo – myśli samobójcze. Tym razem wywołuje je wiadomość o ataku Związku Radzieckiego na Polskę. Artysta umiera w 1939 r., po tym jak rani sobie szyję i zażywa silną substancję nasenną.

Arkadiusz Lorenc