Wstaje świt, oświetlając brzegi Nilu i niewielki obóz plemienia Mundari. Młody mężczyzna czyści zęby patykiem, a następnie wkłada głowę prosto w strumień moczu stojącej obok krowy. Ten prysznic ma dwie zalety, chroni przed infekcjami i barwi jego włosy na rudawo, a ten kolor to dla Mundari wyznacznik piękna.

Potem wciera w swoją skórę popiół z ogniska. Delikatnie brzoskwiniowy, ma konsystencję pudru. Powstał ze spalonego krowiego łajna. Jest naturalnym antyseptykiem, chroni przed komarami i innymi insektami, poza tym zapewnia ochronę przed nadciągającym nieubłaganie upałem.

Mężczyzna pije parę łyków mleka prosto z wymienia, a potem uderza w bębenek, budząc resztę plemienia. Czas zabrać zwierzęta na inne pastwisko.

 

W najmłodszym państwie świata

To znajduje się na północ od Dżuby, stolicy Sudanu Południowego. Najmłodszego i prawdopodobnie najbardziej niestabilnego kraju na świecie. Powstał w lipcu 2011 r., a już w grudniu 2013 r. wybuchł tam konflikt. W jego wyniku zginęło co najmniej 50 tys. ludzi, a ponad 2 mln zostały zmuszone do opuszczenia domów, wysiedlone, skazane na cierpienie głodu.

Pośród tego kryzysu humanitarnego nomadzi Mundari starają się dalej wypasać swoje stada na brzegach Nilu, narażając się na niebezpieczeństwo wejścia na zaminowane pola, odpierając ataki sąsiednich, wrogich im plemion – Dinka czy Nuer.

 
Bydło królów

Hodują rasę bydła zwaną watussi-ankole, charakterystyczne białe zwierzęta z wielkimi zagiętymi rogami. Piękne, nie bez powodu zwane także „bydłem królów”. Jedna sztuka kosztuje ponad 500 dol., nic dziwnego, że mężczyźni Mundari bronią swoich zwierząt z użyciem karabinów. Nawet wtedy, gdy rząd próbuje rozbroić zwaśnione plemiona.

Trzeba zrozumieć, jak ważne jest bydło dla Mundari – mówi Tariq Zaidi, fotograf, który spędził ostatnie 10 lat, portretując plemiona i lokalne społeczności w ponad 30 krajach Afryki.

Dla Mundari bydło jest rodzajem waluty, wyznacznikiem statusu, ochroną na starość – jak renta – albo wianem dla kobiet. Wychodząc za mąż, dostają jako zabezpieczenie posagu kilkadziesiąt krów. Od kiedy skończyła się wojna, do Sudanu Południowego wróciły tysiące mężczyzn, którzy teraz poszukują żon. To sprawiło, że ceny bydła poszły w górę. Każdego roku około 350 tys. sztuk zostaje skradzionych, a ponad 2,5 tys. ludzi zostaje przy tym zabitych przez złodziei.

 

Jak rodzina

Mundari będą bronić swoich zwierząt, nie zważając na koszty – mówi Zaidi. – Są traktowane jak członkowie rodziny – tłumaczy. – Kiedy bydło wraca z pastwiska, każda sztuka dokładnie wie, gdzie ma iść, odnajduje swego pana, w tym sensie te krowy są prawie jak psy. Rodziny śpią ze zwierzętami, czyszczą je, nacierają popiołem i sprawdzają, czy miejsce wybrane do spania jest wygodne. Ich przetrwanie zależy od bydła. Każdy Mundari ma swoją ulubioną sztukę. Zabijają je albo sprzedają, tylko będąc w największej potrzebie.

W sierpniu 2015 r. udało się podpisać w Sudanie Południowym traktat pokojowy. – Ta wojna odcięła Mundari od reszty świata – mówi Zaidi. – Nie byli w stanie wyemigrować do miast, zostali w buszu, przez co zachowali wyjątkowy styl życia. Oby teraz mogli żyć według swoich reguł.

Monika Berkowska