Grunt to zespół

Karkonosze w styczniu zawieszają poprzeczkę naprawdę wysoko: potężne opady śniegu, ekstremalnie niskie temperatury, huraganowe wiatry, czy znikoma widoczność – brzmi jak opis warunków na Biegunie Południowym. To pasmo górskie jest jednak wyjątkowe – panujący tutaj klimat charakteryzuje arktyczna surowość, dzięki czemu idealnie nadają się do przeżycia prawdziwej zimowej przygody oraz zdobycia nowych umiejętności.

Dwunastu uczestników tworzyło skład wyprawy: Marzena, Małgorzata, Oliwia, Justyna, Hanna, Marcin, Jeremiasz, Daniel oraz Mateusz. Do tego trójka laureatów konkursu zorganizowanego dla czytelników National Geographic Traveler: Klaudia, Damian i Paweł. Każdy z nas miał już jakieś doświadczenia związane z zimą w górach. Jednocześnie wszyscy czuliśmy, że w trakcie wyprawy będziemy mogli pogłębić naszą wiedzę o co zadbali ratownicy GOPR: Sławomir i Jacek (grupa Karkonoska), Marcin (grupa Krynicka) oraz Radosław (grupa Wałbrzysko-Kłodzka).

Bezpiecznie na szczyt

Zaczęliśmy naprawdę mocno: przy porywistym wietrze i temperaturze odczuwalnej wynoszącej nawet -25 stopni Celsjusza zdobyliśmy najwyższą górę Karkonoszy oraz całych Czech – Śnieżkę. W drodze na szczyt wykorzystaliśmy między innymi rakiety śnieżne oraz raki.

Nawet tak dobre przygotowanie sprzętowe nie dawało nam pewności wejścia na te 1603 m n.p.m. Gdy wiatr bez najmniejszego wysiłku potrafi przewrócić dorosłego człowieka a widoczność dramatycznie spada każdy metr w drodze na szczyt nabiera symbolicznego znaczenia. Bez wątpienia pierwszy dzień wyprawy nauczył nas przede wszystkim pokory i wytrwałości. Zmęczeni, ale usatysfakcjonowani, wróciliśmy do kultowego dla wielu schroniska Samotnia, które stało się naszą bazą na kolejne noce.

Karkonosze były świadkiem największej tragedii w polskich górach – lawiny w Białym Jarze, która w marcu 1968 roku pozbawiła życia 19 osób. Po kilku godzinach zajęć teoretycznych, w paskudnej pogodzie udaliśmy się a stok, by ocenić stopień zagrożenia lawinowego (mocna trójka!), wysondować a następnie wykopać łopatami spod grubej warstwy śniegu ukryty wcześniej detektor – urządzenie, które w stosunkowo krótkim czasie pozwala namierzyć osobę zasypaną przez lawinę. Wszystkie 3 elementy ekwipunku (detektor, sonda i łopata) tworzą nierozerwalną całość nazywaną „lawinową trójcą” lub „lawinowym ABC”. Jak przekonywał Jacek: „Albo zabierasz wszystkie, albo żadnego”.

W trakcie pracy z łopatami, gdy śnieg fruwał aż miło zdaliśmy sobie sprawę z tego jak trudne jest to zadanie. Paweł: „Kopiemy dobre pół godziny, a efekty są mizerne”. Jeśli do tego dodamy fakt, że od naszej efektywności zależeć może ludzkie życie, wspomnienia z dziecięcych zabaw w śniegu nabierają zupełnie nowego znaczenia, o czym mieliśmy się przekonać kolejnego dnia – w trakcie budowy jam śnieżnych.

Jeśli z bliżej niewytłumaczonego powodu musisz zabiwakować w górach zimą a nie masz ze sobą namiotu – wykop jamę śnieżną! Jej zalety są niepodważalne: chroni przed wiatrem, zapewnia ciepło (gdy temperatura na zewnątrz wynosi -30 stopni Celsjusza w jamie śnieżnej stale oscyluje w okolicy 0) i ciszę. Wady? Jej budowa to nie „hop siup” – może potrwać kilka dobrych godzin, gdy przyjdzie ci ją przygotować bez pomocy innych osób. Dla nas na szczęście kopanie jam śnieżnych stanowiło doskonałą zabawę, która skutecznie integrowała wszystkich uczestników wyprawy. Zimowy sprzęt oraz ciepła i wodoodporna odzież od firmy Decathlon pozwoliła nam przetrwać bardzo zmienne warunki pogodowe w Karkonoszach.

Na nartach i w skale

Gdy nad Polskę nadciągnął orkan Fryderyka opuściliśmy Karkonosze, na rzecz przyległych Gór Izerskich, w których każdy z nas mógł spróbować poruszania się na nartach biegowych. Klaudia, która ten rodzaj nart miała na nogach po raz pierwszy: „Trudno mi było zachować równowagę i trzymać się wyznaczonego toru. Jednak po wstępnym szkoleniu i pokazaniu poprawnej technik wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi”. I właśnie to w „biegówkach” jest takie fascynujące – doświadczenie nie ma większego znaczenia, liczy się zaangażowanie oraz frajda, którą dają.

Po dniu pełnym emocji ruszyliśmy do Osady Śnieżka, by naładować baterie, ale tylko te w przenośni – za zasilanie naszej podręcznej elektroniki odpowiedzialne były bowiem powerbanki VARTA. Program wyprawy zakładał wspinaczkę lodową w Kotle Małego Stawu. Niestety niestabilne warunki pogodowe sprawiły, że tym razem nie mieliśmy takiej szansy.

Na wysokości zadania stanęli jednak ratownicy GOPR, którzy po założeniu punktów asekuracyjnych w Kruczych Skałach nauczyli nas jak pokonywać kolejne metry w pionie – zarówno do góry, w trakcie wspinaczki skalnej jak i w dół – w trakcie zjazdów na linie. W obu przypadkach bezkonkurencyjna okazała się Klaudia - jako jedyna pokonała wspinaczkową drogę.

Gdy wyprawa zbliżała się do końca, spakowaliśmy cały ekwipunek do przestronnych samochodów Renault Kadjar, które bezpiecznie dowiozły nas na Zamek Książ, gdzie mogliśmy podsumować wszystkie dni tej niezapomnianej przygody.

Przygoda w skali mikro

Ponad pięć dni wyprawy dostarczyło nam fantastycznych wrażeń, ale przede wszystkim wystarczyło by zbudować grupę współpracujących ze sobą osób, które uczą się nowych rzeczy doskonale się przy tym bawiąc. Wcale nie musisz ruszać na kraniec świata, kupować sprzętu z najwyższej półki czy wyrabiać kolejnych nadgodzin, by odłożyć na wyprawę w życia.

Niezapomnianą i inspirującą przygodę możesz przeżyć nieopodal swojego domu, czego karkonoska edycja Traveler Adventure Team jest najlepszym dowodem. Choć przepełniające nas emocje są jeszcze bardzo świeże, już teraz odważnie spoglądamy w przyszłość planując kolejne wyprawy w Polsce. Ruszcie w nie razem z nami.

Tekst: Mateusz Waligóra

Zdjęcia: Jeremiasz Gądek, Daniel Grodziński, Oliwia Papatanasis