Bez budowania castells nie obejdzie się dziś żadne święto regionu: wrześniowa La Mercè w Barcelonie ku czci patronki miasta, sierpniowa fiesta w pobliskiej Vilafranca, w Tarragonie, Walencji czy w Valls.

To w tym ostatnim miasteczku narodziła się tradycja budowania castells. Początkowo była to figura taneczna, która szybko przemieniła się w sport i powód do zawodów w sprawności akrobatycznej „budowniczych”. Z czasem stworzyli oni całą terminologię szczegółowo opisującą strukturę i technikę procesu tworzenia tych ludzkich konstrukcji.

 

"Niematerialne dziedzictwo"

Trzy lata temu katalońskie budowanie ludzkich wież zostało wpisane na listę UNESCO jako przykład niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości. Dziś w regionie działa 77 oficjalnych grup – colles, których kunszt i odwagę podziwiają i Katalończycy, i turyści. Każda z nich ma swoje barwy klubowe. Drużyna z Barcelony występuje w czerwonych koszulach, ich koledzy i konkurenci z Vilafranca – w zielonych. Stroju dopełniają białe spodnie i szeroki czarny pas z materiału, który kilkakrotnie opasuje talię. To kluczowy element ubioru, bo zawodnikom tworzącym piętra wieży – manilles – służy on za uchwyt w drodze na górę, a tym na dole pomaga  w uniesieniu ciężaru. Wieże mają różne struktury, w zależności od liczby biorących udział castellers. Najczęściej mają siedem pięter, ale im więcej osób je tworzy, tym większa i solidniejsza musi być ich podstawa.

 

W rytm

Tłum milknie, słychać tylko toc de castells – tradycyjnie towarzyszącą budowaniu ludzkich wież muzykę fletu i warkot bębna. To ukłon w stronę źródeł tego zwyczaju, kiedy wieśniacy z Valls, przy dźwiękach tej samej muzyki, popisywali się na potańcówkach swoją zręcznością. Teraz dźwięk fletu to znak, że akrobaci potrzebują skupienia. Tu nie ma miejsca na przypadek czy improwizację. Każdą pozycję i ruch ćwiczyli miesiącami.

Liderzy poszczególnych partii konstrukcji sprawnie wydają polecenia, wszyscy znają swoje miejsce. Najwyższe poziomy powstają szybko, żeby jak najkrócej obciążać siłaczy trzymających podstawę. Im wyżej, tym lżejsi i zwinniejsi zawodnicy.

 

I kobiety, i dzieci...

Choć kiedyś był to sport wyłącznie dla mężczyzn, dziś wiele castellers to kobiety. Na sam szczyt wdrapuje się enxaneta – dziecko, które salutuje zebranym i unosi cztery palce symbolizujące cztery pasy na katalońskiej fladze. Dopiero wtedy kibice pozwalają sobie na oddech ulgi, brawa i wiwaty. Ale dla castellers to dopiero połowa drogi. Nikt nie będzie gratulował sobie udanego spektaklu, zanim każda „cegiełka” wieży nie stanie bezpiecznie na ziemi.

Nie na darmo ich motto brzmi: força, equilibri, valor y seny – siła, równowaga, odwaga i... zdrowy rozsądek. Pierwszy na ziemię schodzi maluch, spocony z wrażenia pod ochronnym kaskiem. Za nim z ostrożnością i precyzją zsuwają się kolejne piętra. Wreszcie pierścienie podstawy mogą poluzować uścisk.

Na ich miejsce przeciska się już przez gawiedź kolejna grupa śmiałków, formuje się kolejna pinya. I słychać dźwięki fletu.

Zuzanna O’Brien