Fatme Inus niewiele widzi. Nie może otworzyć oczu. Przez ostatnie dwie godziny krewne przyszłego męża pokrywały jej twarz białą, kredową farbą, a na powiekach, policzkach i czole naklejały dekoracje z cekinów. Jej głowę zdobią girlandy sztucznych kwiatów, czerwony welon i srebrne łańcuchy – takie, jakie my wieszamy na choince.  W dłoni ściska ozdobne lustro: spojrzy w nie już jako żona. Ma jej przypomnieć, że od tej chwili ma być posłuszna mężowi.

Krewne prowadzą ją za ręce, zebrani goście biją brawo, wznoszą wiwaty. Pan młody, Mustafa Sirakow, przejmuje od kuzynek narzeczoną i prowadzi przed oblicze imama. Padają słowa ślubnego błogosławieństwa, para jest oficjalnie małżeństwem. Fatme dopiero teraz może spojrzeć w twarz męża. Drugi dzień ich tradycyjnego wesela w bułgarskim miasteczku Rybnowo dobiega końca. Przed nimi trzy dni poprawin.

Gelena

Rytuał przyozdabiania twarzy panny młodej tym oryginalnym makijażem zwany jest gelena. Nie wiadomo, jakie są jego korzenie, ale zamieszkujący tę część bułgarskich Rodopów Pomacy pielęgnują tę tradycję od pokoleń. Ci słowiańscy muzułmanie, którzy przeszli na islam za czasów okupacji tureckiej, przez lata opierali się integracji kulturowej z Bułgarami.

Uznanie wiary Mahometa miało dla mieszkańców ubogich górskich wsi ekonomiczny sens: dzięki temu mogli kupować ziemię i nie musieli płacić podatku od innowierstwa. Po odzyskaniu przez Bułgarię niepodległości w 1848 r. prawosławna większość uznała Pomaków za zdrajców. Po II wojnie światowej komunistyczne władze nie uznały ich jako mniejszości narodowej  i przymusowo zmieniały im nazwiska. Często padali ofiarami prześladowań trudno się dziwić, że wielu  z nich uciekło za granicę.  Z Rybnowa młodzi wciąż wyjeżdżają, tym razem za pracą. Dziś w Bułgarii, głównie  w środkowych Rodopach, mieszka ok. 200 tys. Pomaków.

Jesień i zima to sezon ślubów. Na pomackie wesele zjeżdżają krewni i przyjaciele nie tylko z odległych miejscowości, ale również ze społeczności Pomaków w Grecji, Turcji i Macedonii. Każdy kieruje pierwsze kroki do domu panny młodej, przed którym stoi długie na kilkadziesiąt metrów rusztowanie. Rozwiesza się na nim posag zbierany dla dziewczyny od jej narodzin:  koce, narzuty, chusty, serwety, dywany, obrusy i pościel. Przed tą wystawą tkanin i rękodzieła stoją też meble, które trafią do domu przyszłego męża. Cała miejscowość przychodzi podziwiać tę wyprawę – o jej jakości plotkuje się potem przez długie tygodnie.

Hora

Wesele Fatme i Mustafy zaczyna się gremialnym tańcem na głównym placu miasteczka. Pierwsza jest hora: wystrojone w tradycyjne stroje ludowe kobiety ruszają w tan za przewodnictwem panny młodej i jej druhen. Po tańcu mężczyzn, do którego przygrywa zaproszona romska kapela, młoda para przechadza się między gośćmi, witając przybyłych, przyjmując gratulacje i prezenty.  Oferowane pieniądze przypinają sobie do ubrania – niech wszyscy widzą, jak hojnych mają krewnych. Niech wiedzą też, że nie mają nic do ukrycia, a tym, co dostali od innych, chętnie się podzielą z przyjaciółmi w potrzebie.

Cały pierwszy dzień wesela to przerywane posiłkami wspólne tańce. Nikt nie podpiera ścian, nie wykręca się, że nie umie – kroki ludowych tańców zna każdy, to się wynosi z domu.  Drugi dzień to dalszy festiwal tańców, zjeżdżają też nowi goście. Wszyscy w Rybnowie czekają jednak na kulminację: chwilę, gdy Fatme pokaże się wszystkim z pobieloną, pooklejaną cekinami twarzą zimowej narzeczonej.

Po ceremonii zaślubin Mustafa przeniesie ją przez próg nowego domu i zaprowadzi do sypialni. Tam, w obecności rodziny, pomoże jej zmyć makijaż, wyplącze z jej włosów girlandy i sreberka. A kiedy najbliżsi zamkną za sobą drzwi, młodzi nareszcie zostaną sami.