To jedno z najbardziej bezpruderyjnych miejsc na Ziemi. Nie bez przyczyny nazywa się je Wyspami Miłości
3/9
Udostępnij: Udostępnij
Czarownice Wysp Miłości
Aleksandra Gumowska
Czarownica jednoznacznie wskazała winnego: – Ten, który wkrótce nie wróci z wyprawy morskiej, będzie tym, który mnie okradł.
Nie wyróżniała się szczególnie – ot, kobiecina sprzedająca orzechy betelowe – miejscową używkę. Niestara, ale też niemłoda, z ujarzmioną na krótko fryzurą afro.
Kiriwińczycy, mieszkańcy niewielkiej Kiriwiny na Papui-Nowej Gwinei, wzięli jednak jej słowa na poważnie. Wiedzieli, że kobieta pochodzi z Kitavy, jeszcze mniejszej sąsiedniej wyspy w Archipelagu Trobrianda, ze znaczącą populacją wiedźm.
Tydzień później z morza nie wróciło czterech młodych mężczyzn. Widziano ich, jak wiosłują w drodze powrotnej, a potem – jak płyną wpław. Nie dało się im pomóc, bo morze było zbyt wzburzone, wiatr zbyt silny. Turkusowe Morze Salomona na południowym Pacyfiku potrafi się gwałtownie zmienić w granatową otchłań. Miejscowe czółna wbrew pozorom radzą sobie lepiej niż kutry czy jachty: są lżejsze, łatwiej ślizgają się po falach i nie ma dramatu, jak trafią w rafę. Ale czarownica może wytworzyć wiatr, swoje fale, sprowadzić ciemne chmury, deszcz, żeby żeglujący nie znaleźli drogi. Potrafi usunąć wyspę, przenieść ją gdzie indziej.
Jednego z tych czterech pożarł rekin, trzej pozostali chcieli dopłynąć do wyspy, ale utonęli i wtedy pożarł ich rekin. – Ale nie prawdziwy żarłacz – szczupły, wyprostowany niemal 60-letni wuj Mulamada, emerytowany nauczyciel, robi pauzę, żeby spojrzeć mi prosto w oczy. Chodzi w koszuli, ale przewiązuje się w biodrach tradycyjną chustą – laplapem. Jest pewien, kto jest odpowiedzialny za śmierć tych czterech. – Czarownica ich pożarła. To pewne.
Czarownice żyją w świecie duchowym, mogą się zmieniać, w co chcą. Czy miała wystarczająco dużo mocy? Jest jeszcze młoda, są silniejsze od niej – wuj nie daje odpowiedzi. Od człowieka, u którego czarownica mieszkała, wie, że ukradziono jej 100 kin (ok. 135 zł), trochę tytoniu i ryżu. Pieniądze niby niewielkie, ale na wyspach, gdzie 95 proc. ludzi nie zarabia pieniędzy, a żyje z tego, co wyhoduje w ogrodzie, znaczne. Wśród 38 tys. Kiriwińczyków gotówkę regularnie mają nauczyciele, pastorzy, nieliczni urzędnicy, sprzedawczynie trzech sklepów, pracownicy dwóch pensjonatów i szczęściarze, których odwiedzili krewni z miasta albo nieliczni turyści.
– Miał być jeden złodziej, a na morzu zaginęło czterech – zwracam mu uwagę.
– Trzej pozostali nie chcieli z nim płynąć, ale ich zmusił – wuj nie wnika jak.
– Skąd wiadomo, że nie chcieli?
– Ich duchy wróciły i powiedziały.
To jasne, jakżeby inaczej? Chłopcy wypływali w tajemnicy i swoje telefony komórkowe zostawili w domach.