Był ciepły, wiosenny wieczór. Siedzieliśmy z naszymi włoskimi przyjaciółmi w kawiarni przy stoliku ustawionym na promenadzie w San Remo i zajadaliśmy się najlepszym na świecie tiramisu. Powietrze pachniało kwiatami i morską bryzą.

Dokąd wyjedziesz na wakacje? – zapytałem Michele. Spojrzał zdziwiony, jakby zobaczył mnie pierwszy raz w życiu. – Wyjeżdżać? Po co? Przecież tu mam wszystko!


Grand Tour

Powszechnie uważa się, że współczesna turystyka ma swoje korzenie w XVIII wieku. To wtedy młodzi angielscy gentlemani, przed podjęciem studiów na elitarnych uczelniach, wyjeżdżali na „Grand Tour” – roczny objazd Włoch. Taka podróż kształtowała im charakter, ale przede wszystkim otwierała umysł na piękno i kulturę. Bo Włochy to unikalne połączenie olśniewającej natury ze śródziemnomorską kulturą, która jest podstawą naszej zachodniej cywilizacji.


Cuda natury

Nasz Grand Tour zaczęliśmy w alpejskich dolinach. To królestwo nieskażonej przyrody. W parkach narodowych Gran Paradiso lub Val Grande odetchnęliśmy rześkim, górskim powietrzem i wsłuchaliśmy się w szum bystrych potoków spływających z topniejących lodowców, które nadają wodzie niezwykłą, intensywną seledynową barwę. Ale rezerwaty przyrody i parki narodowe są tu niemal co krok. Włochy to kraj górzysty. Na północy piętrzą się Alpy, a wzdłuż całego Półwyspu Apenińskiego, który ze względu na kształt nazywany jest „włoskim butem”, ciągną się Apeniny, dzieląc kraj na wiele różnorodnych regionów. Oczywiście są też jeszcze wulkany: Wezuwiusz, Etna i Stromboli. To dlatego Włochy są tak zróżnicowane.

 

Kraj małych ojczyzn

Ale największym bogactwem Włoch są ludzie, ich kultura, tradycje i lokalne zwyczaje. Mieszkańcy miasteczek na szczytach wzgórz tworzą społeczność tak zwanego borghi, często od kilkudziesięciu pokoleń. Uprawiają winorośl, oliwki, cukinie i pomidory. Na placach przed kamiennymi świątyniami, które pamiętają jeszcze antycznych bogów, mieszkańcy borghi gromadzą się, by kilka razy do roku, przy muzyce i zastawionych stołach, cieszyć się z urodzajnych plonów i oddawać cześć świętym patronom małych kościółków.

 

Zero kilometrów

Co jedzą Włosi z małych borghi? Zebrane o poranku kwiaty cukinii zapiekane w cieście, winogrona, które wyrosły na pobliskim wzgórzu, a do tego chrupiący chleb z piekarni na przeciwko kościoła.

Gdy zapytać Włocha o najsmaczniejsze jedzenie, bez namysłu odpowie: to, co ugotowała moja mama. W dalszej kolejności wymieni lokalne restauracje, ewentualnie podpowie gdzie w najbliższej okolicy można spróbować regionalnych przysmaków. Nic z tego, co wyrosło lub zostało złowione dalej niż kilkanaście kilometrów od jego domu, nie będzie – według naszego rozmówcy – godne uwagi.

Dbałość o tradycje, także kulinarne, to według Włochów nie tylko dowód patriotyzmu, ale i zdrowy rozsądek. Dzięki temu, przejeżdżając przez Italię, możemy spróbować lokalnych potraw przyrządzanych na setki sposobów. Będziemy podziwiać zapierające dech w piersiach krajobrazy: góry, jeziora, czy morskie wybrzeże, do którego z każdego miejsca Włoch jest zawsze blisko.

Tylko gościnność i ciepło mieszkańców są wszędzie tak samo zachwycające. Bo Włosi, dumni ze swojej kultury, za punkt honoru uważają przekonanie nas, że to właśnie u nich bije serce słonecznej Italii.