Tutaj, na południu Sulawesi, ludzie z mniejszości Bugis wierzą w istnienie pięciu płci. Ta piąta to szamani, którzy potrafią kontaktować się z duchami i rozmawiać ze zwierzętami – mówi mi Rizal, indonezyjski antropolog, którego spotykam w Makassarze tuż przed moim wylotem na Jawę. Czasu mam niewiele, ale i tak dopytuję o szczegóły. – Nazywa się ich bissu. Sam widziałem, jak po rozmowie z jednym z nich bawół płakał, godząc się na śmierć w rytualnej ofierze. Za dwa tygodnie, na początku pory deszczowej, odbędzie się Mappalili, święto odprawiane przez bissu. Zostań! – przekonuje.

Niestety za trzy godziny mam samolot, na Jawie muszę dokończyć studia. – Może za rok – rzucam na pożegnanie. Ale o bissu pamiętam. Szukam o nich informacji.
Do Polski wracam w marcu. Jest zimno, śnieg po kolana. Próbuję ułożyć sobie życie na nowo: wynajmuję pokój, znajduję pracę. Podświadomie jednak szukam możliwości powrotu na Celebes, do tajemniczego świata szamanów bissu. Na stronach Travelera trafiam na ogłoszenie: Zgłoś pomysł wyprawy podróżniczo-badawczej i zdobądź grant na jej realizację. „Piąta płeć” – tytułuję projekt i wysyłam zgłoszenie.

– Spośród kilkuset nadesłanych projektów postanowiliśmy wyróżnić właśnie ten – mówi Martyna Wojciechowska kilka miesięcy później, wręczając mi nagrodę „Bilet na przyszłość” podczas gali rozdania Travelerów. – Co jest takiego niezwykłego w „piątej płci”, że chce się dla niej rzucić wszystko i jechać na drugi koniec świata? – pyta.

Początek jesieni. Rzucam wszystko i jadę na drugi koniec świata, czyli do Indonezji, na południe Celebesu. Moja podróż przynosi niejedną odpowiedź na to pytanie.