Szczypta teorii
 

Do tej pory największą słabością smartfonów były ich małe matryce, na które pada też odpowiednio mniej światła. A światło w fotografii – tu od wieków nic się nie zmieniło – jest nośnikiem danych o obrazie. Im więcej zarejestrowanych danych, tym lepsza jakość zdjęcia, tak to po prostu działa. W przypadku modelu P9 słabość smartfonów stała się jednak ich zaletą, bo mniejsze rozmiary modułów fotograficznych sprawiają, że możliwe jest dołożenie drugiej matrycy i drugiego obiektywu. W smartfonach da się bez problemu dołożyć drugi, a nawet trzeci i czwarty obiektyw, jeśli będzie taka potrzeba. A wyobrażacie sobie podobny zabieg zastosowany w lustrzance? 
 

Huawei wymyśliło to w ten sposób: dodajemy drugi, identyczny obiektyw (zresztą naprawdę dobry, opracowany we współpracy z firmą Leica) i drugą, taką samą matrycę. A raczej prawie taką samą, bo usuniemy tylko umieszczony przed nią filtr barwny. Pod tą nazwą kryje się mozaika różnokolorowych filtrów, dopuszczających do matrycy wyłącznie światło o określonej barwie: czerwone, zielone lub niebieskie (RGB). Dzięki niemu wiadomo, jakie kolory ma rejestrowany obraz – bez niego zdjęcie byłoby po prostu czarno-białe. Ale… o kolory troszczy się już pierwsza matryca, więc te informacje nie są już nam potrzebne. Tym bardziej, że filtr barwny ma też ogromną wadę: odcina połowę światła zielonego i aż trzy czwarte światła czerwonego i niebieskiego. W rezultacie do typowej matrycy z filtrem barwnym dociera aż o dwie trzecie światła mniej. 
 

Jeśli spojrzymy na to inaczej – na drugą matrycę w Huawei P9, pozbawioną filtra barwnego, dociera aż trzy razy więcej światła niż przeciętnie! Więcej światła to więcej informacji, więcej informacji to lepsza jakość zdjęć i filmów. Przynajmniej w teorii. A jak to się sprawdzi w praktyce?
 

To naprawdę działa 
 

Zrobiliśmy dwie rzeczy. Po pierwsze wzięliśmy Huawei P9 na mały spacer po Łazienkach i Starym Mieście w Warszawie i fotografowaliśmy nim o zmierzchu, a nawet w nocy. Używaliśmy go też w dzień, w słabo oświetlonych pomieszczeniach i zakamarkach oraz przy kontrastowych kadrach, które sprawiają problem każdemu aparatowi. 
 

Jakość obrazu okazała się naprawdę świetna, choć oczywiście wraz ze wzrostem czułości ISO widać, że trochę spada. Ale nadal, nawet w nocy, nawet przy wykorzystaniu maksymalnej czułości ISO zdjęcia wykonane Huawei P9 mają jakość, która niedawno byłaby niewyobrażalna. Do tego jeszcze skutecznie działał system ustawiania ostrości (nawet w mroku!), a wyświetlacz rewelacyjnie przedstawiał kadrowany plan. Pierwsze wrażenie: na tym smartfonie po prostu można polegać, nawet w trudnych sytuacjach oświetleniowych.
 

Ale na pierwszym wrażeniu nie poprzestaliśmy. Poprosiliśmy kolegów z redakcji CHIP.pl o przepuszczenie Huawei P9 przez obiektywny, laboratoryjny młyn pomiarów testowych i porównanie go z innymi topowymi smartfonami. I… tak wygląda wykres, prezentujący zmierzony poziom szumów na zdjęciach, przy różnych czułościach ISO i przy różnych formatach zapisu (JPEG i RAW). Wyciągnięcie wniosków pozostawiamy już Wam.
 


 

Okiem laika, czyli Huawei P9 w podróży do Edynburga - recenzja "zwykłego" podróżnika
 

Za wami opinia eksperta, a przecież wielu użytkowników szuka dobrego aparatu w smartfonie i nie będzie miała ochoty uczyć się wszystkich funkcji, sprawdzać i porównywać technicznych szczegółów. Dla turysty, który będzie chciał po prostu szybko i sprawnie robić ładne zdjęcia, oraz podróżnika, który wtapiając się w odwiedzany kraj często będzie chciał szybko reagować na ciekawe wydarzenia i okazje ważne są zupełnie inne funkcje niż dla eksperta.
 

Zabraliśmy P9 w podróż po Edynburgu. Czterodniowy wyjazd o dość napiętym planie zakładał robienie zdjęć w najróżniejszych warunkach zarówno pogodowych jak i oświetleniowych. 
 

Edynburg to miasto uliczek, zaułków, wysokich i strzelistych budynków oraz... bardzo kapryśnego światła. Pogoda zmienia się tutaj bardzo często, deszcze i rozpogodzenia potrafią następować po sobie kilka razy dziennie. W większości muzeów trzeba wykupić dodatkowe pozwolenia na robienie zdjęć, ale na szczęście nie wszędzie. Huawei P9 doskonale sprawdził się tam, gdzie się tego najmniej spodziewaliśmy: w ciemnym wnętrzu targowym, gdzie nasz wysłannik podziwiał stare witraże oświetlone słońcem z zewnątrz. 
 


 

Dobrze radził sobie także wieczorami - na zdjęciu St.Giles Cathedral, po zachodzie słońca.

Próbowaliśmy także korzystać z trybu manualnego. Zabawa czułością wypadła dobrze, mało zorientowany w tajnikach użytkownik może po prostu patrzeć jak zmienia się podgląd na ekranie w zależności od zmiany parametrów. Dzięki temu nie robimy zdjęć "na ślepo". Zrobiliśmy także test flasha w warunkach kompletnej ciemności (wycieczka do podziemi) i sprawdził się doskonale.
 

Sprawdziliśmy także tryb panoramiczny. Tutaj duże zaskoczenie - wystarczy wcisnąć raz spust migawki i tylko przeciągnąć poziomo telefon, nie trzeba "dorabiać" kolejnych zdjęć, które on sklei. Na zdjęciu panorama miasta z Calton Hill.
 


 

Wady? Owszem, możemy wymienić dwie. Pierwsza to ułożenie obiektywów na obudowie aparatu. Nieuważny użytkownik często będzie zasłaniał palcem górny, trzeba na to uważać. Druga wada to wtyk USB typu C do ładowania telefonu i synchronizowania z komputerem. Jeśli nie będziemy mieli ze sobą odpowiedniego kabla to pożyczenie go od kogokolwiek może być bardzo trudne bo taki standard jeszcze nie jest popularny. 
 

Tekst: Tomasz Kulas (ekspert) i Błażej Grygiel (laik)