Martin Kaczmarski, polski kierowca rajdowy oraz biznesmen, w swojej karierze startował w różnych dyscyplinach motorsportu. Począwszy od rozgrywanych na bezdrożach i pustkowiach rajdów Pucharu Świata Cross Country, przez ciągnący się przez Amerykę Południową Dakar, torowe zmagania w Porsche GT, a na rallycrossie kończąc.

Dzięki temu zwiedził spory kawałek Świata i miał okazję poznać go od bardzo nietypowej strony, czyli z perspektywy kierownicy wyczynowego samochodu. Rozmawialiśmy z Martinem o tym, jakie doświadczenia najbardziej zapadły mu w pamięć.

Startowałeś w zawodach w bardzo odległych zakątkach globu. Co najbardziej zapamiętałeś z tych wyjazdów?

Bardzo duże wrażenie zrobiła na mnie Australia. Zarówno pozytywne, jak i negatywne. Podoba mi się dzikość tego kraju, krajobrazy momentami bardziej przypominające marsjańskie niż ziemskie oraz pełny luz i otwartość jego mieszkańców. Z drugiej strony rzuciła mi się w oczy zatrważająca liczba rozjechanych kangurów. W Australii jest dużo „sierocińców” dla tych zwierząt, ponieważ młode kangury schowane w torbie lęgowej matek zazwyczaj przeżywają zderzenie z autem, a bez pomocy człowieka prawdopodobnie by sobie nie poradziły. Zresztą nie tylko na kangury trzeba uważać – ze względu na dużą różnicę temperatur, w czasie zimnych nocy na rozgrzany dziennym słońcem asfalt wychodzą przeróżne gady. Zdarzało mi się jeździć bardzo ostrym slalomem, czy gwałtownie hamować, żeby nie rozjechać np. warana.

Podobnie wygląda sytuacja na Madagaskarze. Tam z kolei po gwałtownych ulewach na drogach pojawiają się kraby, które bardzo łatwo rozjechać, co zazwyczaj kończy się przebitą oponą. Punkty wulkanizacyjne muszą mieć tam pełne ręce roboty.

Ogromne wrażenie zrobiły na mnie oazy w Maroku. To jest niepowtarzalne przeżycie, kiedy nagle w dość monotonnym i pustynnym krajobrazie wyrasta oaza z bardzo bogatą i gęstą roślinnością, intensywnymi zapachami przypraw.

W Katarze zaś najbardziej uderzył mnie kurz. Ma on bardziej formę pyłu i wbija się dosłownie wszędzie. Doha w niektórych okresach roku sprawia wrażenie kompletnie wymarłej właśnie przez to zapylenie – jeździ mało samochodów, ludzie zamykają się w domach, wszystko sprawia wrażenie zamkniętego i wymarłego miasta, a krajobraz jest wyłącznie szary.

Biorąc udział w Rajdzie Dakar, dużo czasu spędziłeś w Ameryce Południowej.

Przejechałem w rajdówce 10 tys.km w w dwa tygodnie. Głównie po pustyniach i bezdrożach, niemal wszystko obserwowałem zza kierownicy samochodu. Długo nie mogłem pojąć, co robią ludzie, którzy mieszkają w domach, a może bardziej chałupach oddalonych o kilkaset kilometrów od jakiejkolwiek cywilizacji, a do tego położonych na kompletnym pustkowiu. A jak się okazuje mieszkają tak nawet całe rodziny. Z kolei w bardziej niebezpiecznych regionach na podobnych odludziach od czasu do czasu wyrastały przed nami domy z pełną fortyfikacją, murami, drutem kolczastym i przechadzającą się po okolicy ochroną z bronią. Brutalne napady to podobno bardzo częste zjawisko w tamtych rejonach. Moją uwagę zwróciły też domy w Chile dokończone tylko w pewnym stopniu, z wystającymi drutami, bez jakiejkolwiek elewacji i wykończenia. Utrzymywanie statusu budowlanego budynku jest tam podobno popularną formą ucieczki od podatków i opłat.

A Europa?

Nasz kontynent też potrafi być zaskakujący. We Włoszech ludzie budują domy na wzgórzach bez żadnych dróg dojazdowych, dostać można się do nich jedynie pieszo albo na zwierzętach, zazwyczaj na koniach lub osłach. Sytuacja ekstremalna, kompletnie oderwana od standardów XXI wieku. Okazuje się jednak, że te domy mają naprawdę wysoki standard i mieszkają tam ludzie, którzy świadomie wybrali takie, a nie inne położenie swojego domostwa.

W trakcie Pucharu Świata Cross Country miałem też okazję jeździć po Rosji, czyli kraju, który dla mnie jest jednym z najbardziej zagadkowych i interesujących. Równiny ciągną się tam przez setki kilometrów, nie ma tam dosłownie niczego, żadnych drzew, domów, zwierząt, nic... Naprawdę można odnieść wrażenie, że coś się zacięło i że krajobraz stoi w miejscu. Uderzająca jest też zmiana rysów twarzy wśród ludności. Po wyjechaniu z jednej wioski, w której miejscowi wyglądali jak najbardziej europejsko, po przejechaniu 50 km dojechaliśmy do miejsca, gdzie wszyscy mieli już zdecydowanie mongolskie czy azjatyckie rysy.

Lubisz kulinarnie eksperymentować?

Kuchnia też bardzo dobrze pokazuje, jak bardzo różnią się od siebie różne części świata. To, co jest przysmakiem w jednym miejscu, może być uznawane za odpad w innymi i z miejsca jest wyrzucane. Chyba najbardziej polubiłem kuchnię argentyńską i japońską. Lubię owoce morza i tu najodważniej eksperymentuję – te rzeczy po prostu często im gorzej wyglądają, tym lepiej smakują. Obok ostryg, krewetek, ośmiornic i tym podobnych, które raczej z łatwością można dostać nawet u nas w kraju, niedawno miałem okazję próbować Langusty, czyli naprawdę dużego, blisko dziesięciokilogramowego skorupiaka, który żyje wyłącznie w czystych wodach tropikalnych. Genialny smak, nieporównywalny z niczym.

A nawiązując do Twojej pracy, czy może bardziej pasji, czyli ścigania się za kierownicą - gdzie ludzie najbardziej entuzjastycznie reagowali na kierowców rajdowych i samochody?

Z bardzo gorącym kibicowaniem spotkałem się na trasach rajdowych w Maroku i w Argentynie. Ludzie często stoją tam w upale, na kompletnych pustkowiach i żywiołowo dopingują. Jeśli zaś chodzi o skalę zainteresowania motorsportem to największe wrażenie zrobiła na mnie Szwecja. Na zawody rallycrossowych Mistrzostw Świata i Mistrzostw Europy, w których startuję przychodzi tam nawet 50-60 tys. fanów i są to całe rodziny, które przez cały weekend, od rana do wieczora oglądają zmagania wszystkich klas samochodów i przeżywają to bardzo entuzjastycznie. Trzeba przy tym pamiętać, że miejscowość Holjes, w której rozgrywane są te zawody, położona jest w odległości kilkuset kilometrów od najbliższego większego miasta, a na co dzień mieszka tam 700 osób. Sama atmosfera wokół takiego toru dodaje bardzo dużo energii. W ogóle Skandynawia pod kątem zainteresowania sportami motorowymi jest wyjątkowa. Często na rajdy czy wyścigi przychodzi tam więcej osób, niż na mecze piłki nożnej.

I takich właśnie emocji życzymy ci jak najczęściej!