Mołdawia słynie z upraw i produkcji wina. Doliczono się nawet, że jest to kraj z największym na świecie zagęszczeniem winnic. Taki stan rzeczy wynika z wielu czynników, ale nie będę rozpisywać się o szerokości geograficznej takiej samej jak francuski region Bordeaux, jakości gleb czy mikroklimacie. Tamtejsza tradycja winiarska to przede wszystkim opowieść o społeczeństwie, które ją pielęgnuje i jego historii. 

W podróż szlakiem mołdawskich winnic ruszyłam z listą przygotowaną przez ekspertów organizacji "Wina Mołdawii" (Wine of Moldova). Jej celem jest promowanie lokalnych win na zagranicznych rynkach, czuwanie nad ich wysoką jakością oraz certyfikacja. Wcześniej, gdy Mołdawia zaopatrywała w wino cały Związek Radziecki, a następnie - już po rozpadzie - eksportowała głównie na rynek rosyjski, skupiano się na produkcji win słodkich o lichej jakości. Dwukrotne embargo handlowe nałożone przez dawnego zwierzchnika (w 2006 i 2013 rok) było tym złym, co wyszło na dobre, przynajmniej dla segmentu winiarskiego. Zaczęto inwestować w produkcję trunków wytrawnych, które zadowolą zachodnie, przyzwyczajone do francuskich szczepów, podniebienia. 

Z takim właśnie podniebieniem rozpoczęłam wycieczkę, na której pierwszym przystankiem była Cricova.

 
Cricova - siedem kilometrów szampana

Winnica Cricova to skarb narodowy. 120 kilometrów podziemnych korytarzy przywołuje skojarzenia z naszą Wieliczką albo tolkienowską Morią. Zwiedzający poruszają się po piwnicach w specjalnych pojazdach, a niektórzy pracownicy na rowerach. Wydrążone na głębokości osiągającej nawet 80 metrów królestwo wina niegdyś było kopalnią wapienia.

Za wizytówkę winnicy uznaje się znakomite wina musujące. Same butelki z "szampanem" zajmują 7 kilometrów korytarzy. To tutaj dowiedziałam się, że wina musujące można otwierać na dwa sposoby: rosyjski oraz francuski. Każdy kto ma wujka, który na imprezie rodzinnej wyrywa się do odkorkowywania butelki szampana, powinien znać styl rosyjski - musi być z hukiem. Opcja francuska jest skromniejsza. Jedyny dźwięk, jaki ma prawo powstać przy wyciąganiu korka, to delikatne cmoknięcie, potocznie nazywane francuskim pocałunkiem.


Cricova, pola winorośli. (Fot. Shutterstock)

Cricova, piwnice. (Fot. Shutterstock)

 

Chateau Vartely – od sadzenia winogron po butelkowanie wina

To nowoczesna winiarnia, która w krótkim czasie stała się znaczącym graczem na rynku. Położona jest w miejscowości Orhei, 45 kilometrów od Kiszyniowa. 

Ambicją Vartely jest produkowanie jedynie win dobrej jakości. Medale zdobywane w międzynarodowych konkursach wskazują, że jest ona uzasadniona. Chateau w nazwie nawiązuje do francuskiej tradycji winiarskiej i oznacza, że w tej posiadłości jest przeprowadzany cały cykl produkcji - od sadzenia winogron po butelkowanie wina. Jakby tego było mało, kompleks dodatkowo obejmuje restaurację i hotel. Trzy spore wille z pokojami gościnnymi wprowadzają nutkę nostalgii do biznesowej rzeczywistości - każda z nich jest wykończona w stylu charakterystycznym dla danego regionu Mołdawii. 

Region Orhei, okolice winiarni Vartely. (Fot. Shutterstock)

 

 

Purcari - to brzmi dumnie!

Tutaj nikt nie potrzebuje być skromnym. Winnica położona w regionie Stefan Voda (ok. 2,5 h od Kiszyniowa) istnieje od 1827 roku. W jej piwnicach dojrzewały trunki, które następnie trafiały na królewskie dwory. Nawet Francuzi stosunkowo szybko usłyszeli o mołdawskiej miejscowości: wino Negru de Purcari zdobyło złoty medal na odbywającej się w 1878 roku w Paryżu Wystawie Światowej.

Ze wzniesienia, na którym mieści się stylizowany na chateau budynek winnicy, rozciąga się malowniczy widok. Malutka wioska otoczona polami winorośli, a tuż za nią Dniestr i granica z Ukrainą. Piwnice, które pozostają w niezmienionym stanie od początku istnienia winnicy, również robią wrażenie. System niskich i wąskich korytarzyków zbudowany został na planie krzyża - wśród starych, pokrytych pajęczynami butelek wina można poczuć się jak skromny zakonnik.

 

Et cetera - rodzinny biznes

W trakcie tej podróży kilkakrotnie słyszałam, że Mołdawia to kraj z bogatą tradycją przygotowywania wina domowego. Podobno w każdej rodzinie jest ktoś, kto wytwarza wino. Oczywiście nie zawsze idzie to w parze z jakością trunku. Są jednak familie, które wznoszą poprzeczkę bardzo wysoko i z produkcji wina uczyniły swój sposób na życie. 

Butikowa winiarnia Et cetera to dzieło braci Alexandru i Igora Luchianov. Jej kameralne i przytulne przestrzenie stoją w kontraście do poprzednich trzech winiarskich posiadłości-instytucji. Właściciele sami oprowadzają gości po posiadłości, ich żony prowadzą restaurację i odpowiadają za działania marketingowe, a wina można skosztować wprost z wielkich metalowych beczek.

W rzeczywistości wrażenia są jeszcze przyjemniejsze, gdyż cały kompleks leży pośród pól winogron.

 

Castel Mimi, bo czasem potrzebujemy luksusu

Tutaj jest inaczej. Wystarczy rzut oka na samą bramę wjazdową, aby oczekiwać wielkiego wow. Ogrodzenie z jasnego, gładko wypolerowanego kamienia skrywa imponujący projekt architektoniczny, jakim jest winiarnia Castel Mimi. 

Pałac zbudowany w 1893 roku na zamówienie Constantina Mimi, gubernatora Besarabii, od początku miał pełnić funkcję winiarni. Przy budowie zastosowano wszystkie francuskie kanony.  W następstwie dziejowej zawieruchy posiadłość na wiele lat została upaństwowiona. Kamienne ściany imponujących piwnic wyłożono okropnymi kaflami, a wino przetrzymywano w topornych, metalowych baniakach. W ogóle bym się nie zdziwiła, gdyby gubernator Mimi przewrócił się od tego w grobie. Na szczęście przed kilkoma laty ktoś dostrzegł w podupadającym zamku architektoniczną perełkę i tym samym rozpoczął największy w historii Mołdawii prywatny projekt renowacyjny. 

Pod koniec 2015 roku zamek-winnica zaczął znów przyjmować gości. Odrestaurowano zabytkowy gmach i piwnice, dobudowano nowe skrzydło oraz dodatkowe, nowoczesne pawilony. Posiadłość robi takie wrażenie, że postanowiono umieścić jej wizerunek na znaczku pocztowym (kolekcja „Europa 2017. Castels” zainaugurowana 28 kwietnia br.).

Castel Mimi, Bulboaca. (Fot. Shutterstock)

 

Tekst: Martyna Wasilewska