O tym, że wyjazd na Grenlandię nie będzie miał nic wspólnego z tym, co do tej pory widziałam, przeczuwałam od początku. To największa na świecie wyspa, w większości pokryta lodem.

Lato trwa tutaj bardzo krótko: od czerwca do końca sierpnia, a średnie temperatury wynoszą  wówczas 10 stopni.

- Zdarzają się dni, kiedy mamy 15, czasem nawet 20 stopni. Wtedy wychodzimy nad wodę i grillujemy - opowiada Liisi Egede Hegelund, która na Grenlandii spędziła całe swoje życie. Ale w październiku o grillu można zapomnieć…

Na Grenlandnię. Po co?

Marzenie o wyprawie w to miejsce zrodziło się w mojej głowie dawno temu. Pomysłów na Grenlandię miałam wiele: od letniego wypadu na maraton w Nuuk, do najzimniejszego wyzwania w okolicach koła podbiegunowego i startu w Polar Circle Marathon.

Ale wiadomo, życie lubi nas zaskakiwać i trudno zaplanować coś z rocznym wyprzedzeniem. Po drodze poznałam kogoś, kto na pierwszej randce powiedział: „Chcę tam polecieć z Tobą”, a kilka miesięcy później stwierdziliśmy, że jest nam razem ze sobą tak dobrze, że chcemy mieć dzieci.

Ale co z marzeniem o Grenlandii? Czy to oznacza, że trzeba wybrać jedno: albo podróż do krainy lodu albo rodzina? Może maraton w tak ekstremalnych warunkach nie byłby dobrym pomysłem, ale z niczego nie trzeba rezygnować, wystarczy być elastycznym i zmodyfikować plan.

Fajna Życiówka

Z taką myślą stworzyliśmy projekt „Fajna Życiówka”. O co chodzi? Już wyjaśniam. Słowo „życiówka” dla biegaczy oznacza najlepszy czas na danym dystansie (np. biegu na 10km, półmaratonie czy maratonie). Do pobicia kolejnej „życiówki” zwykle przygotowuje się miesiącami, pomocny jest tutaj dobrze skrojony plan treningowy, odpowiednia dieta, ale także czas na regenerację.

Ale czy w bieganiu chodzi tylko o to, by za każdym razem bić kolejne „życiówki’? Zdarzają się przecież kontuzje, problemy ze zdrowiem, stres, który zakłóca sen, czy jak u nas - ciąża. Albo jeszcze inaczej: marzy nam się bieg w jakimś miejscu, ale w czasie, kiedy się tam wybieramy, nie ma żadnych zawodów albo dystansu, z którym moglibyśmy się zmierzyć. Zapisy na niektóre zawody graniczą z cudem, na inne są bardzo drogie.

Dlatego czasem warto zrobić coś po swojemu. Pojechać, dolecieć w wymarzone miejsce i zrobić swoją własną „Fajną Życiówkę”, maraton w Nowym Jorku wymienić na bieg na 10 km w Central Parku, a na Cyprze, zamiast ścigać się na asfalcie, wyruszyć w góry albo wystartować na plaży. Przy okazji chcemy, by nasza akcja była „Fajną Życiówką” również dla kogoś innego, dlatego założyliśmy specjalną skarbonkę na siepomaga.pl

Sami sobie

Pierwsze zawody za nami. Właśnie zorganizowaliśmy bieg na 7km w Nuuk, stolicy Grenlandii. Czy „Fajna Życiówka” to dobry pomysł? Bardzo! Z wielu powodów.

  • Sam ustalasz trasę biegu. Przylecieliśmy na miejsce, porozmawialiśmy z ludźmi i na tej podstawie wiedzieliśmy, które miejsca są najciekawsze. Co więcej, na miejscu okazało się, że kilkakrotnie trzeba było zmieniać koncepcję, ponieważ spadł śnieg i niektóre miejsca najzwyczajniej w świecie nie były dostępne.
     
  • Sam wybierasz dzień biegu. Dzięki temu, że nie startujesz w zorganizowanych zawodach, możesz wybrać najbardziej dogodne warunki atmosferyczne. My co prawda wybraliśmy bardzo trudne (niby temperatura na zewnątrz wynosiła -8 stopni, ale przy wietrze o prędkości 52km/h miałeś wrażenie, że przemarzasz do szpiku kości). - No pięknie, odczuwalna temperatura to -27 stopni - pocieszył nas na samym starcie Bo Kristensen, który znalazł czas, by oprowadzić nas po mieście i zrobić nam kilka zdjęć w czasie biegu.
     
  • Sam wymyślasz nazwę biegu, projektujesz numer startowy, wyznaczasz sobie nagrodę. To całkiem przyjemna sprawa.
Dlaczego warto zaszaleć i wybrać się w takie miejsce jak Grenlandia?

Wiadomo, przede wszystkim dla widoków. Podobno najpiękniej jest latem (najlepiej przylecieć w czerwcu, bo w lipcu i sierpniu w różnych regionach pojawia się problem w postaci komarów i niezwykle męczących muszek), ale o tej porze roku też nie można narzekać.

Lodowce, fjordy, kolorowe domki i ocean to wszystko tworzy wyjątkowo malowniczą scenerię do spacerów, biegania, trekkingu, rejsów statkiem. Jest wiele miejsc, które warto zobaczyć: jak choćby Ilulissat, Upernavik, Sisimiut, Manitsoq czy Paamiut. My - ze względu na moją ciążę - zwiedziliśmy Kangerlussuag i Nuuk.

Druga sprawa to ludzie! Poznaliśmy wielu rodowitych Grenlandczyków, którzy poświęcili nam mnóstwo czasu, pokazali ciekawe miejsca, opowiedzieli o codziennym życiu w tak nietypowym miejscu. Wszystko zupełnie bezinteresownie, z uśmiechem na twarzy i ogromną życzliwością. Nie da się nie zauważyć, że tutaj w ogóle wszyscy są bardzo pomocni, chętni do współpracy, otwarci. Zapraszali nas do swoich domów, zabierali do znajomych.

Na ziemi, gdzie trudno wyhodować cokolwiek, zastanawiająca jest kuchnia. Mięsożercy będą zachwyceni nowymi smakami. Wszędzie można spróbować burgera z piżmowołu, skusić się na renifera czy fokę, zjeść świeżą baraninę. Nie brakuje także smacznych ryb i owoców morza. Nieco gorzej wygląda sytuacja z warzywami i owocami, ale w większych miastach, takich jak Nuuk, właściwie wszystko można dostać.

A my, dzięki temu, że nie pojechaliśmy na zorganizowany wyjazd na zawody, tylko sami postanowiliśmy zrobić sobie naszą „Fajną Życiówkę”, w 8 dni zdążyliśmy poznać nowe smaki, zwyczaje, gry, zabawy i przede wszystkim - fantastycznych ludzi. Czas wracać do domu i planować kolejny bieg. Tym razem może w nieco cieplejszym miejscu ;)

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o nas i o projekcie, zapraszamy na stronę fajnazyciowka.pl

Przypominam, że w ramach akcji Fajna Życiówka, pomagamy potrzebującym. Tym razem zbieramy na operację serca Zosi. Jeśli podoba Wam się to, co robimy, będziemy wdzięczni, jeśli się do nas przyłączycie: zaczniecie robić własne „Fajne Życiówki” i pomożecie Zosi. O tu.