Całkiem niedawno wybraliśmy się z dwójką przyjaciół w składzie Agnieszka, Ania i ja, na spływ do Laponii. Trasa wypadła nam przez Szwecję, a wracaliśmy przez Estonię, Łotwę i Litwę. Tym samym wyszła nam, niejako nadprogramowa, wycieczka objazdowa dookoła Bałtyku.

 

Wyruszyliśmy z okolic Szczecina około dziewiątej. Naszym pierwszym celem była przystań promowa w niemieckim Sassnitz. Droga przez Niemcy bez żadnych niespodzianek, aż do przejazdu mostem na wyspę Rugen, gdzie leży Sassnitz. Do dziś żałuję, że nie mieliśmy przygotowanych aparatów fotograficznych, bo było na co popatrzeć. Arcydzieło sztuki inżynierskiej.
 

Zobacz zdjęcia z podróży Artura Kordiana Cybulskiego!
 

Dalej zaczęło się robić wesoło, bo w moich okularach przeciwsłonecznych asfalt wyglądał jak różowy. Zdjąłem okulary – asfalt nadal różowy – co jest ??? Aż przystanąłem - czerwona masa bitumiczna zmieszana z białym grysem - i to daje taka barwę. Nieco ubawieni ruszyliśmy dalej. I tu żarciki się skończyły, ponieważ oznakowanie dojazdu na prom było tak „czytelne”, że trochę pobłądziliśmy i na odprawę wpadliśmy dwie minuty przed odpłynięciem promu. Tutaj kolejny zimny prysznic: jeszcze dwa dni temu, jak sprawdzałem koszt promu, to było jakieś 90 EUR, a tu pani woła 150 EUR. No tak, jak się bilety kupuje w przedsprzedaży to jest taniej, a tak trzeba zapłacić frycowe. Nauczka na przyszłość.
 

Niemal rzutem na taśmę dostaliśmy się na prom, który tuż po naszym wjeździe ruszył w rejs. Ania od razu miała rewelacje z błędnikiem, ale szybko wdrapaliśmy się na pokład widokowy i jakoś dzielnie zniosła te cztery i pół godziny na falującym morzu.
 

W Trelleborg krótka kontrola dokumentów przeprowadzona przez policjantkę w elegancko skrojonym mundurze z furażerką na głowie. Dziewczyna jak z żurnala. I w drogę, czeka nas 1600 km do Fińskiej granicy, na szczęście prowadzimy na zmianę z Agnieszką, więc jakoś zleci.
 

Najlepsza trasa dla piechurów? Zobacz co polecają podróżnicy!
 

Szanowni czytelnicy, jak lubicie zmotoryzowane wycieczki motocyklem tudzież samochodem (to ci bardziej wygodniccy), to powinniście jechać do Szwecji.
 

Prawo jazdy dostałem jak jeszcze dinozaury biegały po ziemi, ale tak miło to mi się nie jechało jeszcze nigdzie. Zazwyczaj jazdę samochodem traktuję jako konieczność i z uśmieszkiem politowania słucham opowieści o przyjemności kierowania… a jednak.
 

Nie wiem od czego zacząć więc będzie nieco chaotycznie.
 

Kultura jazdy – normalnie salony… jak na trasie jest ‘sto dwadzieścia’ to nikt (słownie : NIKT) nie jedzie szybciej i nie wymaga tego od Ciebie. O czym mowa ?
 

Polska – na autostradzie wyprzedzam ciężarówkę, mam 140km/h, czyli już przekroczyłem prędkość o 20km/h, a za mną pojawia się ‘pan co się spieszy’ i błyska mi światłami bym się pospieszył, bo go spowalniam.
 

Szwecja – wyprzedzam tira, ale mam 120km/h, bo tyle można, za mną pojawia się ‘bryka’, której przy tak małej prędkości grzeje się silnik... żadnych błysków… po skończonym manewrze wyprzedzania, zjeżdżam na prawy pas nadal jadąc maksymalną dozwoloną 120km/h. Samochód za mną też zjeżdża na prawy pas i jedzie z taką samą prędkością w bezpiecznej odległości. Mając załadowany samochód i bagażnik na dachu spodziewałem się raczej walki na autostradzie i ciągłego skakania z pasa na pas, a tu spokój. Jest czas by widoki podziwiać.
 

Przez całą trasę E4 przez Szwecję spotkałem dwa przypadki, kiedy ktoś jechał szybciej niż można: Austriak czarnym porsche i jakiś śpieszący się Estończyk.
 

Policja drogowa – na początku z uśmiechem przeprosili, że zatrzymali i spytali, czy byłbym łaskawy ‘dmuchnąć’, a jak jeszcze zobaczyłem jaka policjantka każe mi dmuchać w alkomat… Urocza blondynka w pięknie skrojonym mundurze z furażerką na głowie (nie, to nie ta sama co w porcie). Przedstawiła się i poprosiła o dokumenty. Szkoda ze nie podała swego numeru telefonu, ale z drugiej strony jak bym się z nią dogadał? Nic nie piłem, ale bałem się że z wrażenia coś mi wykaże. Skąd Szwedzi biorą takie panny do drogówki to nie wiem, ale wszystkie jak z katalogu dla modelek. Alkomat pokazał ‘OK.’, pani też rzekła ‘OK.’, oddała dokumenty i życzyła szerokiej drogi.
 

Postoje – co kawałek spore place ze stacją benzynową, sklepem, fast-foodem itp. Jak szukamy cichego leśnego parkingu, by się rozłożyć z namiotem i przespać, to już znacznie trudniej, wszystko nastawione na Campery i przyczepy kempingowe. Namierzyliśmy fajne miejsce przy E4 na odcinku Sztokholm – Upsala, parę kilometrów za zjazdem na drogę’77’ (UWAGA - tam często stoją). Sympatyczny leśny parking z cywilizowanymi toaletami i bieżącą wodą. Następne piękne miejsce na postój jest za Mortsal przy Hotell Hogs Kusten (też E4). Zaraz za mostem (bardzo fotogeniczny obiekt) w prawo i pod górę. Piękny widok na okoliczności przyrody i ujście rzeki Angermanalven do Bałtyku.
 

Benzyna – droga jak czort, to chyba jedyny minus jazdy po Szwecji. No i na północy nie zauważyłem czegoś takiego jak całodobowe stacje benzynowe. Są stacje samoobsługowe, gdzie płaci się kartą. Teoretycznie automaty przyjmują też gotówkę, ale najczęściej nie działają, pozostaje tylko karta.
 

Drogi – bardzo przyzwoite, ale nie mamy się czego wstydzić (za wyjątkiem [18-tki] na odcinku Olszyna - Bolesławiec). Fotoradary zaczęły się pojawiać dopiero na północy kraju i tam, gdzie były faktycznie potrzebne. Jak są roboty drogowe i zajęty jeden pas autostrady, to ograniczenie do 80 km/h i każdy płynnie przejeżdża – żadnych korków. Elegancka płynna jazda przez cały kraj.
 

Okoliczności przyrody - jak Szwecja ma być dla Was krajem tranzytowym to zaplanujcie sobie na nią choć dzień dłużej, bo wiele można zobaczyć, nawet nie zbaczając zbytnio z zaplanowanej trasy. Myślę że zamiast pisać, odeślę do załączonych fotografii. Wszelkie atrakcje turystyczne są wcześniej oznaczone i odpowiednie drogowskazy zaprowadzą ‘jak po sznurku’. My niestety mieliśmy mały niedostatek czasu i teraz trochę żałujemy.
 

Tekst : Artur Kordian
 

Zdjęcia : Ania i Agnieszka Pawlaczyk


Reporterzy National Geographic Traveler odwiedzili Słowenię. Zobaczcie czym potrafi zaskoczyć ten nieduży i piękny kraj!