W czerwcu wybraliśmy się na spływ do Laponii rzeką Ounasjoki - 340 km przez tajgę, na północ od koła polarnego. Mały zespół wprawionych w spływach osób (Agnieszka, Ania i ja) oraz mocny ponton. Spływ o charakterze traperskim, więc spanie w tajdze, a cały prowiant i ekwipunek płynie z nami.
 

Po dotarciu do Entonieko, gdzie planowaliśmy rozpocząć spływ, mieliśmy na tyle dużo  czasu, że pojechaliśmy na most biegnący nad pierwszym odcinkiem (łącznikiem pomiędzy jeziorami) gdzie, według fińskiego opisu rzeki, miało nas spotkać pierwsze bystrze. Zasadniczo to jeszcze nie Ounasjoki, ale w Entonieko lub Hetta najwygodniej było zostawić samochód, po który trzeba będzie jakoś wrócić.
 

No ale wracając do samego bystrza. Według Fina, który je opisywał miało to być bystrze kategorii WW1. Ot, taka rozgrzewka przed dalszymi atrakcjami. Stanąłem przy tym moście i zacząłem się  zastanawiać, czy ten Fin był taki odważny, czy był po solidnej dawce Finlandii, ale tej butelkowanej. Przede mną biała kipiel usiana gazami jak tarka do warzyw, a to wszystko na wąskim zakręcie rzeki. Do tego trzeba dodać swoistą wisienkę na torcie, otóż właśnie w tym miejscu ktoś postanowił wybudować betonowy most (szeroki na ciężarówkę), którego przęsła wiszą nie więcej niż 70 cm nad lustrem wody. W kasku i na górskim kajaku to byłoby niezłe wyzwanie, ale w pontonie z ekwipunkiem i wyżywieniem na trzy tygodnie to raczej pewne nieszczęście. Nie ma mowy, zaczynamy od samej rzeki. Zrobił nam się problem logistyczny... gdzie zostawić samochód ? I tak na kombinowaniu gdzie i jak później do niego dotrzeć, zeszła nam kolejna doba. 
 

W końcu przesiedliśmy się na ponton i w drogę. Rzeka na zmianę to zwęża i przyspiesza, to rozlewa się szeroko i leniwie płynie pozwalając podziwiać północna tajgę. Dla osób kojarzących Laponię ze śniegiem i reniferami, takie morze zieleni jest szokiem. Północna Finlandia tonęła we wszystkich jej odcieniach.
 

Pierwszy postój wypadł nam przy moście w pobliżu miejscowości Ketomella. Żadne luksusy, ot miejsce na ognisko z drewnianą ławą, no i informacja turystyczna ... U nas ten znak oznacza miejsce, gdzie można zasięgnąć wiedzy o lokalnych atrakcjach, noclegach, jadłodajniach czy choćby nabyć mapy, w Finlandii oznacza to tablicę informacyjną. Do tego tuż obok wylęgarnia komarów, czyli mokradła, a dookoła „hopsasa” sobie stadko reniferów. Już nieco mniej ufnych niż te na północy, bo trzymających większy dystans, ale i tak wałęsają się po okolicy niczym dzikie koty po osiedlu. Znowu ulewa i tak siedzimy dwie doby czekając na poprawę pogody. Ale zaraz, nie o tym chciałem pisać - Rzeka Ounasjoki...
 

Bajka i jeszcze raz bajka. Chwilami leniwa, że przypomina mi się poemat o Nilu, recytowany przez Numerpopisa (film Asterix i Kleopatra), cyt.: " Nilu...Nilu...Nilu...", by nagle wpaść w bystrze, na którym lecisz jak na "Wielkiej Pardubickiej”. Nie ma czasu na myślenie, tylko szybkie komendy, bo fale idą parami (czasem po trzy), przy czym pierwsza próbuje cię obrócić, a następna przewrócić. Fantastyczny taniec góra - dół i na boki. Szkoda tylko, że cały czas kapie na nos jakiś deszczyk.
 

Drzewa w tajdze coraz wyższe i coraz więcej gatunków, i to samo z komarami. Coraz większe bydlaki i mam wrażenie, że jest ich kilka odmian, bo pomiędzy najmniejszym a największym jakiego ubiłem jest około pięciokrotna różnica rozmiaru. Do tego doszły gzy (czy jak kto woli muchy końskie), też trzy razy większe niż nasze.
 

Ale co tam. Bystrza też coraz większe. Na pontonie dziki szał i wybieranie wody na spokojnych odcinkach. Jak zobaczyłem falę, w którą idziemy, nad głową siedzącej przede mną Agnieszki, to już wyobrażałem sobie te wiadra wody jakie będziemy wylewać, ale nie... Czesi to jednak wiedzą jak wyprofilować ponton. Tylko się prześliznął po siodle fali i rozbił nadciągający grzbiet. Piękne wachlarze wody po bokach a w środku my. Ostatecznie i tak było trochę wybierania, ale wszystko w normie. 
 

Trzeba dodać że woda w rzece nawet ciepła, oczywiście jak na Laponię, da się w niej umyć. Uprzedzając komentarze nadgorliwców - nie wpuszczamy detergentów do wody, zwłaszcza że używamy jej do gotowania. To trzeba przyznać - producenci filtrów do wody tutaj niewiele zarobią. A przed nami jeszcze bystrza kategorii WW2 – oj szykuje się zabawa że hej!
 

Tekst : Artur Kordian Cybulski


Zobacz kolejny odcinek naszego serialu "Warto spróbować" - tym razem nasza reporterka rusza na tor rowerowy!