Szósta rano. Niewyspanie i ekscytacja wyjazdem podnoszą mnie na nogi jeszcze zanim zawarczy budzik. Nie potrzebuję kawy. Miało grzać, nie grzeje, ale zachmurzenie wcale mnie nie zniechęca. W Killmore Quay wsiadamy na jedną z dwóch wypływających na „Wielką Saltee” łodzi pod dowództwem kapitana Declan’a Bates’a. 

Fot. Jakub Wojciechowski