"Choć łzy płynęły mi po policzkach, jadłem dalej". TAK smakują prawdziwe Chiny!
8/14
Udostępnij: Udostępnij
Świątynia Zielonej Kozy Qingyanggong jest najstarszą taoistyczną świątynią w Chengdu. Jej początki sięgają czasów dynastii Tang (618–907 r.).
Fot. Shutterstock
Wypatrujcie też dzikich róż, które mnisi „udomowili” i tak trafiły one do Europy. Odnajdując w sobie miłośnika roślin, ledwo zdążyłem przed zmrokiem do swojej bazy, świątyni Hongchun położonej na wysokości ok. 1120 m n.p.m.
Następnego dnia jeszcze przed wschodem słońca byłem już na szlaku. Kij za juana przydał się jako podpórka – wędrówka w górę jest bowiem naprawdę wyczerpująca. Kolejny nocleg także zamierzałem spędzić w starym klasztorze, ale niestety nie było miejsc i nocowałem w tanim hotelu.
O poranku stanąłem ponad chmurami na złotym szczycie. Ziemia i niebo miały ten sam ciemnofioletowy kolor, chmury z każdą chwilą stawały się coraz jaśniejsze, różowe. W dalszej kolejności pojawił się fioletowy łuk, później granatowo-różowe półkole. Tak nad Syczuanem wzeszło słońce. Syczuan słynie ze świętych gór takich jak Emei Shan, która razem z gigantycznym, ponad 70-metrowym posągiem Wielkiego Buddy z pobliskiego Leshanu znalazły się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Jest też Jiuzhai Gou, jeden z najbardziej malowniczych rezerwatów w Chinach ze stoma błękitnymi jeziorami, o których legenda mówi, że to okruchy rozbitego lustra tybetańskiej bogini Semo. Syczuan to także Bifengxia, największy na świecie naturalny rezerwat dla pand w mieście Ya’An, niecałe dwie godziny jazdy autobusem od Chengdu.