Zamów prenumeratę i zyskaj wiele korzyści Prenumerata NEWSLETTER
National-Geographic.pl
National-Geographic.pl
  • Strona główna
  • NATIONAL GEOGRAPHIC
      • Wszystkie artykuły
      • Nauka
      • Ludzie
      • Przyroda
      • Historia
      • Odkrycia
      • Kosmos
      • Podcasty
      • Wspinaczka od podstaw
    • National Geographic 3/23 Zamów prenumeratę

      ZAPRENUMERUJ NATIONAL GEOGRAPHIC

      Prenumerata
  • TRAVELER
      • Wszystkie artykuły
      • Kierunki
      • Go Poland
      • Adventure
      • Wywiady
      • Porady
      • Test Travelera
      • Smaki Świata
    • National Geographic 3/23 Zamów prenumeratę

      ZAPRENUMERUJ NATIONAL GEOGRAPHIC

      Prenumerata
  • EXPLORERZY
  • FOTOGRAFIA
  • NATGEO CHANNEL
  • SKLEP

JESTEŚMY W SOCIAL MEDIACH

  • Facebook
  • Instagram
  • Youtube

"Choć łzy płynęły mi po policzkach, jadłem dalej". TAK smakują prawdziwe Chiny!

Pikantna uczta
7/14
Udostępnij: Udostępnij
Kuchni syczuańskiej nie ma bez chili, pieprzu, cebuli, czosnku oraz imbiru.
Dolina Huanglong w Syczuanie słynie z gorących źródeł i wodospadów.
Po zmroku ul. Qintai w Chengdu wygląda magicznie.
Wielki Budda z Leshanu wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Pandy uznawane są za dobro narodowe Chin.
Pandy uznawane są za dobro narodowe Chin. Na wolności żyją tylko w tym kraju.
Pikantna uczta
Świątynia Zielonej Kozy Qingyanggong jest najstarszą taoistyczną świątynią w Chengdu. Jej początki sięgają czasów dynastii Tang (618–907 r.).
Cztery stoliki, dwie lodówki, rozklekotany klimatyzator.
shutterstock_248616826
Mieszkanka kwartału tybetańskiego w Chengdu, niedaleko świątyni Wuhou.
shutterstock_248945116
shutterstock_253878376
shutterstock_316415456

Pikantna uczta

Getty Images

Ma la. To ważne słowo w życiu Chińczyków z Syczuanu. Towarzyszy im od rana do zmierzchu w malutkich barach rozstawianych na ulicach, serwujących szaszłyki z węglowych grilli i w eleganckich restauracjach na ul. Tongzilin, na którą mieszkańcy Chengdu, stolicy regionu, mówią z dumą „Europejska”. Tam przychodzi się zjeść wyborne dania wychodzące spod ręki mistrzów kuchni szkolonych na powołanym 30 lat temu Syczuańskim Wyższym Instytucie Kulinarnym, który z błogosławieństwem partii ma za zadanie kultywować chińskie tradycje kulinarne.

Ma to „mrowienie”, la oznacza „ostry”. Na ten odrętwiająco pikantny smak „pracują” pieprz syczuański, pasta chili-fasolowa, sól, cukier i wino ryżowe. Bez tego
i wielu innych smaków, np. kwaśno-ostrego (suan la), pachnącego rybą (yu xiang), w którym zresztą są tylko imbir, czosnek, pasta paprykowa, cebula, sos sojowy, czerwony ocet i sól, nie byłoby kuchni syczuańskiej. W ogóle trudno byłoby mówić o kuchni chińskiej.

W Syczuanie je się naprawdę bardzo ostro. Nie ma mowy o potrawach bez ostrej papryki chili, którą do Chin przywieźli w XVI w. z Ameryki portugalscy kupcy, bez cebuli, czosnku, imbiru i syczuańskiego pieprzu. Dlatego gdy od kelnera usłyszycie la, bądźcie przygotowani, że zdrętwieją wam usta i języki jak po znieczuleniu u dentysty.

W Chengdu próbowałem jedzenia na uroczej ul. Jinli, obok świątyni Wuhou, niedaleko kwartału tybetańskiego. Jadało się na niej blisko dwa tysiące lat temu, w czasach dynastii Qin i Han i epoce Trzech Królestw. Jada się i dziś. Pełno tu restauracyjek, budek z jedzeniem, urokliwych herbaciarni w cieniu wielkich drzew. Jako wszystkożerca wybrałem syczuańską specjalność, jaką jest mapo doufu, tłumaczone jako tofu ospowatej staruszki, czyli mielone mięso, tofu i chili w wywarze z imbiru.

Pewien Chińczyk wytłumaczy mi, że pikantne jedzenie ma im pomóc przetrwać wilgotny i duszny klimat i przywrócić zachwianą przez niego równowagę jin-jang. – W Chengdu wszędzie zjesz dobrze – zapewnił mnie Zhang Qinglhong, sąsiad właściciela taniego hostelu w jednym z luksusowych apartamentowców na strzeżonym osiedlu. Właściciela, Chińczyka Toby’ego, nie było. Wyjechał do Tajlandii. Zostawił mi jednak karteczkę, że jego rodzice znają tylko chiński i pod jego nieobecność mogę zamieszkać w jego pokoju. Bomba. Wynająłem u niego w domu namiot ustawiony pośrodku salonu w hostelu. To była najtańsza opcja, ale namiot zabrał do Tajlandii. Zapowiadało się więc dobrze. Do tego Qinglhong został moim tłumaczem. A wieczorem razem ze swoją żoną i rodzicami zabrał mnie do knajpki po sąsiedzku.

  • Strona główna
  • NATIONAL GEOGRAPHIC
      • Wszystkie artykuły
      • Nauka
      • Ludzie
      • Przyroda
      • Historia
      • Odkrycia
      • Kosmos
      • Podcasty
      • Wspinaczka od podstaw
    • National Geographic 3/23 Zamów prenumeratę

      ZAPRENUMERUJ NATIONAL GEOGRAPHIC

      Prenumerata
  • TRAVELER
      • Wszystkie artykuły
      • Kierunki
      • Go Poland
      • Adventure
      • Wywiady
      • Porady
      • Test Travelera
      • Smaki Świata
    • National Geographic 3/23 Zamów prenumeratę

      ZAPRENUMERUJ NATIONAL GEOGRAPHIC

      Prenumerata
  • EXPLORERZY
  • FOTOGRAFIA
  • NATGEO CHANNEL
  • SKLEP
  • Kontakt
  • Regulamin
  • Polityka prywatności
  • KARTY PODARUNKOWE
  • O towarzystwie National Geographic
  • Moje zgody

ZNAJDZIESZ NAS NA

  • Facebook
  • Instagram
  • Youtube
National-Geographic.pl
© 2023 Burda Media Polska Sp. z o.o.
  • NASZE SERWISY
  • Elle.pl
  • Glamour.pl
  • Gotujmy.pl
  • Ilewazy.pl
  • Kobieta.pl
  • Mamotoja.pl
  • Modago.pl
  • Mojegotowanie.pl
  • Mojpieknyogrod.pl
  • Party.pl
  • Polki.pl
  • Przyslijprzepis.pl
  • Viva.pl
  • Wizaz.pl
  • Cocolita.pl