Jeśli musisz gasić pragnienie własnym moczem, namawiam, żebyś najpierw go schłodził. Uryna nie jest szczególnie smaczna – radzi Ricky Megee. I naprawdę wie, co mówi. Facet, który przez ponad dwa miesiące jadł głównie pijawki, komary, mrówki i jaszczurki, z pewnością nie jest szczególnie wybredny. Zanim przeszedł na surwiwalową dietę, ważył ponad sto kilogramów. Na zdjęciu zrobionym po powrocie z pustkowia wygląda jak kościotrup. Wystają mu wszystkie żebra, uśmiecha się z rezygnacją, trudno uciec przed skojarzeniem z obrazami z czasów wielkiego głodu. Dorosły mężczyzna, mierzący 183 cm wzrostu, jeszcze niedawno potężny i silny, waży tu 45 kg.

 

Stracone nadzieje

Kiedy praktykanci z jednej z farm znaleźli ten chodzący szkielet, nikt nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Był kwiecień 2006 r. i zbyt wczesna pora dnia, żeby pić albo być przepracowanym. Ale ten człowiek istniał naprawdę. Miał jasne włosy, zmierzwiony zarost, spaloną słońcem skórę i zupełnie nie wyglądał na swoje 35 lat. Praktykanci byli pierwszymi ludźmi, których Ricky Megee zobaczył po dziesięciu tygodniach na australijskim odludziu. Po kilku minutach szczęśliwy i wyluzowany jechał już w kierunku szpitala. I to właściwie jedyny pewnik w tej historii. Ricky Megee został szczęśliwie ocalony. Reszta tej opowieści ciągle owiana jest mgłą tajemnicy.

Ricky John Megee urodził się w 1970 r. w rolniczym regionie Gippsland w stanie Wiktoria, w Australii. Jego dzieciństwo było szczęśliwe, przynajmniej do czasu. Wraz z rodzicami mieszkał na farmie, a tato był jego największym bohaterem. Wszystko się zmieniło, gdy rodzina przeniosła się ze wsi na przedmieścia Mel­bourne. Ojciec nie potrafił poradzić sobie z szarą rzeczywistością, coraz więcej pił, dom wypełnił się awanturami. Po roku pan Megee wyprowadził się i wkrótce popełnił samobójstwo. Matka powiedziała Ricky’emu, że jego tato zginął potrącony przez samochód, jednak podpita babcia bez ogródek wyjaśniła chłopcu, co naprawdę zaszło. Tego dnia Ricky stał się dorosły.

Po odejściu ojca w domu zaczęło brakować pieniędzy. Matka pracowała w fabryce. Żeby podreperować rodzinny budżet, Ricky rozwoził rano gazety. Czasami podbierał spod domów chleb albo butelkę mleka, które o świcie przywozili dostawcy. Wtedy mógł się najeść. Dla sióstr kradł w miejscowym sklepiku ciastka. W ten sposób sprawiał im radość. Miał 13 lat i musiał stawić czoła wielu problemom.
Wejście w dorosłość zaczęło się od pierwszej miłości. Ricky Megee to przystojny mężczyzna. Dobrze zbudowany, z ładnym uśmiechem, sympatyczny. Wybrał piękną dziewczynę z bogatej rodziny, która nie przepracowała jeszcze ani jednego dnia. On pracował jako elektryk, sprzedawał dywany, łowił krewetki, ona myślała o fryzjerze i ewentualnych dzieciach. Wzięli ślub i po trzech miesiącach rozstali się w spokoju.

 

Panowanie nad złością

Trudno dziś powiedzieć, jakim człowiekiem był wtedy Ricky Megee. Greg McLean, dziennikarz, który pomógł mu napisać biografię, twierdzi, że to człowiek, na którym zawsze można polegać, facet, przy którym niczego nie trzeba się bać. Być może, ale niektórzy bali się samego Megee.

Ricky przeskakiwał z pracy do pracy. Otworzył małą firmę zajmującą się pielęgnowaniem ogrodów, rzucił ją dla komiwojażerstwa, dorabiał jako ochroniarz w nocnych klubach. Wkrótce zatrudnił się jako niezależny windykator długów. – Byłem wielki i silny i nikt nie mógł mi wcisnąć żadnego gówna. Choć nikogo nie zabiłem ani nie okaleczyłem, istnieją pewne metody, którymi musiałem się posługiwać. Uważano mnie za skutecznego i jeśli trzeba było komuś po prostu zabrać kluczyki do jego nowego BMW, żeby zechciał uregulować dług, nie wahałem się – wspomina.

W tzw. pewnych kręgach nasz bohater zaczął być znany i poważany. Potrafił odzyskać pieniądze od każdego i zaczął zwracać uwagę. W końcu federalni złożyli mu propozycję nie do odrzucenia: będzie pracował dla policji i szpiegował swoich mocodawców. Megee wiedział, że nie ma wyjścia. Spakował manatki i uciekł do Perth. Tu znowu wpakował się w kłopoty. Pijany pojechał z kolegą w miasto. W parku wdali się w bójkę z sześcioma napastnikami. Dali im prawdziwy wycisk, a na dodatek kolega zabrał jednemu z nich buty.

Policja nie dała wiary zeznaniom Ricky’ego i jego kumpla. Megee poszedł siedzieć i całkiem chwalił sobie więzienne życie. Za kratkami został kucharzem. Jego życiowy priorytet, jedzenie, został zaspokojony. W więzieniu odbył też „Kurs panowania nad złością”. Patrząc na telewizyjne wywiady, których do dziś udziela, trudno zrozumieć, że był mu potrzebny. Megee wygląda naprawdę na spokojnego i wyluzowanego człowieka. Ale dziś ma już po czterdziestce.