Tu już nie ma jednoznaczności. A mówiąc dokładniej: w różnych krajach Unii Europejskiej mamy różny zakres świadczeń publicznej służby zdrowia. Podobnie jak obywatele krajów przez nas odwiedzanych. Jeżeli jedziemy np. na Słowację, jesteśmy traktowani jak Słowacy.
– Kiedyś mój syn po upadku na snowboardzie na Wielkiej Raczy miał objawy wstrząsu mózgu. Za radą lokalnej Horskiej Služby pojechaliśmy do szpitala w Żylinie – opowiada Beata Radecka, bizneswoman. – Z dobrym ubezpieczeniem w dłoni wkroczyliśmy do szpitala. "A nie macie europejskiej karty?" – zatroskała się recepcjonistka. Akurat nie mieliśmy. "Szkoda, bo tak musicie zapłacić za rentgen 50 euro i dopiero ubezpieczyciel wam zwróci, a z kartą nie musielibyście nic płacić.
Oczywiście ubezpieczyciel pieniądze zwrócił, a pani Beata mądrzejsza o doświadczenia zabierała ze sobą karty EKUZ. Przydało się jej to w ostatnim sezonie, kiedy miała zderzenie, także na nartach. – Pojechałam do szpitala w Liptowskim Mikułaszu i w pół godziny miałam rentgen i diagnozę. Z kartą EKUZ zapłaciłam zaledwie 2 euro. Za temblak.
Sezon letni też potrafi być nieprzewidywalny. O oparzeniach, udarach słonecznych i odwodnieniach w krajach śródziemnomorskich czytelnikom Travelera nie trzeba przypominać.
Zgodnie z obowiązującą zasadą karta upoważnia do pomocy doraźnej, jeśli możemy kontynuować podróż. Pozwala też na hospitalizację do czasu, kiedy „staniemy na nogi”. Z opłat zwolnione są ucząca się młodzież i kobiety w ciąży. Uwaga, karta NIE pokrywa kosztów transportu do kraju. Warto więc dodatkowo wykupić prywatne ubezpieczenie pokrywające takie koszty, na wypadek gdybyśmy z przyczyn zdrowotnych nie zdążyli na powrotny samolot lub nie moglibyśmy poprowadzić samochodu.