Przez Dolny Śląsk i przedgórze sudeckie wije się kręta droga. Kilka podjazdów pod wzniesienia Kotliny Jeleniogórskiej i nagle na horyzoncie wyłania się potężny masyw górski. Wprawdzie ma tylko 36 km długości, ale przy dobrej pogodzie Karkonosze z tej perspektywy robią naprawdę duże wrażenie. Nad całym pasmem góruje Śnieżka (1602 m n.p.m.) – prawda, że brzmi ładniej niż Śnieżna Góra, jak nazwali ją Niemcy? Szczytem ułańskiej fantazji było postawienie na jej wierzchołku schroniska w kształcie dysków przypominających UFO. Niektórzy mogą marudzić, że Karkonosze są zadeptane, inni – że komercyjne. Ale te góry wciąż kryją w sobie wiele tajemnic i wielu wspaniałych ludzi jest z nimi związanych. Poza tym potrafią pokazać pazur. – Tutejszy klimat przypomina alpejski, choć najwyższe partie Karkonoszy średnio osiągają ok. 1500 m. Dlatego nie należy ich lekceważyć, mimo że są dużo niższe niż Alpy. Każde góry mają swoje uroki, ale też kruczki, niebezpieczne miejsca i tylko czyhają na błąd turysty, żeby zabrać go z tej ziemi w mgnieniu oka – mówi Maciej Abramowicz, zawodowy ratownik Karkonoskiej Grupy GOPR. Do takich niebezpiecznych, ale pięknych miejsc należą Śnieżne Kotły, czyli świetnie zarysowane polodowcowe niecki ze ścianami o wysokości 200 m, oraz Biały Jar, półkolista dolina odchodząca od Równi pod Śnieżką o nachyleniu sprzyjającym schodzeniu lawin. To tu w 1968 r. zginęło 19 osób przysypanych przez potężne zwały śniegu.  Czas na odpoczynek, np. w schronisku Samotnia w Kotle Małego Stawu. (Fot. Forum) Z buta po grzbiecie W Karpaczu i Szklarskiej Porębie, będących bramą do Karkonoszy, zwykle kłębią się rozwrzeszczane szkolne wycieczki, a między nimi przechadzają się grupki niemieckich emerytów przekonanych, że 1 euro to w Polce fortuna. Na szczęście wystarczy przenieść się na wyżej położone szlaki, żeby uciec od zgiełku i uciążliwego towarzystwa tego rodzaju turystów. Pokonanie grzbietu Karkonoszy dostarczy niezapomnianych wrażeń. Biegnie tamtędy Główny Szlak Sudecki. Na jego przejście w całości trzeba liczyć ponad 100 godzin, a karkonoski odcinek zajmie 10–12. Wychodzi się ze Szklarskiej Poręby i maszeruje do Przełęczy Okraj na wysokości 1050 m. Stamtąd można podążać dalej, aż do Paczkowa, albo zejść do Karpacza. Po drodze wszyscy oglądają Wodospad Kamieńczyka – najwyższy w polskich Sudetach. Ma 27 m wysokości i szczególnie okazale prezentuje się wiosną, kiedy woda z topniejącego śniegu rozpryskuje się z szumem o skalne progi. Zanim ten widok ukaże się przed oczami, przechodzi się przez głęboki wąwóz. To niezwykłe miejsce przyciągnęło filmowców – tu kręcono scenę do Opowieści z Nar­nii: Książę Kaspian. Ciekawostką jest ukryta pod drugą kaskadą jaskinia zwana Złotą Jamą. Została kiedyś poszerzona przez Walonów, średniowiecznych górników przybyłych z obszaru dzisiejszej Belgii, którzy poszukiwali w Karkonoszach cennych ametystów. Szlak wiedźe dalej przez Szrenicę (1362 m n.p.m.), a następnie obok grupki skał zwanych Trzy Świnki. Takich granitowych ostańców jest w Karkonoszach więcej: Końskie Łby, Kotki, Pielgrzymy, Słonecznik. Wiążą się z nimi różne legendy, spod nich roztacza się zazwyczaj wspaniała panorama na cały karkonoski grzbiet. Zanocować można w schronisku Odrodzenie, które po latach zaniedbań próbuje się „odrodzić” pod opieką nowego najemcy, i to z dobrym skutkiem. Luksusów nie ma, wszak to schronisko, ale jest czysto i miło. W tych okolicach spotykał się Vaclav Havel z Jackiem Kuroniem i innymi opozycjonistami z Polski i Czech w latach 80. Z Odrodzenia można zejść do najlepszej stacji narciarskiej w Sudetach, czyli Špindlerůvego Mlýna. Dalej Droga Przyjaźni Polsko-Czeskiej – choć chyba tylko my ją tak nazywamy – wiedzie koło Wielkiego i Małego Stawu. Te przepiękne jeziorka są pozostałością po zalegającym tam kilkanaście tysięcy lat temu lodowcu. Wielki Staw ma prawie 25 m głębokości. Stąd niedaleko do widocznej już Śnieżki, a z jej szczytu po dwóch godzinach dochodzi się przez Czechy do Przełęczy Okraj. Droga do Wodospadu Kamieńczyka prowadzi przez skalny wąwóz. (Fot. Forum)


Śnieżka i łowca adrenaliny Trudno mi zliczyć, ile razy stawałem na jej szczycie w zimie, lecie i jesienią. Najbardziej pamiętam grudniowe wejście w jasną, księżycową noc. W dole skrzył się oświetlony Karpacz, dookoła mieliśmy niesamowitą przestrzeń. O takich chwilach mówi się „magiczne” bez nadużywania mocy tego słowa. Ale Śnieżka prócz łowców „klimatów” przyciąga także łowców adrenaliny. Raz w roku w połowie sierpnia Karkonoski Park Narodowy zezwala na wjazd na dwóch kółkach podczas Uphill Race Śnieżka. Prawie 400 szczęśliwców o stalowych udach i łydkach wtacza się na najwyższy szczyt w Polsce dostępny dla rowerzystów. Najlepsi potrzebują niespełna godziny, najsłabsi wczołgują się w czasie niemal trzykrotnie dłuższym. Śnieżkę można zdobyć także biegiem, startując w Śnieżka Run. Jest to jeden z nielicznych biegów rozgrywanych w systemie alpejskim, czyli z metą na szczycie. Z założenia nie jest łatwo – 14 km trasy z sumą przewyższeń blisko 1200 m. Do tego Karkonosze pokazują zęby nawet latem. W zeszłym roku zawodnicy walczyli nie tylko z masakrującym mięśnie podbiegiem, ale i z wiatrem sięgającym 120 km/h! Trekkerzy poruszający się w tempie – nazwijmy je tempem turystycznym, czyli nie biegowym ani rowerowym – mają po polskiej stronie kilka szlaków dostępnych z Karpacza. Można iść przez Wilczą Porębę, Sowią Przełęcz i Wilczą Kopę – to bardzo ciekawy i mało uczęszczany szlak z genialnymi widokami. Uwaga jednak na silny wiatr, ponieważ idzie się grzbietami. Jesienią szczególnie atrakcyjna ze względu na przebarwiające się liście drzew regla dolnego jest trasa przez polodowcowy Kocioł Łomniczki. Śnieżne Kotły także latem robią wrażenie. Przed wojną było tam schronisko (po lewej). Być może znów zacznie służyć turystom. (Fot. Shutterstock) Rowerem po Karkonoszach Większość rowerzystów górskich przybywających z nizin myśli, że będzie jeździć po najwyższych partiach. To błąd, bo na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego nie można przemieszczać się rowerem poza fragmentami tras przecinających park. – Wyjątkiem jest Śnieżka Uphill Race i imprezy mające specjalne zezwolenie – tłumaczy Maciej Grabek, kolarz górski i organizator Bike Maraton, największego w Polsce cyklu zawodów kolarstwa górskiego dla amatorów. Zakazany owoc jednak kusi. Czy ambitny turysta rowerzysta może dojechać na przykład ze Szklarskiej Poręby do schroniska pod Łabskim Szczytem? Pewnego lipcowego dnia ruszyliśmy z kumplem rowerami górskimi trasą zjazdową Puchatek. Górska droga prowadziła przy wyciągu narciarskim na granicy parku narodowego i Lasów Państwowych. Szlak piął się w górę, mięśnie pracowały, widoki były niezłe, piechurów brak. Niecałe 2 km przed schroniskiem znaleźliśmy się na terenie parku. Minęliśmy Kukułcze Skały i po chwili wjechaliśmy zziajani na rozległą polanę przed schroniskiem. Widok na Szklarską Porębę i Góry Izerskie był nagrodą za mozolny podjazd. Teoretycznie strażnicy mogli nam skonfiskować rowery i wlepić mandat, nie dajmy się jednak zwariować. Zahaczyliśmy dosłownie o granicę parku. Nie ruszyliśmy dalej na Szrenicę, tylko po krótkim odpoczynku grzecznie zjechaliśmy do Szklarskiej Poręby. Formalnie trzeba ostatnie 2 km do schroniska pokonać na piechotę, wcześniej przypinając rower do drzewa. Bez łamania i naginania przepisów pojedziemy jedną z 19 przygotowanych tras. Na przykład Trasą Radiowej Trójki wokół Szklarskiej Poręby. Trudny szlak rowerowy wiedzie m.in. obok starej chaty Mistrza Walońskiego, czyli bractwa kultywującego dawne tradycje mistrzów kamieni. Można zajrzeć, poddać się obrzędowi oczyszczenia lub po prostu pogadać z ludźmi, którzy kochają swoją ziemię. Tym, którzy lubią poruszać się z mapą i rowerem poza wyznaczonymi szlakami, jeleniogórzanin Maciej Grabek poleca okolice Podgórzyna i Przesieki. Jest dziko i pięknie. Niewielu turystów dociera np. do Wodospadu Podgórnej w Przesiece. Można jechać Celną Drogą kończącą się mostkami na górskich potokach tworzących w dalszym biegu Dolinę Czerwienia. Poszukiwaczy adrenaliny i rywalizacji na dwóch kółkach skusi jedna z edycji Bike Maratonu o nazwie Trans Karkonosze. Do pokonania strome podjazdy i techniczne zjazdy. Szprycha w szprychę jadą studenci, biznesmeni, informatycy, politycy i dziennikarze.  Rowerem jak najbardziej, ale nie po najwyższych partiach Karkonoszy. (Fot. Thomas Stankiewicz/Getty Images/FPM)
Skok w Sokoliki Karkonosze nie stoją dla wspinaczy otworem, ale raczej potworem. Nie ma za bardzo gdzie się wspinać, bo większość atrakcyjnych skał znajduje się na terenie parku narodowego. Ruszyłem więc w Sokoliki, precyzyjnie Góry Sokole w Rudawach Janowickich, na przedgórzu karkonoskim. Sokoliki nie imponują może wysokością (Krzyżna Góra ma 654 m), ale urozmaicona rzeźba spowodowała, że upodobali je sobie wspinacze. Pełno tu rys, chwytów, no i przyciąga sama skała – porowata, granitowa, podobna do tej w Tatrach. Ręce nie ślizgają się jak na wapieniu w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, który wspinacze złośliwie nazywają mydłem. Z dala od popularnych szlaków turystycznych kryje się w Rudawach Janowickich niesamowita formacja Skalny Most. Dwie iglice są połączone u szczytu potężnymi zaklinowanymi blokami granitu. Dojście jedną z dróg na górę nie stanowi większego wyzwania, ale samo przejście z jednego filaru na drugi, po skalnym przęśle zawieszonym ok. 30 m nad ziemią, możliwe jest tylko z asekuracją alpinistyczną. Kiedy staję na skraju skały, mam wrażenie, jakby pode mną było nie 30, a ze 200 m powietrza. Muszę zaufać linie, wbrew instynktowi samozachowawczemu, który krzyczy: „Nie rób tego!”. Pokonuję wewnętrzne opory i powoli sunę w dół. Na dole tabliczka z brązu upamiętnia śmierć niemieckiego wspinacza Waltera Tuffecka z 1931 r. Droga wspinaczkowa w górę wyniosłym filarem jest tylko dla orłów. Kamienie i ludzie Karkonosze są mekką zbieraczy minerałów, kamieni pół­szlachetnych i szlachetnych. W XVI w. ilość wydobywanych tu ametystów i granatów była tak duża, że cesarz Rudolf II nakazał ściągnięcie do Pragi najlepszych mistrzów jubilerskich, ponieważ nie mogli poradzić sobie z ich przerobieniem. Do dziś pod kamieniami i w żwirze karkonoskich potoków przy odrobinie szczęścia można znaleźć odłamki ametystów, granatów i czystych jak szkło kryształów górskich. Nie wszystko wybrali Walonowie i cesarscy poszukiwacze, choć drogocenne kamienie wydzierano tym górom na skalę przemysłową przez wiele stuleci. Dziś skarbem Karkonoszy oprócz widoków i alpejskiego klimatu są nie kamienie, ale ludzie gór. W ich poszukiwaniu ruszam do Samotni, schroniska położonego nad Małym Stawem, w połowie drogi z Karpacza na Śnieżkę. Mijam świątynię Wang, a następnie bramę Karkonoskiego Parku Narodowego. Schronisko odżyło w latach 60. XX w., kiedy jej kierownikiem został Waldemar Siemaszko, postać legendarna i dobry duch tego miejsca. Ten ratownik górski, doskonały narciarz i ekspert od lawin, sprawił, że jedno z najstarszych schronisk w tej części Europy stało się tętniącym życiem miejscem. Zaglądają tu himalaiści, podróżnicy i pozytywnie zakręceni ludzie. Teraz kolejne już pokolenie Siemaszków tworzy genialne miejsce w sercu Karkonoszy. Dla mnie i dla wielu podróżników Samotnia to żywe, prowadzone z pasją schronisko, cenniejsze od karkonoskich kamieni, świątyni Wang przeszczepionej z Norwegii i gigantycznego Hotelu Gołębiewski w Karpaczu razem wziętych. Karkonosze Warto wiedzieć:
  • W Sokolikach działa wiele szkół wspinaczkowych
  • W miejscowościach Karpniki, Trzcińsko lub schronisku Szwajcarka (www.szwajcarka.jga.pl) znajdziesz niedrogi nocleg (od 20 zł/os.)
  • www.kpnmab.pl – Karkonoski Park Narodowy   www.karkonosze.pl – atrakcje, baza noclegowa    www.gopr.org    www.karpacz.pl    www.szklarskaporeba.pl