Czy wiecie co to flyboard? W skrócie są to odrzutowe buty pod ciśnieniem, które umożliwiają latanie nad powierzchnią wody, wykonywanie ewolucji w powietrzu i pływanie na wzór delfinów. Kto nie wierzy albo chciałby spróbować, niech wybierze się do Wake Parku na Gliniankach. Jeżeli zobaczy tam kogoś wystrzelonego w powietrze, niech wie, że to nie kosmita, ale właśnie flyboarder. Mogę to być zresztą ja, bo postanowiłem spróbować tego sportu. Do tej pory ćwiczyłem tu wakeboard i narty wodne. Superzabawa, którą polecam każdemu, kto przyjedzie na Euro. Zwłaszcza że właśnie na Gliniankach powstanie kemping kibiców.

Hala Ludowa to miejsce klucz na mojej mapie Wrocławia. Właśnie tu przeżywałem największe sukcesy i porażki koszykarskiej kariery. Chcecie czy nie, od niej zaczniemy zwiedzanie. Ale spokojnie, turnieju rzutów za trzy punkty ani lekcji dryblowania nie będzie. Raczej krótka opowieść  o architekturze, bo Max Berg, który zaprojektował to miejsce, to prawdziwy wizjoner. Choć wielu uważa jego dzieła za kontrowersyjne, ja za każdym razem, gdy wchodzę do hali, dostaję gęsiej skórki. Sto lat temu była to największa konstrukcja żel-betowa na świecie! Szczególnie teraz, niecałe pół roku po renowacji, warto tu przyjść: na koncert, mecz, targ staroci czy do nowo otwartego Centrum Poznawczego, w którym pokazana jest historia Ludowej. Tę wizytę warto zaplanować tak, by po wejściu załapać się na multimedialny pokaz fontanny, która znajduje się na tyłach hali. Ci, których tego typu rozrywki nie przekonują, niech odwiedzą stronę www.wroclawskafontanna.pl i zobaczą trailer. W rzeczywistości wygląda to jeszcze lepiej! Stąd już krok do Ogrodu Japońskiego. Zaprojektowano go w 1909 r. w związku z Wystawą Światową. W 1997 r. został odrestaurowany, przez co zyskał jeszcze bardziej orientalny charakter. Niestety dwa miesiące po oddaniu zniszczyła go powódź. Ponowne otwarcie ogrodu miało miejsce w 1999 r. Dziś można tu podziwiać  bonsai czy wziąć udział w ceremonii parzenia herbaty w specjalnie do tego przeznaczonym pawilonie. Ja grzecznie dziękuję. Siedzenie w kucki przez ponad godzinę jest dla tak wysokiego gościa jak ja udręką. Zresztą tak samo jak wyszukiwanie pod nogami wrocławskich krasnali – dla mnie to nie lada wyczyn. Za to te schowane wysoko na dachach albo na latarniach odnajduję bezbłędnie. To fajna zabawa, dlatego często oprowadzam w ten sposób swoich gości. A na pamiątkę kupuję im przewodnik po Wrocławiu z zaznaczonym szlakiem krasnali.

Powoli doszliśmy do Biskupina, czyli dzielnicy, w której mieszkam, odpoczywam i biegam. Najlepsze ścieżki są na biskupińskich wałach. Chętnie zaproszę was na kawę, ale pewnie wolicie wypić ją w jakiejś fajnej wrocławskiej knajpie.

Dobra, przyznaję, nie jestem tu specjalnie oryginalny, ale najfajniejsze kawiarnie, bary i restauracje są w okolicy Rynku. Studenci, turyści, biznesmeni... Wieczorami wszyscy przychodzą właśnie tu. Ja chętnie zaczynam wieczór w spaghetterii Capri przy ul. Więziennej 21. Prowadzą ją rodowici włoscy szefowie kuchni i to jest chyba najlepsza rekomendacja. Na randki wybieram za to restaurację Pod Papugami na samym Rynku. Filmowy klimat, przyciemnione światło i wybór dobrych win to gwarancja udanego spotkania. Uwierzcie mi, nie raz się sprawdziło! Na mecz z chłopakami wolę jednak pójść do Klubu 13 w pasażu Niepolda, gdzie zawsze lecą nadawane na żywo najważniejsze wydarzenia sportowe. Po meczu, niezależnie od wyniku, zabiorę was do pubu Guinness na placu Solnym. Międzynarodowe towarzystwo, brytyjski klimat i rewelacyjne piwo wzmocnią radość wygranej. Albo pocieszą po porażce.

Koniecznie przejdźmy  ul. Świdnicką. Kojarzy mi się ona ze zdobywaniem mistrzostw  Polski w latach 90. Po zwycięstwie właśnie nią kroczyliśmy wraz z kibicami. Dziś może nie  w takiej chwale, ale dojdziemy nią do kultowego klubu rockowego  Od Zmierzchu do Świtu. No cóż, przyznaję, że lubię ostre granie.  I na scenie, i na boisku. Dlatego właśnie kocham Wrocław. Bo jest do tego miastem idealnym.