ADALAND - Turcja
Choć tak naprawdę znajduje się w Azji, należy do największych parków wodnych w Europie. Dziennie odwiedza go kilka tysięcy osób. Jego atuty to murowana pogoda i wodne atrakcje.
Największym walorem tego aquaparku jest amfiteatralne położenie na stoku góry z widokiem na luksusowy hotel Tusam, zatokę i Morze Egejskie. Wiąże się to ze spacerem pod górę do kolejnych atrakcji. W centrum znajduje się spory basen, prowadzą do niego wszystkie rury i zjeżdżalnie. Wygląda to bardzo malowniczo, bo każda rura ma inny kolor i kształt, a to ostatnie oznacza różną prędkość jazdy. Adrenalina skacze najbardziej w Black Hole (panują w niej niemal całkowite ciemności) i na Yellow Python, którą pokonuje się pontonami.
Z 26 zjeżdżalni warto wybrać Red Phantom, którą pruje się 60 km/godz., i 52-metrową Kamikaze. Bardziej rozrywkowa jest biała White Tiger, bo mogą nią zjeżdżać obok siebie, trzymając się za ręce, trzy osoby (poszczególne „tory” zjazdowe oddziela niska przegroda, dzięki czemu ludzie nie wpadają na siebie). Kto lubi niekontrolowany zawrót głowy, może wybrać zjeżdżalnie „kręcone” – Big Tornado, Tarantulę albo Crazy River. Dla maluchów przygotowano zjeżdżalnie Minitornado oraz Rainbow w kolorze tęczy. Dzieciaki pobawią się też w przeznaczonym dla nich sektorze parku Kids Zone, gdzie czeka basen z grzybkami wodnymi, łódź piratów, spotkanie z potworami morskimi i jazda na elektrycznym byku, przypominającym bajkowego Fernando. Z kolei dorośli mają wspomniany już basen ze słoną wodą, jacuzzi i piaszczyste plaże, rozgrywki siatkówki i piłki plażowej, a o godz. 16.00 „Taniec w deszczu” z nagrodami. Niestety, strefa raftingu jest na razie zamknięta – szkoda, bo przeprawa ostro falującym kanałem wodnym może być emocjonująca. W pobliżu umieszczono jednak tandetne i dyskusyjne w odbiorze scenki pokazujące np. gotowanie białego w kotle przez stado dzikusów. Warto za to zobaczyć w przylegającym do aquaparku Dolphin Park godzinne show z delfinami i fokami, odbywające się na tle całkiem przyzwoitej makiety Biblioteki Celsusa z Efezu. Na życzenie można popływać z delfinami. Adaland stale dokłada nowe atrakcje, np. w tym roku w czerwcu ma zostać otwarty Sealand z akwariami, 4 słonymi basenami i tropikalną rzeką. INNE PARKI WODNE – wyprawa poza Europę
WORLD WATERPARK – Edmonton, Kanada

Kryty park usytuowany w największym centrum handlowym świata, oferuje liczne zjeżdżalnie dla małych i dużych – najszybsza zwie się Sky Screamer, najwyższa Twister. Inne atrakcje to basen z falami, skoki na bungee i różne miejsca do zabawy dla dzieci, np. Dol-phin Kiddie dla najmłodszych czy The Little Caribbean dla trochę starszych. www.west-edmontonmall.com/play/waterpark.asp

WILD WADI – Dubajj, Zjedn. Emir. Arabskie
Został zbudowany na wzór arabskiej oazy. Jedną z największych atrakcji jest zjeżdżalnia  Master Blaster, gdzie woda wynosi ludzi do góry, oraz Jumeiraj Sceirah, którą mknie się 80 km/godz. www.wildwadi.com

OCEAN DOME, PHOENIX SEAGAIA
RESORT – Miyazaki, Japonia To największy kryty park wodny na świecie z piaszczystą plażą, temperaturą jak w tropikach, mnóstwem zjeżdżalni i atrakcji. www.seagaia.co.jp

NOAH’S ARK WATER PARK
– Wisconsin Dell, USA Największy aquapark w Stanach Zjednoczonych oferuje zabawę w 45 wodnych zjeżdżalniach, do których należy Black Anaconda (najdłuższa na świecie), The Plunge (zjeżdża się głową do przodu) i Black Thunder z efektami specjalnymi i wodospadami.
www.noahsarkwaterpark.com

TATRALANDIA - Słowacja
Największy i najbardziej pomysłowy park zabaw wodnych na Słowacji liczy sześć basenów termalnych, trzy z przezroczystą ogrzewaną wodą oraz 21 rur i wodnych zjeżdżalni.
Każdy obiekt ma zabawną nazwę i dostarcza niepowtarzalnych wrażeń. I tak Volcano to całoroczna rura dla początkujących, na Niagarze – trzytorowej zjeżdżalni – poruszamy się na wodnych bobslejach głową w dół, na Twisterze zjeżdżamy ruchem spiralnym, w Black Hole suniemy w dół w całkowitych ciemnościach. Ale to dopiero początek, bo oprócz części basenowej jest moc innych atrakcji. W Strefie Adrenalinowej osoby pozbawione lęku przestrzeni mogą spróbować wspinaczki po linach i sztucznych skałkach, amatorzy silnego uderzenia stanąć na ringu bokserskim, a zwolennicy gier zespołowych zagrać w paintball. Są to jednak rozrywki dla starszych dzieci i dorosłych. Co zaś dla maluchów? Oczywiście Funk Park z trampolinami, kręglami rosyjskimi, szachami i nadmuchiwanymi zamkami, gdzie nasza pociecha „ginie” zaaferowana na dobrych kilka godzin. Największym powodzeniem cieszy się jednak Western City. Jest tu nie tylko arena, gdzie można obejrzeć popisy kowbojów z pistoletami i pokazy sokolnicze. W miasteczku w stylu Dzikiego Zachodu, podzielonym na minidzielnice, można zajrzeć do domu Meksykanina, zjeść burritos i kupić sombrero, zobaczyć, jak żyli poszukiwacze złota, obejrzeć indiański namiot, a na koniec spocząć na stołku w saloonie.
Na zmęczonych czeka relaks w kompleksie „Tatra-Therm-Vital” z 16 parowymi, wodnymi i masażowymi kąpieliskami. Tutaj też każda usługa nosi swoją nazwę – bąbelkowy masaż stóp odbywamy zatem w Jeziorze Przodków, ziołową aromaterapię w Świątyni Ofiarnej, a inhalację parową o zapachu eukaliptusa bądź mięty pieprzowej w Kotle Parowym. Przewaga Tatralandii nad większością słowackich aquaparków polega nie tylko na mnogości rozrywek, ale i na położeniu w przepięknej scenerii Tatr Zachodnich.


AQUAPARKI W POLSCE - ZAKOPANE, Kraków
Od kilku miesięcy na zakopiańskiej Antałówce działa nowy park wodny. Trudno przypuszczać, że przebije ofertą Słowaków, którzy takich ośrodków mają wiele i o zróżnicowanej ofercie, podczas gdy zakopiańskie propozycje są raczej skromne. Może im natomiast odebrać trochę turystów z prostego względu – jest bliżej niż słowacki. Goście aquaparku mają do dyspozycji wewnętrzny, 25-metrowy basen pływacki oraz basen rekreacyjno-pływacki (do obu można zjeżdżać rurami), a także zewnętrzny basen geotermalny, z którego po jednej stronie roztacza się widok na Giewont i całe pasmo Tatr Zachodnich, po drugiej – na Gubałówkę. Niestety, na razie teoretycznie, bo póki co jest zamknięty. Poza tym w aquaparku mieści się część saunowa (fińska, solankowa, biosauna), ale też raczej bez rewelacji, kręgielnia i spa, gdzie przewidziano również zabiegi dla panów.
Po drodze na Słowację i do Zakopanego znajduje się jeszcze jeden park wodny – w Krakowie. Został oddany do użytku parę lat temu, ogłasza się jako „jeden z największych i najnowocześniejszych obiektów tego typu w Europie”. Na gości czekają dwa baseny rekreacyjne – jeden z fontanną w kształcie Smoka Wawelskiego, ścianami do wspinaczki i jacuzzi, drugi – ze zjeżdżalniami, sztuczną rzeką długości ok. 30 m, jacuzzi i fontanną-dinozaurem. Dla najmłodszych, podobnie jak w Zakopanem, przygotowano brodzik. Inne propozycje parku w Krakowie to m.in. siłownia, nauka tańca oraz joga.
GARDALAND – Włochy
We Włoszech prym wiedzie Gardaland położony nad jeziorem Garda, od którego wziął nazwę. Mimo 30-letniego stażu park przyciąga rocznie 3 mln turystów.
Do Gardalandu można wejść za darmo – ale pod warunkiem, że ma się mniej niż 100 cm wysokości. Wzrost jest sprawdzany za pomocą specjalnej miarki mającej postać sympatycznego baby-dinozaura, który jest maskotką parku. Mapa atrakcji znajdująca się za bramką podpowie, od czego zacząć zwiedzanie. Pierwsze wrażenie po przekroczeniu bramki to wszechobecna zieleń, której brakuje np. w Tatralandii – w zasadzie pozbawionej jakiejkolwiek roślinności. Na liście priorytetów powinna się znaleęć Dolina Królów, czyli podróż do starożytnego Egiptu, gdzie zwiedzimy odtworzone grobowce faraonów z Gizy i być może odkryjemy nieprzebrane skarby. Jungle Rapids zrobi wrażenie również na dorosłych. To wyprawa łodzią na poszukiwanie zaginionych cywilizacji, spotkanie z Buddą, drapieżnikami czyhającymi w dżungli na każdym zakręcie rzeki z zamiarem pożarcia obcych przybyszów i pobyt w trzewiach wulkanu podczas jego erupcji. Odmianą będzie spotkanie oko w oko z piratami na galeonie, który opłynął siedem mórz. Albo z Tunga, tutejszą wersją Tarzana wśród dzikich ludów Afryki. Jakby tego było mało, Gardaland oferuje nieograniczony świat fantasy. Jego granice można przekroczyć w jednym z wagoników Transgardaland Express objeżdżającego cały park.
Na osoby pragnące spalić trochę kalorii czekają liczne zjeżdżalnie, kolejki górskie i karuzele. Możesz też udać się na pachnący kadzidłem i przyprawami suk w Aleksandrii, gdzie pośród straganów ocienionych minaretami kobiety w czadorach wykonują taniec brzucha. Pokazów wszelkiego rodzaju w parku nie brakuje – show na lodzie z udziałem bohaterów poszczególnych rozrywek Gardalandu, turniejów rycerskich odbywających się na dziedzińcu zamku Camelot czy popisów delfinów. Do tej grupy atrakcji należy również barwna parada postaci Gardalandu maszerująca uliczkami parku pod koniec każdego dnia. Nic nie jest w stanie jej zakłócić, nawet dziecko wbiegające wprost pod nogi maszerujących – bo zaraz zostanie wciągnięte do wspólnej zabawy.
Do Gardalandu można wejść za darmo – ale pod warunkiem, że ma się mniej niż 100 cm wysokości. Wzrost jest sprawdzany za pomocą specjalnej miarki mającej postać sympatycznego baby-dinozaura, który jest maskotką parku. Mapa atrakcji znajdująca się za bramką podpowie, od czego zacząć zwiedzanie. Pierwsze wrażenie po przekroczeniu bramki to wszechobecna zieleń, której brakuje np. w Tatralandii – w zasadzie pozbawionej jakiejkolwiek roślinności. Na liście priorytetów powinna się znaleźć Dolina Królów, czyli podróż do starożytnego Egiptu, gdzie zwiedzimy odtworzone grobowce faraonów z Gizy i być może odkryjemy nieprzebrane skarby. Jungle Rapids zrobi wrażenie również na dorosłych. To wyprawa łodzią na poszukiwanie zaginionych cywilizacji, spotkanie z Buddą, drapieżnikami czyhającymi w dżungli na każdym zakręcie rzeki z zamiarem pożarcia obcych przybyszów i pobyt w trzewiach wulkanu podczas jego erupcji. Odmianą będzie spotkanie oko w oko z piratami na galeonie, który opłynął siedem mórz. Albo z Tunga, tutejszą wersją Tarzana wśród dzikich ludów Afryki. Jakby tego było mało, Gardaland oferuje nieograniczony świat fantasy. Jego granice można przekroczyć w jednym z wagoników Transgardaland Express objeżdżającego cały park.
Na osoby pragnące spalić trochę kalorii czekają liczne zjeżdżalnie, kolejki górskie i karuzele. Możesz też udać się na pachnący kadzidłem i przyprawami suk w Aleksandrii, gdzie pośród straganów ocienionych minaretami kobiety w czadorach wykonują taniec brzucha. Pokazów wszelkiego rodzaju w parku nie brakuje – show na lodzie z udziałem bohaterów poszczególnych rozrywek Gardalandu, turniejów rycerskich odbywających się na dziedzińcu zamku Camelot czy popisów delfinów. Do tej grupy atrakcji należy również barwna parada postaci Gardalandu maszerująca uliczkami parku pod koniec każdego dnia. Nic nie jest w stanie jej zakłócić, nawet dziecko wbiegające wprost pod nogi maszerujących – bo zaraz zostanie wciągnięte do wspólnej zabawy.
Tropikalna wyspa w pobliżu Berlina
Ogromną szklaną kopułę widać z daleka. W pierwszej chwili jej widok wprawia w osłupienie. Nic dziwnego, największa w Europie tropikalna wyspa pod szkłem ma 360 m długości, 210 m szerokości i 107 m wysokości. To Tropical Island Resort pod Berlinem.
Jest otwarty bez przerwy, kusi licznymi atrakcjami. Jeśli ktoś nie miał jeszcze okazji chodzić po tropikalnym lesie – nic prostszego, tu wąskie ścieżki wiją się wśród palm, pnączy, orchidei, egzotycznych kwiatów i drzew owocowych. Nad namorzynowymi bagnami rozpostarte są specjalne mostki i kładki.
Kilka kroków i trafiamy na egzotyczną lagunę prosto z Wysp Bali. Kamienne posągi ukryte wśród bujnej roślinności przyglądają się, gdy zanurzamy się w rzece (wybudowanej specjalnie na potrzeby parku) i płyniemy, mijając balijskie chaty, groty skalne i wyspę zamieszkaną przez małpy.
Na samym środku „wyspy” znajduje się tropikalna wioska. To idealne miejsce na skosztowanie regionalnych przysmaków znad Pacyfiku. Kilka restauracji i kawiarni kusi zapachami i aromatem kawy. Jeśli ktoś chce jeszcze bardziej wczuć się w klimat balijskiej wioski, może odwiedzić miejscowy „rynek”, czyli bazar z pamiątkami, tropikalnymi roślinami i ludowym rękodziełem. Wszystko kolorowe i orientalne. Największą atrakcją Tropical Island Resort jest „rejon południowego Pacyfiku” zajmujący powierzchnię 4000 m kw. Stajemy na brzegu „oceanu” na delikatnym piasku, drobne fale muskają stopy. Wielką plażę okupują wielbiciele gry w siatkówkę i piłkę nożną. W wodzie szaleją dzieci – na materacach, z piłkami i nadmuchiwanymi rekinami. Dopiero kilka metrów od brzegu można spokojnie popływać. Czysta woda, gładki „ocean”, błękitne niebo nad głowami i wspaniałe słońce – po prostu żyć, nie umierać.


MUZEA PRZYRODNICZE
MUZEUM PRZYRODNICZE – Wiedeń

Stojąc na progu muzeum, poczułam się jak Ali-Baba, który wypowiedziawszy zaklęcie – Sezamie, otwórz się – za moment wejdzie do miejsca skrywającego niezwykłe skarby.
Stary budynek, pamiętający jeszcze czasy cesarza Franciszka I (męża imperatorowej Marii Teresy), sam w sobie stanowi obiekt godny polecenia. Większości światowych muzeów tego typu nadano nowoczesną formę – wiedeński pozostał taki, jak niemal 120 lat temu, kiedy go otwarto. Ściany wciąż przyozdabiają stiuki, oprawione w złote ramy obrazy, zabytkowe meble, wzorowane na antyczne rzeźby, a drewniane podłogi skrzypią jak w żadnym innym znanym mi muzeum. Wystawione w nim kolekcje należą do najbogatszych na świecie, liczba eksponatów przekracza 20 mln. Oczywiście, jak każdy szanujący się geolog, pierwsze kroki kieruję do znajdującego się na parterze działu gemmologii – poświęconego minerałom. Wydarte ziemi kamienie i skały wypełniają setki gablot, zaściełają podłogi, wypełniają szafy. Zgromadzono tu chyba wszystkie minerały świata! Matka natura to prawdziwa artystka. W obliczu takiego geniuszu nasza twórczość wydaje się ulotna. Nie dziwi mnie, że nasi przodkowie widząc te wszystkie błyszczące i opalizujące kamienie, pragnęli zdobić nimi swoje ciała. Moda ta przetrwała zresztą do dziś. Szafiry, rubiny, diamenty, perły, chalcedony, ametysty, opale, szmaragdy wykrystalizowane w formy doskonałe, znane mi jedynie z podręczników mineralogii, tu są na wyciągnięcie ręki. Niektóre okazy imponują rozmiarami, jak chociażby samorodek złota o wadze ok. 100 kg, topaz o masie prawie 120 kg czy gigantyczny kryształ soli kamiennej wyrwany ze ściany naszej poczciwej Wieliczki. Inne zdumiewają nazwami, są tu bowiem sinopale, skapolity, porpezyty, mookaitylinobaty, omfacyty, ksylotyle, gadolinity. Wśród tych niezwykłych eksponatów jest kilka prawdziwych rarytasów – szmaragd, który prawdopodobnie był prezentem azteckiego króla Montezumy II dla konkwistadora Ferdynanda Corteza, i bezcenny bukiet Marii Teresy. Zamiast kwiatów tworzą go 2102 diamenty i 761 innych kamieni szlachetnych.
Opuszczam świat minerałów i wkraczam do królestwa roślin i zwierząt. Tym razem odbędę podróż w przeszłość – cofnę się o miliony lat, do początków życia na Ziemi. Mój wzrok prześlizguje się po skamieniałych otwornicach i koralowcach, zatrzymuje na trylobitach, belemnitach, amonitach – gigantycznych „ślimakach” pływających w mezozoicznej zupie, latimeriach – żyjących skamieniałościach. Skupia się na moment na paprociach, jeżowcach, a później wędruje prawie pod sufit galerii, aby objąć sylwetkę diplodoka. Replikę tego pierwszego kompletnego dinozaura odkrytego w Sheep Creek w stanie Wyoming podarował muzeum znany filantrop i przemysłowiec Andrew Carnegie. Dużych mezozoicznych gadów, płazów jest tu znacznie więcej, podobnie jak późniejszych ssaków, wśród których wyróżnia się szkielet gigantycznego mastodonta (wymarłego trąbowca). Parę kroków i znów zmiana nastroju. Poznajemy teraz materialną historię naszych prapraprzodków. Wśród wszelkiego rodzaju skorup, kości, prymitywnej biżuterii, grzebieni, grotów znajduje się szczególna, 11-centymetrowa figurka. Trudno nazwać ją dziełem sztuki, jeszcze trudniej uznać za kanon damskiej urody. Wenus z Willendorfu ma wielkie piersi, pękaty brzuch i niezłą metrykę 25 tys. lat. Od razu uznano ją za symbol płodności. Jednak nie jest ona najstarszym eksponatem tej kolekcji – zdetronizowała ją Funny – inna kobieca figurka, starsza o jakieś 7 tys. lat.
Jeżeli mamy jeszcze czas i siły, warto wejść na pierwsze piętro poświęcone w całości współczesnej faunie. Najpierw pod mikroskopem oglądamy bakterie, potem większe morskie stworzenia:  ukwiały i ślimaki. Na chwilę zagłębiamy się w kolorowy świat motyli i chrząszczy, tak pięknych, że niektóre mieszkanki tropików robiły z nich naszyjniki. Potem wracamy do morskich głębin i podziwiamy rekiny, wieloryby. Wychodzimy z wody i spotykamy żaby, węże, ptaki i na końcu ssaki. Parę tysięcy wypchanych zwierzaków robi dziwne wrażenie. Aby mogło powstać to martwe zoo, biedaczyska musiały kiedyś stracić życie (niektóre okazy mają nawet 200 lat). Dziś już takich kolekcji nie ma – zwierzaki zastępują modele z papier mache. Te obecne tutaj stoją w przeróżnych pozach i wzbudzają żywy entuzjazm dzieci. Ja ostatkiem sił zmierzam do muzealnej restauracji. Zamawiam kawę i słynny wedeński apfelstrudel. To miłe zakończenie intensywnie przeżytego dnia.
WAKACYJNA LEKCJA PRZYRODY – LONDYN, PARYŻ
Paryż i Londyn to kolejne miasta po Wiedniu, w których nie można pominąć Muzeum Przyrodniczego. Obowiązkowym punktem programu w paryskim muzeum powinno być odwiedzenie nosorożca, podarowanego w 1770 roku Ludwikowi XV do królewskiej menażerii w Wersalu. Zwierzę padło 23 lata później, po czym trafiło do Muzeum Przyrodniczego.
Teraz, wraz z 7000 innych zwierząt, stoi w imponujących rozmiarów Wielkiej Galerii Ewolucji. Z racji sędziwego wieku (należy do najstarszych eksponatów) jest uważany bardziej za okaz historyczny niż naukowy. W tej części muzeum znajduje się także Sala Odkryć, gdzie wszystkiego można dotknąć – miejsce w sam raz dla dzieci, choć i dorośli mogą odbyć podróż w czasie i przestrzeni. Z kolei wizyta w sali gatunków zagrożonych wyginięciem i wymarłych daje wiele do myślenia, kiedy nagle widzi się zebrane w jednym miejscu stworzenia, za których zagładę odpowiedzialny jest człowiek. Trzeba dobrze rozkładać siły, by odwiedzić jeszcze pozostałe części muzeum – choćby Galerię Paleontologii, gdzie urzędują dawno wymarłe zwierzęta z różnymi dinozaurami na czele, czy salę z ogromnymi kryształami w Galerii Mineralogii i Geologii. Aby wizytę uznać za w pełni udaną, trzeba też zajrzeć do pięknego Ogrodu Botanicznego, liczącego ponad 350 lat. Wizyta w muzeum w Londynie także przeniesie nas w inny wymiar. Wchodzących wita w Holu Centralnym imponujący szkielet diplodoka. Dwa piętra wyżej można zobaczyć pień sekwoi, liczącej 1300 lat. Nie mniej emocji wzbudza model płetwala błękitnego. Szkoda, że nie można na razie pod nim stanąć, by zobaczyć, jak mali jesteśmy w porównaniu z największym żyjącym dziś stworzeniem, bo do 6 lipca w Dziale Ssaków trwają prace konserwatorskie. Na obejrzenie czeka jednak mnóstwo innych eksponatów. W dziale „Pełzające mrowienie“ można wejść w głąb nieco powiększonej termitiery i podejrzeć, jak wygląda dom pożytecznych, ale czasem równie uciążliwych owadów – termity potrafią szybko zniszczyć drewniane budowle. Gdy już nieco poznamy mikroświat, warto zmniejszyć się jeszcze bardziej, blisko 8 tys. razy, i w dziale „Ekologia“ zajrzeć do fabryczek wewnątrz zwykłego liścia. Tamtejsza ekspozycja pozwoli nam zrozumieć, jak rośliny wykorzystują energię słońca do produkcji cukrów z dwutlenku węgla i wody. A jeśli jeszcze będziemy mieli siły, możemy dotknąć prawdziwych meteorytów lub zobaczyć, jak powstały Himalaje.

DISNEYLAND I LEGOLAND
W Billund, niewielkiej miejscowości w Danii, wybudowano międzynarodowe lotnisko. Powód? Legoland. Drugim równie znanym parkiem jest EuroDisneyland pod Paryżem.
Im bliżej wejścia do Disneylandu, tym dzieci są bardziej rozgorączkowane, a rodzice zasypywani pytaniami: – Zobaczymy Myszkę Miki? – Pójdziemy do zamku Śpiącej Królewny? Po przekroczeniu głównej bramy tłum rozbiega się we wszystkich kierunkach, a zwiedzających wita Main Street, główna ulica jakby żywcem przeniesiona z amerykańskiego miasteczka z początku XIX wieku. Ulica prowadzi do zamku Śpiącej Królewny i to właśnie na niej można spotkać postaci z kreskówek i filmów Walta Disneya – Królewnę Śnieżkę, Siedmiu Krasnoludków, psa Pluto czy Goofy’ego. Dzieci są zachwycone, rodzice trochę mniej, gdyż Main Street to przede wszystkim sklepy, restauracje i lodziarnie – ale też wejście do czterech pozostałych bajkowych krain Disneylandu.
We Frontierlandzie – krainie stylizowanej na miasteczko z Dzikiego Zachodu, można popłynąć parowcem kursującym po disneyowskiej Missisipi (klimaty jak z Marka Twaina), postrzelać z łuku w indiańskiej wiosce, zaś na deser zostawić kopalnię złota i kolejkę.
Kolejna kraina to Adventureland – świat przygody, piratów, awanturników i Indiany Jonesa. Przy wyspie skarbów stoi zakotwiczony piracki okręt, którym dowodzi Kapitan Hook. Świątynia niebezpieczeństw i kolejka żywcem wyjęta z filmu Indiana Jones i Świątynia Zagłady są jednak niezaprzeczalnym numerem jeden.
Zaczarowane filiżanki kręcące się wokół własnej osi, latający słoń Dumbo, rejs dookoła świata i lot z Piotrusiem Panem nad dachami Londynu czekają na chętnych w Fantasylandzie.
Discoverylandem będą zachwyceni też – lub przede wszystkim – dorośli, kiedy zobaczą planetę Ender z Gwiezdnych Wojen Georga Lucasa, z prawdziwymi kosmicznymi statkami i robotami C3PO i R2D2, a także ukryty w głębinach słynny okręt Kapitana Nemo. Na dzieci czeka jeszcze „Disney Classic Theatre”, gdzie są wyświetlane składanki najbardziej zabawnych i znanych filmów animowanych Disneya.
Siedem tematycznych miejsc rozrywki i ponad 50 różnych atrakcji, od znanych postaci z bajek Andersena, żołnierzy, piratów po dzikie safari i zjazdy wodospadowe – wszystko zbudowane z ok. 50 mln klocków – to oczywiście Legoland. Blisko wejścia znajduje się Miniland z wiernymi kopiami miast, kanałów i słynnych budowli z całego świata. Dalej rozciąga się Kraina Piratów i stoi Zamek Królów, największa inwestycja lunaparku. Kolejką w kształcie smoka wyrusza się na zwiedzanie komnat i zakamarków ogromnego zamku. Jego najwyższa wieża ma 18 m wysokości. Strefa Wyobraęni daje trochę wytchnienia – można tam obejrzeć filmy w trójwymiarze i zbiór ponad 500 lalek i domków z dawnych epok. Szczególnie miło tam jest, gdy na zewnątrz pada deszcz. W Krainie Przygód czeka kolejka X-treme Racers, zaś miasteczko Legoredo oferuje dzikie zjazdy wodospadowe. Nie można też pominąć Lego City, którego największą atrakcją jest robot Power Builder. Wsiada się do kapsuł w jego „dłoniach”, a wtedy robot zaczyna szaleńczo wymachiwać rękami na wszystkie strony. Podczas krótkiego kursu w legolandzkiej szkole nauki jazdy dzieci mogą wyrobić prawo jazdy. Natomiast na najmłodszych czeka Duploland.
Na końcu warto na chwilę przysiąść na ławce, by odetchnąć i zjeść chipsy w kształcie… klocków Lego.

Z dzieckiem w świat? Ależ tak!
Kiedy rodzi się dziecko, rodzice słyszą najczęściej: „No, to skończyły się wyjazdy, teraz posiedzicie w domu”. Ci, co tak mówią, nie wiedzą, że właśnie zaczyna się wasza przygoda życia – rodzinne podróże! Dalszą eskapadę można zaplanować już z dwu, trzymiesięcznym malcem. Niemowlaki to idealni towarzysze podróży. Mazury czy Madagaskar? – jest im wszystko jedno, byleby się wyspać, najeść i rodzice byli obok. Podczas długich lotów dostają własne łóżeczko, zaś ich bilet jest kilkakrotnie tańszy od naszego! Nic nie zapamiętają z wyprawy? Dla nich liczy się czas, jaki spędzą z nami, a czyż jest lepsza okazja niż podróż? Dwulatek ma już swoje zdanie, dlatego przygotowując program wyjazdu, trzeba uwzględnić, że zwiedzanie muzeum czy kościoła jest dla niego o niebo mniej atrakcyjne niż rzucanie kamykami do potoku. Im starsze dziecko, tym więcej ciekawych rzeczy można razem robić. Wyprawa do Legolandu czy Disneylandu to dla całej rodziny możliwość świetnej zabawy. Zaś w Polsce czekają parki miniatur, rejsy statkiem po trawie, inscenizacje bitew i dinozaury jak żywe. Dla dziecka każdy wyjazd to Wielka Wyprawa po Przygodę. Mamy niepowtarzalną szansę nauczenia się od niego radości przeżywania każdej chwili i pokazania mu świata. Korzystajmy z tego, bo za kilka lat dzieci wybiorą wyjazd z rówieśnikami, a nie z rodzicami!

MOVIE PARK
Położony niedaleko granicy z Belgią i Holandią park to niezwykły świat filmu i mnóstwo atrakcji. Wielka zabawa zaczyna się już na głównej ulicy, noszącej szumną nazwę Hollywood Street.
Można na niej spotkać spacerującego Charliego Chaplina, uścisnąć dłoń Batmanowi lub zrobić pamiątkowe zdjęcie z Różową Panterą. Dużą popularnością cieszy się również Zaczarowane Studio Kina Akcji. Pościgi policyjne, płonące i zawalające się budynki, napady na sklepy jubilerskie są tam na porządku dziennym. Niezaprzeczalnym hitem tej części parku jest fantastyczna kolejka wodna. Kilkuosobowe łódki początkowo płyną wolniutko przy brzegach tropikalnej wyspy, po czym nagle spadają wodnym korytem. Później można kupić zdjęcie przedstawiające, jak drzemy się wniebogłosy w momencie zaskoczenia.
W Wonderland Studio, drugiej filmowej krainie Movie Park, główna rola przypada rwącej górskiej rzece płynącej dnem kanionu (o sile nurtu można się przekonać na własnej skórze) i wpływającej do ciemnych jaskiń. Krainę Wiecznej Zmarzliny powinni odwiedzić wszyscy, którzy chcą zobaczyć „na żywo” Sida, Diego lub Mannego – trójkę bohaterów animowanego hitu, jakim była parę lat temu Epoka Lodowcowa.
Z kolei na najmłodszych czeka Nikland z karuzelami, huśtawkami i zjeżdżalniami. Największą popularnością cieszą się jednak zminiaturyzowane wersje zabawek dla „starszych dzieci”, czyli roller coastery i młoty. Jeśli chodzi o tych naprawdę starszych, to najchętniej odwiedzają krainę Old West. Stary Zachód z western city, saloonem z muzyką country i Bandytą – drewnianym roller coasterem wzorowanym na amerykańskich kolejkach zachwyca wszystkich. Wagoniki wspinają się krętymi torami na wysokość 30 m, po czym spadają z prędkością 70 km na godzinę. Skok adrenaliny zapewniają jeszcze inne „zabawki”, np. Side-Kick, czyli młot w kształcie eleganckiej gondoli. Co odważniejsi lub bardziej szaleni (muszą mieć jednak skończone 10 lat) zasiadają dookoła wieży wysokości 60 m, wjeżdżają na górę i czekają. Tłum na dole wstrzymuje oddech. Sekunda, druga, trzecia... Bum! Ludzie spadają z prędkością ponad 90 km na godzinę. Nic jednak nie jest w stanie przebić MP Xpress – roller coastera, w którym tory biegną nie pod, lecz nad głowami pasażerów! Kolejka pędzi na złamanie karku, wijąc się jak szalony wąż. Z dołu widać tylko dyndające nogi!
DINOZAUROLAND
Atrakcje w Polsce
Nie mamy w Polsce wielkich, kolorowych parków rozrywki ani miasta z klocków Lego. Nie znaczy to jednak, że jesteśmy pozbawieni możliwości dobrej zabawy w plenerze.
Oko w oko z jaszczurem
Wizyta w Bałtowskim Parku Jurajskim w rejonie Gór Świętokrzyskich dostarczy nie lada wrażeń. To właśnie w tych okolicach od lat 70. XX wieku znajdowano w skałach jurajskich ślady największych gadów w dziejach Ziemi – dinozaurów. Przypuszczalnie właśnie tu żyły kiedyś górnojurajskie allozaury czy kamptozaury. W parku na własne oczy zobaczymy nie tylko „nasze” gatunki dinozaurów, ale też wiele innych. A jeśli kogoś nudzą lub przerażają prastare gady, może skierować swe kroki do Zwierzyńca Bałtowskiego. Na 40-hektarowym terenie będzie podziwiać jelenie, muflony, kozice alpejskie i górskie, lamy, owce czy konika polskiego. Zwiedzanie odbywa się w specjalnie do tego celu zaadaptowanym amerykańskim schoolbusie.
Rodziny, które pragną indywidualnie zwiedzić park, mają do dyspozycji jeepy, wozy i konie pod wierzch.


W osadzie wikingów
Na uwagę zasługuje też wyspa Wolin, która co roku zmienia się w osadę wikingów. Obok pokazów walk prezentowane są: kowalstwo, garncarstwo, snycerstwo, bednarstwo, wytop żelaza w dymarkach, produkcja dziegciu i pergaminu. Popularyzacja zielarstwa, wszelkiego rodzaju wróżb średniowiecznych i koncerty muzyki celtyckiej to tylko zapowiedź dobrej zabawy. Tegoroczny Festiwal Wikingów i Słowian ma nawiązywać do dawnej tradycji miasta Wolin, które w X–XI wieku było jednym z największych portów w Europie. W tym roku zobaczymy inscenizację bitew morskich i lądowych z udziałem kilkuset miłośników tego typu tradycji z różnych krajów.

Kraina Galindów
Na Mazurach, wśród zielonych lasów i błękitnych jezior leży tajemnicza Galindia. Jak głoszą podania, była historyczną krainą plemienia Galindów. Pisali o nim m.in. kronikarze rzymscy – Tacyt i Ptolemeusz. Dzisiejsza Galindia zajmuje obszar 20 hektarów w samym centrum Puszczy Piskiej, na terenie Mazurskiego Parku Krajobrazowego. Można przyjechać tu na kilka dni i w komfortowych warunkach naładować akumulatory. Wygodne komnaty i tarasy, piaszczyste plaże, zielone łąki, trele ptaków i szum trzcin –  człowiek nie ma ochoty opuszczać tej oazy spokoju, ale i dobrej zabawy. Na niespodziewającego się niczego złego wędrowca napada groźna grupa brodatych wojowników z maczugami i mieczami w dłoniach. Innym razem grupka odważnych i spragnionych przygód wyrusza na poszukiwania bursztynu. Pamiętajmy, że przez Galindię przebiegał Szlak Bursztynowy i nigdy nie wiadomo, jakie skarby mogły wypaść przypadkowo z wyładowanych wozów. Jeśli ktoś nie boi się otwartej wody i starych łodzi Galindów, może ruszyć w rejs ku tajemniczym miejscom półwyspu. Biesiady w jaskiniach, ogniska na polanach, obrzędy i rytuały, wszystko na wyciągnięcie ręki. Dodatkowym atutem tego miejsca jest bliskie sąsiedztwo rzeki Krutyni, jednego z najciekawszych szlaków kajakowych w Europie.

Diabeł Wenecki i wiedźma
Dobrym miejscem na pokazanie dzieciom kawałka historii jest Biskupin, najbardziej znany w Europie Środkowej rezerwat archeologiczny. W czasie badań rozpoczętych w 1934 roku odkryto konstrukcje drewniane sprzed 2700 lat. Przed wojną Biskupin nazywano „Polskimi Pompejami”. Można tam dojechać samochodem, ale przyjemniejsza będzie podróż kolejką wąskotorową, która kursuje pomiędzy Ţninem a Gąsową, przez Wenecję i Biskupin.
W starym grodzie można wszędzie wejść i wszystko obejrzeć. Dodatkowymi atrakcjami są lekcje muzealne, podczas których nauczymy się lepienia garnków z gliny czy pisania hieroglifami na pergaminie. Latem po pobliskim jeziorze pływa groźny tylko z nazwy, spacerowy stateczek „Diabeł Wenecki”.
Podczas tegorocznego Festiwalu Archeologicznego goście z Litwy, Łotwy i Białorusi zaprezentują umiejętności rękodzielnicze i wzorowane na dawnych wyroby z bursztynu, drewna i kory brzozowej. Wszystkim prezentacjom będą towarzyszyć zabawy, konkursy, tańce i muzyka. To dobra okazja do odbycia niezwykłej podróży w czasie, podczas której wiedźma-zielarka wprowadzi nas w tajniki warzenia mikstur, a chętni na własnej skórze będą mogli przekonać się, jak się czuła osoba oskarżona o czary.

Wesele do białego rana
Latem wiele atrakcji proponują liczne w Polsce skanseny. Na przykład w Kadzidle co roku w czerwcu odbywa się Wesele Kurpiowskie. Pyszna zabawa, podczas której nie tylko zobaczymy różne stare weselne obyczaje i obrzędy, ale też będziemy mogli w nich uczestniczyć. Zaczyna się od rajb, czyli zaręczyn, po których jedzie się do kościoła furmankami i bryczkami. Później oczepiny, toczenie chleba, obtańcówka, a na koniec wielka weselna uczta. Możemy skosztować kurpiowskich specjałów, takich jak kugiel, chleb ze smalcem, a na deser pampuch z piwem kozicowym. Nic dziwnego, że chętnych do zabawy nie brakuje.

Wyprawa na Dziki Zachód
Niedaleko Karpacza, wśród gór i wzgórz, znajduje się Western City – prawdziwe miasteczko z amerykańskiej prerii końca XIX wieku. Kowboje, Indianie, szansonistki przechadzają się jego ulicami. Nad porządkiem w mieście czuwa szeryf wraz z pomocnikami. Można tu zobaczyć, jak ujeżdża się dzikie konie i znakuje bydło. Tu nauczą wszystkich chętnych jeździć konno, rzucać nożem, tomahawkiem i dzidą. Mniej odważni mogą wydoić krowę, inni spróbować sił na elektrycznym byku. A może komuś uda się wypłukać złoto w pobliskiej rzece? Nigdy nic nie wiadomo. Pewne jest tylko to, że wieczorem odbędzie się potańcówka z muzyką country na żywo.
Świat w miniaturze
Tuż przy szosie z Poznania do Gniezna w miejscowości Pobiedziska możemy znaleźć wyjątkowe miejsce, a w nim kilkadziesiąt kopii znanych zabytków szlaku piastowskiego. Wszystkie budowle odzwierciedlają znakomite oryginały, a jedyna różnica polega na tym, że są dwudziestokrotnie mniejsze. Kamienice poznańskiego Starego Rynku sięgają nam do pasa, tak samo jak Mysia Wieża. Słynny Biskupin czy Operę Poznańską możemy obejść kilkoma krokami, by po chwili stanąć przed Pałacem w Rogalinie, Antoninie, przed Biblioteką Raczyńskich czy kościołem w Giczu. Jedynie wieże katedry gnieźnieńskiej i poznańskiej są wysokości dorosłego człowieka.

Konwój metalowych łódek
W okolicach Tarnowskich Gór srebro wydobywano od wieków. Teraz większość kopalni i sztolni jest zamknięta. Nie lada atrakcję okolicy stanowi kopalnia Głęboki Fryderyk. Jej część, zwaną sztolnią Czarnego Pstrąga, na szczęście można zwiedzać! To nie byle jakie zwiedzanie – konwój metalowych łódek, połączonych łańcuchami, pokonuje pod ziemią kilkaset metrów. Przewodnik nakłada rękawice, odpycha się od ścian i rozpoczyna opowieść. Jego głos, zwielokrotniony przez echo, niesie się po całej sztolni. Opowieść o kopalni, życiu i pracy gwarków zainteresuje na pewno każdego. N Rycerskie turnieje i wielkie oblężenia - Golub-dobrzyˇ, grunwald, malbork... Wiosenno-letni kalendarz imprez na powietrzu jest mocno zapełniony. Nie można narzekać zwłaszcza na brak turniejów rycerskich i inscenizacji bitew. Prawdziwe oblężenie przez turystów przeżywa zamek w Golubiu-Dobrzyniu. Na kilka dni w roku zamienia się on w średniowieczną warownię. Na zamek ściągają rycerze z całej Europy, a wszyscy zebrani postępują zgodnie ze starym Kodeksem rycerskim. Łucznicy, ciężkozbrojni na koniach, rycerze miecza i szabli od rana do nocy uczestniczą w turniejach. Towarzyszą im damy dworu oraz giermkowie, a „mieszczanie” i „pospólstwo” organizuje zabawy plebejskie, które w niczym nie ustępują atrakcyjności rycerskich potyczek. Wszystko to ku uciesze gawiedzi, czyli widzów zjeżdżających licznie z całego kraju.
Data 15 lipca Roku Pańskiego 1410 pozostanie na zawsze w pamięci każdego Polaka. Tego dnia, niecałe 600 lat temu, nasi pradziadowie pokonali panoszący się bezczelnie zakon krzyżacki. Na pamiątkę tego wydarzenia odbywa się co roku inscenizacja bitwy pod Grunwaldem. Naprzeciw siebie, przy głośnym aplauzie publiki, stają wielki mistrz zakonny Ulrich von Jungingen i dowódca wojsk polsko-litewskich, król Władysław Jagiełło. Dwa miecze zostają wbite w ziemię i bitwa się rozpoczyna. Radości zwycięstwa towarzyszą liczne zabawy i konkursy, nauka fechtunku w namiotach rycerskich i ciepła strawa z miodem pitnym. Z roku na rok w inscenizacji bierze udział coraz więcej widzów, a liczba walczących rycerzy dawno przekroczyła 3 000.
Równie atrakcyjną imprezą jest oblężenie Malborka. Jagiełło po zwycięskiej bitwie pod Grunwaldem rusza na twierdzę. Widać hufce królewskie, powiewają na wietrze proporce, słychać chrzęst broni i świst strzał. Odbywają się tam turnieje na maczugi i miecze, kopie, piki i szable. Wokół zamkowych murów trwa średniowieczny jarmark. Pod wieczór zamek oświetla blask pochodni, wytoczone zostają machiny oblężnicze i tarany. Na pola wychodzi wojsko. Rozpoczyna się oblężenie. Tłum z rozdziawionymi ustami wpatruje się w płonące drewniane chaty i rozświetlające niebo fajerwerki. Twierdza rokrocznie zostaje zdobyta jedynie przez turystów.
W kolejnym zamku krzyżackim, położonym w miejscowości o wdzięcznej nazwie Gniew, imprezy odbywają się praktycznie przez całe lato. Codziennie można np. poćwiczyć strzelanie z łuku lub kuszy. Ale największa atrakcja czeka na miłośników średniowiecza pod koniec lipca. Odbywa się wtedy Międzynarodowy Konny Turniej Rycerski Króla Jana III Sobieskiego. Rycerze w pełnym rynsztunku zmagają się w prawdziwych walkach na kopie i maczugi. Punktowane jest trafienie kopią oraz „wysadzenie z siodła”.