Oskar daje mi znać, żebym się nie szamotała, i pokazuje, że powoli się wynurzamy. Odczekujemy swoje na 10 metrach i stopniowo wypływamy na powierzchnię. – On mi chciał ukraść płetwę, widziałeś? – Dobrze, że się z nim nie siłowałaś, bo żółw tej wielkości bez wysiłku odgryzłby ci palec. Jeśli żółw czegoś chce, to to dostaje. My uważamy, że na tej wyspie jesteśmy ich gośćmi. 
Przez resztę dnia leżę w wodzie z maską i rurką, gapiąc się na spektakl pode mną. Wychodzę dopiero wtedy, gdy zaczyna się odpływ i za chwilę zacznę szorować brzuchem o rafę. Zauważam jednak, że na „moją” plażę wciąż przypływają łodzie z innych wysp, z których w głębinę za rafą skaczą kolejni nurkowie. 

Wygląda na to, że zupełnie przypadkiem trafiłam na najlepsze nurkowisko w okolicy, a z zestawem do snorklingu mogę zobaczyć niewiele mniej niż ci, którzy schodzą 20 m pod wodę. Bez żalu rezygnuję więc z nurkowej wycieczki po okolicy, ale z zawiścią słucham o organizowanych przez Oskara i jego wspólnika wyprawach na Komodo i Flores. – Wody wokół Komodo to morski park narodowy, nigdzie indziej nie zobaczysz takich cudów. Jeśli chcesz popływać z mantami, to tylko tam. Załatwimy ci hotel, sprzęt, transport, zajmą się tobą nasi koledzy z tamtejszej filii... 

Chłopaki kuszą, ale na ten wyjazd trzeba co najmniej czterech dni; nie mam tyle czasu. Na otarcie łez, wiedząc, że z Meno będę płynąć na Bali, dają mi listę najlepszych, ich zdaniem, miejsc do nurkowania na wschodzie wyspy. A gdybym wybierała się na Celebes, to Oskar ma kuzyna w jednym z ośrodków nurkowych, więc...

Czy to mola mola?

Po ciszy i spokoju Gili Meno gwarny port promowy w Padang Bai na Bali przypomina przedsionek piekła. Na pomost wysiadłam ledwo żywa – kilkugodzinna podróż w nieludzkim upale i na przepełnionej łodzi sprawiła, że oddałabym wszystko za prysznic i coś zimnego do picia. Tego dnia zatem nie jadę nigdzie dalej. Pierwszy zaczepiony taksówkarz, zapytany, czy zna w okolicy jakiś miły, niedrogi hotel przy plaży, olśnił mnie uśmiechem czerwonym od soku żutego betelu i zapakował do pojazdu. 

– Madame! Hotel for you beautiful, Blue Lagoon very near! – zapewniał. 

Po 20 minutach przepychania się przez korki z samochodów, motorów, rowerów i kóz dotarliśmy na obrzeża miasta, gdzie mój zbawca zdeponował mnie w małym i czystym hotelu swojego znajomego. Łazienka nie miała co prawda dachu, ale wi-fi działało bez zarzutu. A w pokoju gekony czyściły sufit z komarów. 

Błękitna laguna, kawałek od głównej plaży w Padang Bai, znajdowała się na liście, którą sporządził dla mnie Oskar. To jedno z najlepszych na Bali miejsc do snorklingu, bo, podobnie jak na Meno, rafa znajduje się blisko brzegu. 

Domy w Ubud na Bali nierzadko zatopione są w tropikalnym lesie. 

Tym razem pożałowałam, że kiepski ze mnie nurek. Tylko z maską i rurką spotkałam co prawda barakudę, podziwiałam anemony, ukwiały i plejadę kolorowych mieszkańców koralowcowego lasu, ale nie miałam szans na zobaczenie gościa tutejszych głębin – Mola mola. To samogłów – ogromna srebrna ryba, niemal zupełnie okrągła, a gdy pada na nią światło, wygląda jak tarcza księżyca. Nurkowanie w wodach cieśniny Lombok wymaga jednak sporego doświadczenia – tu, w pobliskiej Candidasie i na wyspach Mimpang, Gili Miaha i Gili Tepekong, są silne podwodne prądy, które mogą cię zabrać w głąb oceanu.