JAK TRWOGA, TO DO… BISSU

Podczas naszego spotkania do domu Mateme przychodzą miejscowi, głównie kobiety, z prośbą o pomoc w rozwiązaniu problemów. Dla pani Nurjayi rytuały bissu to ostatnia nadzieja na uratowanie rodzinnego biznesu. Stawy, kiedyś pełne ryb, przestały przynosić dochody, a rodzina zaczęła popadać w długi. – Zgłaszają się do mnie chorzy i słabi z prośbą o uzdrowienie, rolnicy z nadzieją na udane żniwa, a młode dziewczyny – jeśli chcą szybko znaleźć męża – wyjaśnia Mateme. A potem robi pauzę, zaciąga się papierosem, patrzy na mnie badawczo i pyta: – A ty masz już męża?
– Nie mam – odpowiadam zgodnie z prawdą.

– Nie? Ile masz lat, ze trzydzieści? – zgaduje. – Musimy coś na to poradzić – mówi i dyktuje mi listę rzeczy niezbędnych do rytuału, który ma zdjąć ze mnie klątwę bycia panną. Muszę więc kupić: 5 kiści bananów, pęczek świec, 3 białe jaja kury z hodowli wiejskiej, 3 litry ryżu, 3 młode kokosy, liść betelu, owoc areki i dużą butelkę wody.

Z zakupami wracam do jej domu. Mateme sadza mnie obok. Przed sobą kładzie talerzyk z liśćmi betelu i owocem areki – symbolami ludzkich uszu i mózgu. Bez tych „narzędzi komunikacji” z duchami nie może rozpocząć się żaden rytuał odprawiany przez bissu. Mateme zamyka oczy, lewą dłoń kładzie na liściach betelu i zaczyna szeptać coś w świętym języku bissu. Czasem robi pauzy i potakująco kiwa głową tak, jakby z kimś właśnie rozmawiała. Po chwili otwiera oczy i z butelką wody znika w sąsiednim pokoiku. Takie pomieszczenie, zwane palaką, mają w domach wszyscy bissu – szamani. To tutaj składa się ofiary duchom i przechowuje przedmioty niezbędne do rytuałów. Ja do palaki wstępu nie mam. Przez uchyloną kurtynę widzę tylko bambusowy ołtarz i Mateme, która okadza butelkę wody, dosypuje do niej jakiś proszek i znów wydaje się rozmawiać z duchami. Wraca z łagodnym uśmiechem na twarzy i gotowym przepisem na męża: – Tę wodę masz pić codziennie. Możesz jej też dolewać do zwykłej wody, przed kąpielą – instruuje. – Dzięki temu staniesz się piękniejsza i będziesz przyciągać uwagę mężczyzn. Te ziarenka prażonej kukurydzy też masz jeść, a patyczki nosić przez cały czas na sznurku zawiązanym w pasie, pod ubraniem – w dzień i w nocy, gdziekolwiek jesteś. No a jak już znajdziesz męża, musisz tu z nim wrócić – dodaje półżartem.
Szamanizm to jedno z głównych zajęć, ale i źródeł dochodu większości bissu. Za rytuał trzeba zapłacić równowartość kilku–kilkudziesięciu dolarów, w zależności od tego, jak złożony jest problem i jak gruby portfel ma interesant. Ja za przyszłego męża płacę Mateme pięć dolarów – rozsądną stawkę, jak sądzę.

Bissu mają też alternatywne źródła dochodu. Wa Nani, tak jak wielu innych, zajmuje się organizacją wesel: wypożycza stroje i dekoracje, czesze i maluje panny młode, no i zapewnia młodym przychylność duchów. Czasem trafia się jakaś ciekawsza „fucha”, tak jak w 2006 r., kiedy on i inni bissu zostali zaproszeni do Francji, żeby zaprezentować rytualne tańce. Problem, że na lotnisku nikt nie mógł zrozumieć, po co tym kilku facetom, wyglądającym zresztą jak kobiety, torby pełne sztyletów. A to przecież rekwizyty niezbędne do rytuałów, ale tego już w Makassarze, zaledwie 70 km stąd, prawie nikt nie wiedział.

ŚWIĘTY PŁUG

Jest koniec listopada, od mojego przyjazdu minęły już prawie trzy tygodnie. Codziennie, z coraz większą intensywnością, z nieba leją się hektolitry wody – zaczyna się pora deszczowa. Wkrótce pola wypełnią się wodą, a rolnicy posadzą młody ryż. Ale zanim to nastąpi, musi odbyć się Mappalili – doroczne święto, które ma zapewnić obfite plony i ochronę przed klęskami naturalnymi. Główne uroczystości odprawiane przez bissu koncentrować się będą wokół świętego pługu zwanego arajang. Jego historia wiąże się z bugijskimi podaniami o początkach świata zapisanymi w świętej księdze La Galio. Według nich bogowie górnego świata (nieba) postanowili wysłać na ziemię swojego syna, a dolnego (podziemi) – córkę. Młodzi przypadli sobie do gustu i wkrótce na świat przyszły ich dzieci – pierwsi ludzie, którym jednak życie na ziemi sprawiało spore trudności. Bogowie nieba postanowili więc wysłać im z pomocą bissu. To oni nauczyli ludzi pisać i czytać, zapoznali ich z medycyną, no i najważniejsze – pokazali, jak uprawiać ziemię, i podarowali pług.

Dziś święty pług, może ten sam, a może inny, tego nikt już nie pamięta, przechowywany jest w tzw. domu arajang, w wiosce Bontomatene, na wysepce Salayar, kilkadziesiąt kilometrów od Makassaru. I to właśnie tutaj, 2 grudnia, rozpoczyna się Mappalili.

Siedzimy na tarasie domu arajang. W środku, ukryty za czerwoną kotarą, owinięty białym całunem jak kołdrą, śpi już od roku święty pług. – Dzisiaj go obudzimy – tłumaczy krótko Wa Nani, który jako jeden z najważniejszych bissu musi najpierw poprosić duchy o zgodę. Gasi więc papierosa i wchodzi do środka. Tutaj, na bambusowym ołtarzu, tuż pod pługiem podwieszonym pod sufit, składa ofiary: liście betelu, orzechy areki, banany i kokosy. Przekupione w ten sposób duchy godzą się na rozpoczęcie uroczystości. Roczny sen arajang dobiega końca. Czas na pobudkę!

Od teraz mistrzem ceremonii będzie Juleha, trzydziestoparolatek o kobiecym głosie – aktualny duchowy przywódca bissu. Ubrany na biało, w turbanie na głowie wchodzi do domu arajang, siada przed świętym pługiem i rozpala kadzidła. Za nim, spowici półmrokiem i gęstym dymem palonych w kadzielnicy łupin kokosa, siedzą pozostali bissu.