Długa droga na szczyt - krótka do choroby wysokościowej

W Himalajach obowiązuje kilka przykazań. Idź wolno. Pij wodę. Jedz zupę czosnkową. W ogóle jedz dużo, natomiast zdecydowanie nie myśl za dużo. Od myślenia się choruje. Codziennie jak mantrę tych kilka przykazań powtarzają Dambar (przewodnik) i Jite (porter). Jak więc doszło do tego, że wszyscy złamaliśmy pierwsze i najważniejsze przykazanie – odpocznij jeden dzień w Namche Bazar. Bo każdy, bez wyjątku, w Namche spędza jeden dzień. Dla aklimatyzacji rzecz jasna. My jednak to przykazanie łamiemy i po spędzeniu nocy w Namche idziemy dalej. A dalej będzie już tylko gorzej.
Kierujemy się na zachód ku przełęczy Renjo La przez wioski Thame i Lumde. Za Namche wszystko się zmienia. Wreszcie jesteśmy naprawdę blisko gór, wreszcie jesteśmy sami. Ale jednocześnie robi się zimniej, trudniej, jakby straszniej. Ja natomiast robię się coraz słabsza i Jite niesie już nie tylko swój plecak, będzie też wracał po mój. Okropnie mi z tym niezręcznie, ale już się nie upieram, bo zaczynam powłóczyć nogami. Po dwóch dniach drogi w nocy przed wyjściem na przełęcz zaczynam chorować, a zaczyna się niegroźnie od bólu głowy i wymiotów. Mimo to o 5 rano ruszamy w stronę przełęczy. Przed nami 1000 metrów przewyższenia, a za przełęczą zejście do Gokyo na wysokość 4800 m n.p.m. i pierwszy raz w górach zejście okaże się dla mnie trudniejsze niż wejście. Nie będę się rozpisywać, jak góry mnie pokonały… choć może i nie. Nikt wiary nie dawał, że z objawami obrzęku mózgu i płuc oraz halucynacjami przeszłam tę przełęcz i doszłam do Gokyo. Tylko po to jednak, żeby następnego dnia rano helikopter zabrał mnie do szpitala w Katmandu.

Po trzech dniach wracam w góry, tak łatwo ze mną nie będzie.
Już wiem, jak to naprawdę wygląda, że te tłumy turystów mijane na szlaku, jedynie próbują zdobyć Base Camp, a całkiem sporej części się to nie uda.

Im dalej i wyżej , tym więcej ludzi choruje. Coraz więcej osób w jadalniach pochyla się nad zupą czosnkową, kurczowo trzymając za głowę, bo ból robi się nie do zniesienia. W nocy słychać wymioty, nad ranem helikoptery.

Ale nie tylko ja i inni turyści chorujemy, choruje też Jite, który już przeszło 15 lat chodzi po górach. Choroba wysokościowa nie zlitowała się nad nim i zaatakowała po przejściu przełęczy Kongma La na wysokości 5536 m n.p.m. I wtedy już naprawdę dociera do mnie, że żarty się skończyły. Że chodzenie po tych górach to nie przelewki.