Turyści, turyści

Od kiedy na małej Sri Lance zagościł po długiej wojnie domowej pokój, przybywa tu coraz więcej turystów złaknionych egzotyki, słońca, idyllicznych krajobrazów.

Na wyspie, która jest pięć razy mniejsza od Polski, biali turyści spotykają się co krok.
Na zachodnim wybrzeżu w luksusowych hotelach relaksują się całe rodziny, na wschodnim – śliz­gają się na falach surferzy. Wyżyny w centrum, i położona na nich Ella, mała miejscowość, są oazą dla backpackerów i hipsterskiej młodzieży, która przybywa tu pociągiem z Kolombo. Ella oferuje im cudne widoki na zieloną dolinę, kąpiele w wodach wodospadu Rawana, góry tonące we mgle, względnie łatwe do pokonania trasy trekkingowe. Raj, a w dodatku w hostelach są: wi-fi, kawa, lody – słowem, wszystko, co potrzeba zachodniej młodzieży do przetrwania.

Na Sri Lance powstają i będą powstawać nowe hotele, ale na szczęście wiele z nich kieruje się zupełnie inną filozofią niż te pamiętające czasy kolonii. Zatrzymałem się m.in. w hotelu Jungle Beach nad brzegiem oceanu czy Ulagalla, który składał się z domków na palach rozstawionych między bambusowymi i palmowymi gajami. Było tam pole ryżowe, kilka stawówi mnóstwo zwierząt. I nie były to wcale pawie, które na Sri Lance są symbolem szczęścia.  Nad wodę przemykały szybkie i ogromne iguany, po drzewach skakały małpy. W recepcji ptak ulepił sobie pod drewnianym gzymsem gniazdo – z gliny i błota, usztywnione źdźbłami traw, słomą i pierzem. Obsługa ostrzegała gości, by uważali na głowy. Zdecydowanie na tej wyspie zwierzęta wciąż czują się jak u siebie.

 

Słoń, który potrafił fruwać

Sri Lanka ma w herbie lwa, ale prawdziwym symbolem wyspy jest słoń. Dziś żyje tam ich ok. 6 tys. Czyli tyle samo, ile zabito w latach 1829–1855, kiedy Brytyjczycy zakładali na wyspie nowe plantacje. Smutne, ponieważ do czasów pojawienia się ich, słonie były świętością. To najstarsze udomowione zwierzęta na Sri Lance. Pomagały człowiekowi w pracach, wykorzystywano je podczas wojny i w buddyjskich świątyniach. Słonie były pod specjalną ochroną syngaleskich króli. Za zabicie, a nawet zranienie zwierzęcia groziła śmierć. Nieważne było tłumaczenie chłopów, że np. słoń zniszczył uprawę. Winny był człowiek, który nie zabezpieczył pola. Brytyjczycy znieśli królewski dekret.

Ta rzeź to ponura przeszłość – dziś te zwierzęta są bezpieczne. Na szczęście natura nie obdarzyła słoni z wyspy kłami (ma je tylko ok. 7 proc. samców), więc kłusownicy też im zbytnio nie zagrażają. Najsłynniejszym słoniem Sri Lanki jest Radża. Niestety już nie żyje, ale mieszkańcy wyspy i turyści mogą podziwiać go wypchanego w muzeum w Kandy, tuż przy świątyni Sri Dalada Maligawa (Świątyni Zęba). Historia życia Radża wiąże się ze słynnym świętem Esala Perahera. Jest to jedna z sześciu ceremonii, które odbywają się co roku w świątyni. Wypada na lipiec (dokładną datę ustala astrolog), w obecnym kształcie jest świętowana od ponad dwustu lat, ale jej tradycje sięgają V stulecia przed naszą erą. Wieczorami, przez 10 dni, ulicami uroczego Kandy przechodzi barwna parada słoni. Grają trębacze i perkusiści, młodzi mężczyźni tańczą z płonącymi obręczami, inni niosą kwiaty kokosa symbolizujące dobrobyt, powiewają buddyjskie flagi.

Główny słoń, ozdobiony barwną suknią, świecącymi lampionami i girlandami, niesie na grzbiecie skrzący się światełkami baldachim, a pod nim skrzynkę z kopią najświętszej relikwii buddystów – zębem Buddy. Ząb trafił na Sri Lankę cztery wieki po śmierci oświeconego mędrca. Różne są historie na temat autentyczności relikwii – zniszczyli ją ponoć Portugalczycy – ale świątynia w Kandy przepełniona mistycyzmem to szczególnie ważne miejsce dla buddystów. Radża miał ten zaszczyt, że przez pół wieku uczestniczył w Esala Perahera, a przez 27 lat maszerował na jej czele. Zapracował na miano najbardziej znanego słonia w całej Azji. Kiedy w 1988 r. zdechł w wieku 75 lat, ogłoszono żałobę państwową, wydano okolicznościowy znaczek i umieszczono jego podobiznę na banknocie tysiąca rupii.

Radża nie był jednak zwyczajnym słoniem, był słoniem z 10. najwyższej kasty – chaddanta (ze względu na swoje cechy fizyczne). O takich słoniach opowiada się, że mają siłę 10 tys. mln mężczyzn, są białe i potrafią poruszać się w powietrzu. Radża, który urodził się w dżungli Eruvar w 1913 r., później został schwytany przez kłusowników i następnie trafił do Kandy. Już w dzieciństwie został dostrzeżony przez buddyjskich mnichów. Odkupili go za sporą kwotę 3,3 tys. rupii, znaleźli dla niego zastępczą matkę i przyjaciela, żeby nie czuł się samotny. Radża szybko nauczył się 24 komend i nigdy nie zawiódł swoich opiekunów.