W ulicy Puszkińska zakochuję się od razu. Ubrana w masywne platany, które zupełnie po literacku jesienią gubią srebrną korę, zimą, na długich szypułkach długo utrzymują niepozorne kwiaty, a wiosną i latem zuchwale się zielenią. Na ulicę trafiam prosto z dworca, wymęczony i ledwo żywy po podróży ze Lwowa. Pierwsze chwile w Odessie błyskawicznie jednak rekompensują mi 12 godzin spędzonych gdzieś między jawą a snem w 50-osobowej sypialni. Ulica Puszkinska, którą przejdę jeszcze wiele razy, prowadzi do pomnika poety znajdującego się nieopodal portu. Po drodze mijam rzędy kolorowych kamienic, muzea (w tym jedno poświęcone właśnie pisarzowi) i mnóstwo znudzonych kotów wylegujących się na krawężnikach. Aleksander Puszkin, który został zesłany do Odessy w 1823 r. za krytykowanie w swoich wierszach carskiej tyranii, tak napisał o tym mieście: Europa jest tu na każdym kroku. Wszystko tu błyszczy, wszystko jest doskonałe. Na ulicach słychać rozmowy w wielu językach...

 

Krzesło z brylantami

Uwolniwszy się od bagażu i zapachów nocy, zgodnie z rekomendacją taksówkarza udaję się do Puzatej Chaty, na szóstym piętrze galerii handlowej Europa. Zajadając bulion, pierożki z wiśniami (na które wracam jeszcze potem trzy razy), sałatkę krabową i sok ze świeżo wyciśniętej pomarańczy (całość ok. 20 zł), mam doskonały widok na Odessę. Kontempluję zarówno pierożki, jak i główną ulicę miasta – Deribasowską, przy której, pod numerem 16, Adam Mickiewicz napisał Sonety krymskie. 18 lat temu ulica została zamknięta dla samochodów i stała się głównym deptakiem. Znajdują się tu knajpki, galerie, hotele, sklepy i założony ponad 200 lat temu park. Poza tłumami turystów, pomnikiem lwa i lwicy z młodymi stoi tutaj mosiężne krzesło upamiętniające rosyjską powieść satyryczną Dwanaście krzeseł napisaną w 1928 r. przez Ilję Ilfa i Eugeniusza Pietrowa i czterokrotnie sfilmowaną. Otóż jeden z bohaterów książki, niejaki Hipolit Matwiejewicz, otrzymuje w spadku 12 krzeseł. Niepocieszony tym darem pozbywa się go, zupełnie nieświadomy, że w jednym ukryte są brylanty warte kilkaset tysięcy rubli.

Również przy Deribasowskiej od 1972 r. odbywa się festiwal Humorina. Odessyjczycy prima aprilis traktują zupełnie poważnie i każdego roku, 1 kwietnia, przebrani za klaunów i postacie z bajek maszerują deptakiem. Zresztą główną pamiątką sprzedawaną turystom są zbiory dowcipów odeskich, czerpiących z żydowskich żartów, szmoncesów. Humor to towar eksportowy miasta.

Miasto Multi-Kulti

Zwiedzając Odessę, kilka razy próbuję się w niej zgubić, bo to takie romantyczne i zawsze dobrze się opowiada, ale nie udaje mi się. Ulice przecinają się pod kątem prostym, tworząc siatkę prostopadłych linii, po których można przemieszczać się niczym komputerowy Pacman, by zjadać kolejne punkty na kulturalnej mapie miasta. Spacerując – z głową podniesioną do góry, by podziwiać ornamenty na budynkach – trafiam do Muzeum Wschodu i Zachodu (ekspozycja prac m.in. Michelangela i Caravaggia), którego istnienie jest najlepszą metaforą miasta zamieszkanego przez Ukraińców, Rosjan, Żydów, Polaków, Bułgarów, Mołdawian, Ormian, Greków i wielu innych.

Odessę założyła ponad 200 lat temu cary-ca Katarzyna II, na odebranej Turkom twierdzy. Swoboda religijna, zwolnienie z obowiązku służby wojskowej pierwszych pokoleń osiedleńców i błyskawiczny rozwój tego dosyć młodego jak na Europę miasta przyciągały przedstawicieli wielu narodowości. Pierwszym burmistrzem, urbanistą, był Joseph de Ribas, Hiszpan. Pierwszym namiestnikiem carycy książę de Richelieu, Francuz, którego dumny pomnik stoi na szczycie schodów potiomkinowskich. Struktura prostopadłych ulic miasta została wymyślona przez niemieckiego inżyniera, a pierwsze budowle wzniósł włoski architekt Franciszek Boffo. To, co czyni Odessę wyjątkową, to połączenie nowoczesności (choćby dostępnego w większości knajpek bezprzewodowego internetu) z zabytkowymi cerkwiami, meczetem, synagogą, 200-letnimi hotelami i ogromnym bazarem Prywozem. Na jego zwiedzanie najlepiej przeznaczyć całe przedpołudnie. Można tutaj kupić smażone krewetki, koreańską kapustę kimczi, rewelacyjne sery z  Gruzji, egzotyczne owoce, których nazw nawet nie znam, warzywa jeszcze z grudami ziemi... W drugiej części są używane ciuchy, papierosy na sztuki i kilka innych, mniej legalnych rzeczy. Do dzisiaj Odessa pełna jest kontrastów. Czarne bmw z przyciemnionymi szybami mijają się z rozklekotanymi tramwajami. Wykwintnym restauracjom z uśmiechniętymi kelnerami towarzyszą wiekowe delikatesy, w których sprzedawczyni nie będzie się siliła na zrozumienie angielskiego. Patrzy na mnie srogo i dopiero gdy wskazuję ręką czekoladę, podaje mi ją niechętnie i przewraca oczami, sfrustrowana swoją pracą, a bardziej moją obecnością w jej sklepie. Również na poczcie mam nieodparte wrażenie, że przeszkadzam. Z pewnością jednak w Odes-sie można liczyć na przechodniów, mieszkańców miasta, którzy wskażą drogę, podpowiedzą, gdzie można kupić tańsze pamiątki, zapytają, skąd jesteśmy, i uśmiechną się na wieść, że z Polski, bo znają, wiedzą, kiedyś byli lub ktoś z rodziny, z bliskich, przyjaciół, sąsiadów jest Polakiem.

Plaża z widokiem na miasto

Dla większości Ukraińców i Rosjan, którzy tutaj przyjeżdżają, Odessa to przede wszystkim kurort wakacyjny. Aby dojść do plaży, trzeba przejść znajdującym się obok portu parkiem. Poza zielenią, bulwarem Chwały i Nieznanych Żołnierzy, przy którym płonie wieczny ogień, w parku mieszka wataha kilkunastu dzikich psów, obok których spokojnie przechadzają się mamy z dziećmi. Zielone ławeczki tuż nad morzem, szeroka plaża, a za nią socjalistyczne budowle tworzą oryginalny i surowy pejzaż. Tym bardziej że klimat tutaj jest kontynentalny, suchy i gorący, ponad 280 dni w roku jest słonecznych.

Będąc już na plaży, wybieram się do Werandy (nie mylić z francuską La Veranda z ul. Bunina – równie smaczną, znacznie droższą). Widok na plażę i morze, którego nic nie zasłania, do tego dyskretna wschodnia muzyka i obsługa, która ani się nie narzuca, ani nie ignoruje. Idealnie. Za kolację rozpoczętą lampką 12-letniego koniaku Klinkov, składającą się z grillowanych krewetek, zakończoną smażonymi w naleśniku bananami i nieustannym wpatrywaniem się w fale, zapłaciłem ok. 45 zł. W Odessie nie można narzekać na kuchnię, bo wybór jest ogromny. Znajdują się tutaj restauracje azjatyckie, francuskie, włoskie, rosyjskie, bułgarskie. Ja szczególnie upodobałem sobie Kompot, ukraińską knajpkę wystylizowaną na babciną, przytulną spiżarnię. Przychodzą tutaj wszyscy, samotnicy z laptopem, zakochane pary oraz biznesmeni.

Pestka na schodach

Czas na największą atrakcję Odessy. Przypominam sobie scenę z filmu Siergieja Eisensteina Pancernik Potiomkin, w której toczy się po nich dziecięcy wózek wypuszczony z ręki zabitej przez żołnierzy matki, obok uciekają przerażeni ludzie. W 1905 r. faktycznie doszło tutaj do krwawego starcia załogi rosyjskiego pancernika „Potiomkin” z wojskiem carskim, w wyniku czego na schodach zginęło około 2 tys. osób. Podobno reżyser wymyślił kultową scenę kinematografii, gdy siedział na schodach, jadł czereśnie i przyglądał się spadającej po nich pestce. Wznoszące się na wysokość 27 m łączą bulwar nadmorski z portem. Na dole mają ponad 21 m szerokości, na górze niecałe 13, dlatego gdy patrzy się na nie, sprawiają wrażenie, że wszędzie mają taką samą szerokość. Natomiast widok z dołu jest zdecydowanie bardziej imponujący. Schody ciągną się do nieba! Liczą 192 stopnie, leniwi mogą pokonać je darmową kolejką linową (przejazd trwa 1 min i 10 s). Każdego roku na schodach potiomkinowskich organizowany jest konkurs na ich najszybsze pokonanie, obecny rekord wynosi 22,8 s. Przez chwilę zastanawiam się, czy spróbować pobić rekord, czy może jednak przejechać się kolejką. I mimo szczerych chęci wybieram tę drugą opcję.

Magia Odessy to przede wszystkim kamienice i stare rezydencje arystokratycznych rodów, m.in. pałace Tołstojów, Potockich, Rzewuskich. Spacerując malowniczą ulicą Pierieułek Woroncowski, trafiam na dom o jednej ścianie, i wpatrując się w budynek, zastanawiam się, czy właśnie popsuł mi się wzrok. Okazuje się, że jestem świadkiem słynnej i genialnej iluzji optycznej. Z pewnością jednym z najpiękniejszych budynków miasta jest Opera na ponad 1,5 tys. miejsc, wzniesiona w 1887 r. i będąca jednym z pięciu najlepszych akustycznie teatrów świata. Wyprzedzają ją opery w Mediolanie, Londynie, Wiedniu i Paryżu. Spacer po Odessie to wędrówka śladami wielkich nazwisk. Tworzyli tutaj Izaak Babel, Iwan Bunin, Dmitrij Mendelejew, Jacob Adler. A turysta Mark Twain napisał: Przez długi czas czułem się jak w podróży. Dopiero w Odessie poczułem się jak w domu.