Jak to jest, że podczas wszystkich ekspedycji ginie tyle ludzi? – zapytał Gibson pewnego dnia. – Nie wiem, Gibson, jak to jest, ale na podróżników czeka wiele niebezpieczeństw, czasem zdarzają się wypadki, czasem atakują dzicy, czasem śmierć jest wynikiem brawury. Niemniej śmierć i tak, wcześniej czy później, spotka każdego z nas – odpowiedział mu Giles. Gibson skwitował to słowami: Tak czy inaczej, nie chciałbym zdechnąć w tym miejscu.

20 kwietnia Giles i Gibson wyruszyli na rekonesans. Pokonując piaszczyste wydmy, natrafili na nieznany łańcuch górski. Ernest nazwał go „Alfred and Marie Range” na cześć, jak zapisał w pamiętniku, Ich Królewskich Wysokości, Księcia i Księżnej Edynburga. Niedługo potem przekonali się, że australijska pustynia nie pozwala sobą rządzić. Jedna z beczek z wodą okazała się pusta. Musiała przeciekać, ale w upale tego nie zauważyli. Nie było wyboru, wzięli część bagaży na swoje wierzchowce, a juczne konie puścili wolno. I tak nie mieli dla nich wody. Same miały większe szanse na powrót do obozowiska. Sytuacja, już i tak trudna, jeszcze się pogorszyła – nieoczekiwanie padł koń, na którym podróżował Gibson. Teraz nie było już szansy na dalszą wędrówkę na zachód.

Spójrz, Gibson, sam widzisz, że znaleźliśmy się w sytuacji najpaskudniejszej z możliwych. Pozostał nam tylko jeden koń, co oznacza, że tylko jeden z nas może jechać, drugi musi pozostać na pustyni. I to będę ja. Teraz posłuchaj: jeśli klacz nie dostanie wkrótce wody, umrze. Zatem weź ją, wróć do beczek z wodą, jakie pozostawiliśmy po drodze, i daj jej pić. Pozwól jej odpocząć przez godzinę, dwie i jedź w kierunku Rawlinson Range i dalej naszymi śladami do Fort McKellar. Zostaw mi jedną beczkę wody, resztę zabierz ze sobą. Pamiętaj, moje życie zależy od ciebie, musisz sprowadzić pomoc. Jak dojdziesz do obozu, bierz pana Tietkensa, weźcie świeże konie, tyle wody, ile zdołacie zabrać, i przyjedźcie po mnie tak szybko, jak tylko się da. Ja tymczasem będę próbował iść w waszym kierunku – wspominał potem swoją rozmowę z Gibsonem Ernest. Ich największą nadzieją byli koledzy, którzy czekali w Fort McKellar.

Kiedy Gibson odjechał, Giles ruszył w stronę obozu. W jaskrawym słońcu, racjonując wodę i resztki wędzonej koniny, jaka mu pozostała, pokonał 58 km. Z przerażeniem odkrywał, że Gibson zmylił drogę. Ślady, jakie pozostawił, podążały tropem dwóch wypuszczonych wcześniej jucznych koni, czyli donikąd. Miał jeszcze nadzieję, że Gibson odkryje pomyłkę i powróci na właściwą drogę do obozu.

Ledwie żywy z wyczerpania, słaniając się na nogach, dźwigał na plecach beczkę z kilkoma łykami wody. Przedzierał się przez gąszcz wysokiej na półtora metra, ostrej jak brzytwa pustynnej trawy spinifex. Wydając niemal ostatnie tchnienie, 1 maja dotarł do Fortu McKellar. Liczył, że zastanie tam Gibsona. Nie było go jednak i nigdy go nie odnaleziono.

Tydzień później zrezygnował z pokonania zachodniej pustyni. Nie miał już siły. Dwa miesiące później dowiedział się, że sir John Forrest i Peter Warburton, którzy wyruszyli z zachodniego wybrzeża w kierunku przebiegającej przez środek kontynentu linii Overland Telegraph, podbili teren, którego nie udało mu się przejść.

 

Eksplorator Australii

Kolejny rok przyniósł jednak sukces. Giles przemierzył Wielką Pustynię Wiktorii, docierając z południowego wybrzeża na zachodni kraniec kontynentu. Tym razem na wyprawę zabrał wielbłądy. W 1876 r. przeszedł pustynię w odwrotnym kierunku, stając się pierwszym w historii człowiekiem, któremu wyczyn ten udał się dwukrotnie. Na cześć przyjaciela zmarłego w czasie drugiej wyprawy tę największą pustynię Australii Zachodniej nazwał Pustynią Gibsona. I choć nie miał na koncie spektakularnych odkryć, został uznany za jednego z najważniejszych eksploratorów Australii. Jego badania wypełniły niejedną białą plamę na mapie nie do końca poznanego nawet dziś kontynentu. Swoje wyprawy opisał w kilku książkach: Geographic Travels in Central Australia from 1872 to 1874, The Journal of a Forgotten Expedition oraz największym dziele Australia Twice Traversed.

Za zasługi dla nauki został odznaczony Orderem Korony Włoch i mianowany honorowym członkiem kilku towarzystw geograficznych w Australii. Otrzymał też złoty medal londyńskiego Royal Geographical Society. Władze Australii Południowej przyznały mu dwukrotny grant w wysokości 250 funtów i prawo bezpłatnej dzierżawy ok. 5 tys. km² terenu w Terytorium Północnym Australii. Jednakże pięć lat później prawo to zostało mu odebrane, gdyż, jak twierdził gubernator prowincji: Doszły mnie słuchy, że ma on skłonność do hazardu, a jego upodobania niewiele mają wspólnego z trzeźwością. W dość purytańskiej Australii tryb życia Gilesa nie był powszechnie akceptowany.

Po pięćdziesiątce był zmuszony powrócić do urzędniczego życia. Objął posadę klasyfikatora ziemskiego, a następnie urzędnika w Inspektoracie Górnictwa w Coolgardie. Nadzorując złotonośne pola, nabawił się zapalenia płuc i zmarł w wieku 62 lat.

 

Tekst: Joanna Lamparska, Piotr Kałuża