To była spontaniczna decyzja. 10 dni urlopu, samochód, mało bagażu, do plecaka przewodnik i mapa Francji. Do Nancy w Lotaryngii docieramy wczesnym wieczorem po 20 godzinach jazdy.

Mimo zmęczenia idziemy na spacer na piękny plac Stanisława. W jego centrum stoi pomnik naszego króla Stanisława Leszczyńskiego, który rządził Lotaryngią w latach 1737–1766. Plac otaczają odrestaurowane barokowe pałace – dzisiaj mieszczą się w nich m.in. Ratusz i Muzeum Sztuk Pięknych. Przy czterech kutych barokowych bramach znajdują się fontanny okupowane letnią porą przez zakochane pary i ulicznych artystów. Siadamy na brzegu jednej z nich i chrupiąc maślane croissanty, wspominamy burzliwą historię naszego króla.

Stanisław Leszczyński w Polsce berło dzierżył dwukrotnie i na krótko. Za pierwszym razem do władzy pomogli mu dojść w 1704 r. Szwedzi i już w 1709 r. zmuszony był uciekać z kraju. Przez lata żył w biedzie, na obczyźnie, po czym niespodziewanie przybyli do niego wysłannicy króla Francji Ludwika XV z prośbą o rękę jego mało atrakcyjnej córki Marii. Król był tak zaskoczony propozycją, że podobno zemdlał z wrażenia.

Działania Ludwika XV naturalnie nie były przypadkowe – władca planował zwiększenie wpływów nad Wisłą. Dlatego w 1733 r. wsparł Stanisława, by ten ponownie ubiegał się w Polsce o reelekcję. Okazało się jednak, że historia lubi się powtarzać: Leszczyński po trzyletnich rządach znów musiał zbiec przed Rosjanami.

Piękną Lotaryngię, która miała docelowo zostać przyłączona do korony francuskiej, otrzymał niedługo później, w wyniku ustaleń pokojowych po wojnie francusko-austriackiej. Dopiero tutaj mógł się wykazać swoimi umiejętnościami i realizować ambicje dobrego władcy.

W Nancy nieopodal placu Stanisława znajduje się Palais de Gouvernement, z którym sąsiaduje pałac książęcy Palais Ducal z XVI w. Obecnie mieści się w nim Muzeum Historyczne Lotaryngii. Zmierzając do pamiętającego średniowiecze Starego Miasta, Ville- Vieille, mijamy eleganckie sklepy i butiki. Robi się późno, decydujemy, że pora coś zjeść. W restauracji zamawiamy półmisek serów ułożonych w spiralę. Próbujemy ich od zewnątrz do środka, dawkując intensywność smaków i zapachów. Ponieważ jesteśmy w Lotaryngii, danie serwowane jest z pyszną konfi turą z mirabelek.

Kolejny dzień rozpoczynamy od wizyty w Musée de l’École de Nancy (wstęp 4-6 euro), prezentującego bogaty dorobek miejscowej secesji – art nouveau. Pod na przełomie XIX i XX w. sztuka ta intensywnie się rozwijała, za sprawą przede wszystkim Émile’a Gallé, który był jednym z założycieli Szkoły z Nancy. W muzeum zachwycają nas piękne meble zgromadzone wewnątrz i w ogrodzie, m.in. altana-akwarium ze wspaniałymi oknami i grobowiec z „kocimi oczami”. Jednak po wyjściu z muzeum przekonuję się, że fantazyjną art nouveau znaleźć można również na ulicach miasta. Najbardziej znanymi przykładami stylu są willa Majorelle oraz wnętrze eleganckiej restauracji Brasserie l’Excelsior.

Zanim wyjedziemy z Nancy, zatrzymujemy się przed barokowym kościołem Notre-Dame-de-Bonsecours, w którym pochowany był Stanisław Leszczyński. Świątynia została zniszczona podczas rewolucji francuskiej, a szczątki króla przeniesiono do katedry na Wawelu.



Spotkanie z księżną z Nancy bocznymi drogami docieramy do Commercy – kolejnej miejscowości, z którą związany był polski król. Najpierw jednak zwiedzamy zamek Château d’Haroué. Ten wspaniały przykład francuskiej sztuki z początków XVIII w., wzniesiony na fundamentach cytadeli i renesansowego zamku, stoi frontem do głównego placu miasteczka Haroué.

Gdy mijamy bramę główną, zaczyna siąpić deszcz. Mokrzy i poirytowani nagłą zmianą pogody wchodzimy na teren posesji. W drzwiach wita nas niepozorna uśmiechnięta kobieta, gęste, krótko obcięte włosy opadają jej na czoło. Myśląc, że to nasz przewodnik, ruszamy za nią na zwiedzanie pałacu. Płynną angielszczyzną opowiada nam historię niezwykłego budynku. Pokazuje kolejne sale, meble i zbroje wyeksponowane jak w muzeum. Atmosferę ociepla jedynie zapach świeżo ściętych kwiatów w wazonach na kominkach. Z rosnącym zaciekawieniem słucham przewodniczki: „mój pradziadek, wicekról Toskanii przebudował pałac…”, „w moim pałacu jest ponad 365 okien, 52 kominki, 12 wież i 4 mosty przerzucone przez fosę…”. Patrząc na nasze coraz bardziej zdziwione twarze, uśmiecha się skromnie i przedstawia raz jeszcze, używając tym razem pełnego tytułu: La Princessa Minnie de Beauvau-Craon.

– Zaraz, zaraz, a czy jedna z kochanek króla Stanisława Leszczyńskiego nie nazywała się Marie Françoise Catherine de Beauvau-Craon? – pytam. – Tak, oczywiście. To była moja pra-, pra-, prababka, znana we Francji markiza de Bouffl ers – potwierdza gospodyni. Za oknami deszcz pada w najlepsze, a my siedzimy w prywatnych pokojach księżnej i popijamy herbatkę, prowadząc kulturalną rozmowę. Biblioteka, bo do niej zostaliśmy zaproszeni, naprawdę robi wrażenie. Regały wypełnione po sufi t książkami, dwa marmurowe kominki, wygodne kanapy i fotele, miękkie dywany, a na stolikach poustawiane zdjęcia najbliższych, wśród których nie zabrakło kuzynki, królowej Elżbiety II. – Co roku wystawiam operę w ogrodzie na tyłach posesji. W zeszłym roku było ponad dwa i pół tysiąca osób. Miło mi, gdy te stare mury tętnią życiem – opowiada księżna. – A wiecie, że moim sąsiadem jest artysta z Polski, który na stałe śpiewa w operze w Nancy? – dodaje. Popołudnie mija nam szybko.

Słodkie magdalenki w Commercy narodziły się malutkie, puszyste, złociste i słodko pachnące magdalenki. Jeśli wierzyć legendzie, ciastka po raz pierwszy upiekła na życzenie króla Stanisława młoda pokojówka Magdalena. Okazały się tak pyszne, że władca podarował je swojej córce królowej Marii, dzięki czemu na dobre zagościły na wersalskich salonach. Dzisiaj tych malutkich pyszności można skosztować w fi rmowej kawiarence, mieszczącej się przy fabryce magdalenek na głównym placu Commercy. Nigdzie nie smakują tak wspaniale, szczególnie w zestawieniu z gorącą czekoladą lub espresso.

Na tym samym placu znajduje się także zabytkowa apteka École de Nancy z 1907 r. Zaglądamy do niej przede wszystkim ze względu na wystrój art nouveau.

Po imponującym, jak można przypuszczać z rycin i obrazów, Château Stanislas – pałacu Stanisława pozostało niewiele. Stary i zrujnowany XIV- -wieczny zamek został z rozmachem zmodernizowany przez króla. Jego chlubą był wspaniały ogród z systemem jezior i kanałów wodnych. Niestety, do dzisiaj zachowała się jedynie frontowa fasada – budowlę strawił ogień podczas działań wojennych w 1944 r. Obecnie w odrestaurowanym budynku mieści się ratusz miejski.

Opuszczamy Commercy i kierujemy się do Metz. Górzysty teren gęsto porośnięty jest sadami owocowymi, w których prym wiedzie mirabelka. Przez otwarte szeroko okna sączy się do środka naszego samochodu słodki zapach kwitnących na biało i różowo drzewek owocowych. Droga jest pusta i wąska. Na chwilę, która przeciąga się do dwóch godzin, zatrzymujemy się w niewielkiej winiarni L’Aumoniére w Vieville- -sous-les-CÔtes. Degustujemy wina białe, czerwone, różowe, wytrawne, półwytrawne i słodkie. Przegryzamy kolejne smaki suchą bagietką. Na koniec serwują nam wino musujące z mirabelek. No cóż, w życiu trzeba spróbować wszystkiego... Przy okazji dowiadujemy się, że w Metz co roku w sierpniu odbywa się Festiwal Mirabelki, na który ściągają ze wszystkich stron turyści i przedsiębiorcy, wystawiający na sprzedaż swoje specjały.

Metz, stolica Lotaryngii, na nowo przeżywa rozkwit w związku z budową filii paryskiego Centrum Pompidou, która ma być otwarta w 2010 r. Szerokie ulice wysadzane są po bokach starymi drzewami, zza których wyłaniają się majestatyczne kamienice i wille. Spacer po mieście rozpoczynamy od Place de la Comédie, XVIII-wiecznych budynków opery i teatru. Tablice informacyjne mówią, że to najstarszy działający teatr we Francji – wzniesiono go nad rzeką Mozelą frontem do starówki. Dochodzi południe. Na ulicach prawie wyłącznie turyści, większość kawiarni dopiero się otwiera. Zwiedzamy ogromną gotycką katedrę St-Étienne budowaną w latach 1220–1522. Podziwiamy znajdujące się w niej witraże; to największe na świecie szklane dzieła autorstwa artystów, takich jak: Herman de Munster, Theobald de Lixheim, Valentin Bousch i Marc Chagall.

Przechadzając się po Metz, warto spoglądać pod nogi. Na chodnikach umieszczono strzałki wyznaczające kierunek zwiedzania i kilka tras. Na początek wybieramy szlak zabytków architektonicznych, potem najwspanialszych parków i budowli z czasów rzymskich. Spędzamy tu dwa dni i ładujemy akumulatory przed powrotem do codziennego życia w Warszawie.