Mamy już swoje pierwsze spostrzeżenia. Nie spełniły się żadne czarne scenariusze uprawiania karawaningu w Rosji. Spędziliśmy tam 30 dni i obyło się bez żadnych złych przygód - relacjonują. Ciekawe zabytki, przyjaźni ludzie, nawet drogi pomiędzy Pskowem, a Murmańskiem nie są takie złe. Rosyjska policja zachowuje się wobec zagranicznych turystów, niczym jej europejskie odpowiedniczki. Jeśli jeszcze dodać, że cena paliwa oscyluje wokół 3 PLN za litr, to czy nie jest to wymarzony kierunek do uprawiania karawaningu? Sami Rosjanie mówili nam, że Rosja obecna, to nie ten sam kraj, jakim był przed kilkoma laty!
Z Murmańska skierowaliśmy się do północnej Norwegii. Rezygnujemy ze słynnego Nordkapp’u, który wcale nie jest najdalej na północ wysuniętym przylądkiem kontynentalnej Europy. Jest za to miejscem najbardziej obleganym przez turystów. My wybieramy ten karawaningowy „północny koniec Europy”. To mała osada Slettnes. Dalej już na północ, dojechać się nie da.
Kilka dni spędzamy w parku narodowym Varanger. Fotografujemy ptaki na wyspie Vardo. Wyspie, na którą można wjechać (podmorskim tunelem) kamperem, a która położona jest już w Arktyce. Udaje nam się wyjść cało z kolizji spowodowanej przez norweskiego tirowca, ująć go w pościgu, przeżyć jego atak młotkiem, a potem obserwować beztroskie działania tamtejszej policji. Jeśli dodamy jeszcze, że norweskie ceny są wysokie również dla kamperowców z Niemców, to można się pokusić o stwierdzenie, że północna Norwegia – jako cel wyjazdów turystycznych – to pomysł nie najlepszy. Na ryby, na dni kilka, na sprawdzone łowiska – jak najbardziej tak, ale turystycznie na północ?  
Tymczasem, co nam pokaże Finlandia?
Czy uda nam się namówić innych polskich emerytów, do takiej formy spędzania swojego wolnego czasu? Zobaczymy.